O,
Limonko, szybko Ci poszło czytanie! ;) Raz jeszcze dzięki za stopkę, no i za wszystkie miłe słowa! Polecam się! ;)
Mało tu ostatnio piszę, ale storczykowo dzieje się sporo, i im bardziej odkładam, tym bardziej nie wiem od czego zacząć..
No ale żeby jednak zacząć, pochwalę się, że mam nowego faleczka. Miał być biały, klasyczny, z dużymi kwiatami (żeby je było widać z okna III piętra ;) ). Jest prawie taki- prawie, bo ma niezwykłą warżkę- w odcieniach ciemnej czerwieni z kreseczką wzdłuż języczka. Kwiaty piękne, bardzo świeże, śnieżnobiałe. Nazwa na fiszce Alabaster, znalazłam nawet jego zdjęcia w necie i to jest dokładnie to (muszę jednak zrobić lepsze zdjęcia):
Kurcze, jak fajnie było znów kupić faleczka! Te emocje, szukanie, wybieranie, zwycięski powrót do domu..!!
Ale nie zmienia to faktu, że czas radosnego nabywania ciągle nowych okazów już w moim przypadku nie wróci :/
Przeszłam już okres "żałoby" z powodu zakończenia procesu rozwijania kolekcji. To było takie wyciszenie, mniej tu zaglądałam, mniej pisałam... Ale to takie jakieś uczucie dziwne, jakaś pustka się pojawia... Od niemal roku każda wizyta w sklepie to mniej lub bardziej ukradkowe rozglądanie się za storczykami, ciągłe polowanie, ciągłe podglądanie co nowego na allegro, całe godziny dziennie na forum, sny storczykowe... a tu nagle trzeba to wszystko uciąć. Kurcze, boli! Większość z Was pewnie jeszcze tego nie zna, bo czytam, że wciąż nabywacie nowości, ale to jak przymusowa walka z nałogiem- nie dość, że wbrew woli, to jeszcze jak boli; człowiek się skupić jakoś nie może, ciągle myśli o storczykach, oderwać się od tego tematu nie może, atakowany ze wszystkich stron: z ekranu telewizora (zauważyliście że w prawie każdym filmie/serialu czy programie pojawia się w tle storczyk?!!), z okien na ulicy, z półek sklepowych...
Trudno mi się z tym pogodzić, ale nie ma wyjścia, jeszcze trochę i nie zostanie dla nas miejsca w mieszkaniu. Już mi brakuje światła i przestrzeni. Właściwie powinnam skończyć kilka storczyków temu. Szczerze mówiąc, czuję ulgę, gdy wchodzę do sklepu, widzę storczyki i nic mi się nie podoba i nic bym nie chciala kupic
A żeby tak trochę weselej zakończyć, to się pochwalę, że pędy u mnie idą jak burza- na 18 do niedawna phalaenopsis (nowego nie liczę), a tylko 14 zdolnych do kwitnienia (reszta to rehabilitanci), mam 8 nowych pędów. Uważam to za duży sukces- naczytałam się w zeszłym roku na forach, że osoby z ok. 30-okazową kolekcją miały latem wyłącznie zielone parapety (pamiętam mój szok, że to w ogóle możliwe?!

), a u mnie jest ciągła wymiana kolorów!

Straaasznie mnie to cieszy! Tym bardziej, że to młode roślinki, kupowane w ciągu ostatniego roku, często z pierwszym kwitnieniem i tylko 5-oma listkmi, a takie, wiadomo, kwitną słabiej niż te starsze.
Marzyło mi się, żeby chociaż 1-2 okazały się kwitnącymi w kółko "wariatami" storczykowymi. I cóż, na razie mam taki 1, ale kilka innych ledwo przekwitło, już ma nowe pąki, więc jest szansa na więcej...
Dobra, nie zanudzam więcej... ;) Następnym razem obiecuję zdjęcia
P.S. Naliczyłam, że mam już 6 białych phalaenopsis, tylko każdy nieco inny. Kurcze... Miejsca brak, a ja same białe!

Ale w końcu białe są najpiękniejsze, nie?! ;)