O mamusiu, nie było mnie parę godzin na forum, a tu taka dyskusja rozgorzała..!
I jak zwykle narzekanie na naszych kochanych M.'ów... ;) Ciekawe co by się działo, gdyby tak zdarzyło im się wszystkim spotkać- ale by sobie o nas pogadali, co?! ;)
Mój też trochę czasem narzeka- najbardziej chyba wtedy, jak trzeba się brać za podlewanie, że to tyle trwa... Ale z drugiej strony- naprawdę lubi te kwiatki, dumny jest z naszych kwitnień, co kilka dni robi dokładny obchód i patrzy co u którego "słychać", gości też oprowadza, każe wąchać, ostatnio nawet słyszałam jak opowiadał mojej Mamie przez telefon, że nam cambria zakwitła...
I zawsze jak jest gdzieś poza domem i trafi w sklepie na storczyki, przysyła mi zdjęcia mms'em- tak, żebym sobie popatrzyła co gdzie "serwują" ;) A ostatnio zapytał, czy już obcykałam wszystkie nowe kwitnienia. Nie jest źle!
Asiu- Art, dzięki za miłe słówko i za kawkę- chętnie skorzystam, mniam! ;)
Pytasz o pelorica w reanimacji- tak, jak już chyba pisałam, stracił korzenie; obumarły mu po tych kąpielach w chemii. Pewnie godzinne moczenie w pełnej dawce roztworu było jednak zbyt silną dawką, albo potwierdziło się to, co zawsze podkreśla
Maria Teresa- że miedzian jest fitotoksyczny dla storczyków i im szkodzi. Tak czy tak, oba moczone w nim storczyki straciły korzenie- uschły, pomarszczyły się i już nie wróciły do formy- po próbie nawilżenia ich zaczęły mi grzybieć. Natomiast nowych zmian chorobowych na liściach i trzonach roślin na szczęście jak dotąd nie ma- żadnych plam, żadnego gnicia.
Obecnie od 3 dni oba phalaenopsis są bez korzeni i bez podłoża- zawiesiłam je na liściach nad pojemnikiem z keramzytem i wodą. Pryskam trochę listki, ale ostrożnie, bo boję się dalszego gnicia.
Peloric ma 3 krótkie korzonki powietrzne, niestety rosnące w górę i miedzy liśćmi, nie uda mi się więc przykryć ich podłożem, dlatego co kilka dni moczę je w wodzie jak u vandy- listki trochę zesztywniały po tym zabiegu ;)
Poczekam jeszcze trochę i włożę je w podłoże albo w sphagnum- na razie dopóki jest tak ciemno i zimno, boję się, że proces gnilny poszedłby dalej. Tak męczyłam się rok temu zimą z poprzednim reanimowanym faleczkiem, który w kółko gnił lub pleśniał. Wolę na razie mieć je "na wierzchu", pod kontrolą ;)
Obiecuję zrobić jak najszybciej zdjęcia chorowitków
Aha, co do obciętego pędu- nadal się trzyma w wazonie!

2 czy 3 kwiatki zrzucił, ale pozostałe 3 nadal cieszą moje oczy- wydaje mi się, że to dosyć długo. Na pewno dłużej niż pęd, który musiałam obciąć we wrześniu 2008r, a który wytrzymał dosłownie parę dni. Pewnie rady
Baryczki, żeby podcinać koncówkę łodyżki i często zmieniać wodę, pomogły

Dzięki,
Kamilko! ;)