Co u mnie...ano...Pomału wychodzę z przeżyć spowodowanych powodzią...
Jednak pierwsze takie doświadczenie, to jest wstrząs, bo dotyczy na działce absolutnie wszystkiego, niczego nie oszczędza a dotyczy żywych roślin, stworzeń... No i nie mam już pieniędzy (wiadomo) na powtórkę z cebulowymi, ale nawet niektóre przetrwały- coś tam kiełkuje!

Ale cóż...działka przetrwała, jednak wiem, że nie będę już sadzić niczego co chciałam - ani róż, ani innych rzeczy...
Stawiam na ogródkowy minimalizm-aksamitki i onetki, oraz niezłomne białe odętki? od Izy i tyle. Ale za to duuużo tych aksamitek. Nawet dalii nie kupiłam. Postanowiłam zrobić tani ogródek, ale schludny, może nie jest już tak tajemniczy, ale trudno- tak chce przyroda.
Co poza tym - cóż...uschło trochę gałęzi...Niestety dwa wielkie konary moreli, tej najcenniejszej w mojej ocenie, uschło- odrąbałam, tak samo wiśnia...Każdej zostało po jednym konarze, na dodatek bardzo mocno pochylonym....
W tym miejscu za to odsłoniło się niebo i zrobiłam tam miejsce na palenisko ogniskowe- może ogień iść w górę. To dobra wiadomość. Przez to będzie też jaśniej. Spaliłam tam tony śmieci, gałęzi, liści, desek po powodzi. Ale dopiero teraz w marcu.
Kupiłam dużo dymki, rzodkiewki, roszponkę - sałatę której nie chcą zżerać ślimaki i rukolę. To posieję i powysadzam, mam nadzieję, że będe miała z tego trochę do jedzenia. I jeszcze fioletową fasolkę, tylko zamiast wyskiej wzięłam karłową - no cóż, zobaczymy...Warzywniak skopałam 2 tyg temu, bo juz raz było ciepło i śnieg stopniał a ziemia w tym roku odmarzła wcześniej.
Żywopłot od przodu w pewnej mierze nie przetrwał, będą na razie kikuty, potem go podetnę, i jeśli trzeba postawię siatkę, bo słupy metalowe są wśród żywopłotu- tylko naciągnąć. Ale za to trawnik wspaniale ożył.
Drzewka muszę pobielić, i tak jakoś bez spektakularnych działań. Jabłka zgniłe pozbierać bo na zime zostawiłam, podołować...