przedstawię troszkę siebie i swój ogród, a raczej to co za parę lat ma szansę nim być.
Mieszkamy pod Toruniem (30km) od półtora roku we własnym domku. Mamy hektar ziemi, a raczej piasku na zboczach pradoliny Wisły. Brzmi pięknie, ale lekko nie jest. Piach i spora różnica wzniesień, od drogi w dole działki do górnej granicy różnica poziomów wynosi 30m, jak na niziny to sporo. Na szczęście są też zalety: śnieżną zimą nawet na zjazdówkach dzieci trenowały:)
Ogród początkowo chcieliśmy zlecić do zrobienia firmie, bo ani ja ani mąż kompletnie się na tym nie znaliśmy/znamy. Jednak kosztorysy pozbawiły nas złudzeń, a praca cioci na sąsiedniej działce zachęciła do podjęcia prób na własną rękę. Z pomocą przyszedł kolega z licealnych lat, który prowadzi firmę ogrodniczą, doradził to i owo, zaprojektował ścieżki i podjazd (z polnych kamieni) oraz oświetlenie. Teraz jednak jesteśmy już zdani na siebie i mam nadzieję na Wasze dobre rady.
Ze skarpą walczyliśmy od początku, bo dom wkopaliśmy w górę. Myśleliśmy, że roślinki wystarczą, ale każdy mocniejszy deszcz przynosił rozczarowanie, woda żłobiła leje nawet na 50 cm głębokie, wypłukując piach pod dom. Dlatego w tym roku powstał jeszcze kamienno betonowy murek oporowy.
Pora na parę zdjęć:
Najpierw widok na skarpę z murkiem i z drugiej strony domu bez murku:
I co z tym bez murka zrobić, co ma szansę tak urosnąć i zadarnić ten piach???


Teraz zagospodarowane kawałki, a więc opaska wokół domu z wrzosami od południa i z jałowcami od wschodu:


To mini ogródeczek, który ma powstrzymywać spływ piasku na ścieżki, a drugie zdjęcie to ogródek córki (oczywiście roboty głównie naszej:)) Pewnie nie widać tych wszechobecnych spadków...


To zaś nasze reprezentacyjne rabaty od frontu, pierwsza nad wiatą samochodową z sosnami (co tu zrobić Waszym zdaniem, żeby nie płynęło i ładnie wyglądało i nie wymagało mnóstwa zachodu???), druga to planowane wrzosowisko o wystawie południowo-południowo-zachodniej (jakieś 100m2 do obsadzenia):


Tak odgrodziliśmy ogród od lasu:

Mamy jeszcze ogródek warzywny:) z pomidorami uprawianymi z nasionek. Zabrakło trochę teorii i zrobił się pomidorowy busz, ale owocki właśnie zaczęły dojrzewać i ich smaku nie da się oddać za pomocą słów. Poza tym nic ich nie zaatakowało, więc i tak uważam, że to sukces. Pracy trochę było, bo nawet gnojówkę z pokrzywy sporządziliśmy, żeby je wzmocnić i uodpornić:)


Tak zatem wygląda nasze miejsce na ziemi. Serdecznie proszę o uwagi, pomoc, współpracę, wymianę roślinek itp. Sama oczywiście też postaram się aktywnie współpracować z Wami.