Żeby nie pisać każdemu osobno, to napiszę zbiorowo, żeby się już nie powtarzać. Wszystkim dziękuję za troskę
Anidzie, Ewelince, Wioli, Danusi, Lucynce, Marysi, Soni, Lodzi, Ani, Martusi, Dorotce-
, Beatce, Bogusi i Dorotce-korzo_m , za całusy i przytulasy, od razu poczułam się lepiej

Ciągle jeszcze się boję i o Filipa i o eMa, ale ponieważ widzę, że czuje się lepiej, to jest mi już lżej. Jest jeszcze tylko obawa, żeby eM się nie zaraził. Filip cały czas siedzi u siebie w pokoju, wychodzi tylko do toalety i łazienki, a całą resztę załatwiam ja. Po Filipie wszystko dezynfekuję, oczywiście to, co zdezynfekować się da, bo z powietrzem nie dam rady tego zrobić.
Jeden z panów zdrowieje, a drugi zdrów jak rybka, ale obaj tak samo psotni. Nie jestem przyzwyczajona, żeby non stop w domu ktoś był, teraz już zupełnie stracę rachubę czasu, dni mi się poplączą, no bo przecież do tej pory było tak jedynie w weekendy. Jak żyć

?
Filip niby ma jeszcze fiu-bździu w głowie, ale ze znajomymi raczej się nie spotyka. Razem z Magdą odwiedzają właściwie jedynie dwójkę przyjaciół mieszkających prawie, że w leśnej głuszy, a poza tym nikogo. tamci wszyscy są zdrowi, tak więc raczej musiał gdzieś w sklepie złapać, bo to on głównie zakupy robił. EMa też do niego nie dopuszczam, tak więc wszystko spadło na moją głowę, ale spokojnie daję sobie radę, w końcu jesteśmy niewielką jednostką społeczną, do ogarnięcia dużo nie mam. Grypowe objawy już mijają, nic innego się z nim nie działo, wierzę więc, że będzie dobrze. Chociaż nie ukrywam, że jak dostał wynik, to sobie poryczałam
Anido, daję radę, dziękuję
Ewelinko, osobiście wolałabym nawet, żeby to nie były wspominki, ale rzeczywista rzeczywistość

Zima w tym roku wyjątkowo przypadła mi do gustu, bo normalnie mogłaby dla mnie istnieć, ale już mam jej dość i zapowiadane na najbliższe dni opady śniegu, wywołują we mnie sprzeciw. Kilka ciepłych dni z rzędu spowodowało, że tym bardziej zachciało mi się wiosny, a tutaj znowu zimno ma powrócić? I nawet nie tylko ma, ale już wróciło, na termometrze znowu zaledwie 2-4 stopnie. Jeśli jeszcze trafi się słoneczny dzień, to chłód nie jest tak odczuwalny, ale to już nie to, co było w ubiegłym tygodniu

Z cebulowych nie tylko nic nowego nie kupiłam, ale nawet nie wsadziłam tego, co wykopałam w ubiegłym roku. Na szczęście wykopałam tylko niewielką część, to może przynajmniej to, co zostało w ziemi zakwitnie jako tako. Część cebulek być może przetrwało w narzędziowni, to wsadzę je z powrotem i może nie zauważą, że to już wiosna?
Wiolu, taki cudny bez mam tuż pod balkonem i w maju, przy otwartych oknach, jego zapach czuć aż w pokoju

Kiedyś przywiozłam sobie jeden badylek z Krakowa i rośnie do tej pory. Nie pozwalamy mu się nadmiernie rozrosnąć, coby nie przysłonił nam tych nędznych resztek światła jakie wpadają do mieszkania, ale kwitnie i pachnie co roku. Jakoś w tej chwili wiosny nie widać, tylko następujące po sobie kolejne dni, świadczą o tym, że jest coraz bliżej. Znowu jest zimno, dobrze chociaż, że śniegiem jak na razie nie sypnęło, chociaż w innych rejonach nie jest już tak słodko.
Danusiu, u mnie tylko w piątek wieczorem poprószyło śniegiem, ale rano wystarczyła odrobina prześwitującego przez chmury słońca, żeby szybko zniknął. Tylko po cienistych stronach utrzymał się dłużej, ale po południu i ten zniknął.
Lucynko, na wiosnę czekam spokojnie, w marcu rzadko bywam na działce, bo zazwyczaj jest jeszcze zbyt chłodno, a ja ani marznąć nie lubię

, ani siedzieć tam sama. W tamtym roku było inaczej, marzec był wyjątkowo ciepły, na działkach było całkiem sporo ludzi jak na tak wczesną porę, to i ja kilka razy tam się pojawiłam. Tym razem będzie jak zwykle, pewnie dopiero w kwietniu ruszę pełną parą, oczywiście jak pogoda znowu nie spłata jakiegoś figla.
Widać cuda w ogrodach dzieją się wszędzie indziej, tylko nie u nas. Kto chce niech dołącz do klubu
Marysiu, niestety jeszcze nie ma nic pewnego w kwestii przenoszenia wirusa przez osoby zaszczepione

Raczej są podejrzenia, że przenosić mogą, dlatego też nie pcham się między ludzi. Zakupy robię co kilka dni, na dodatek z samego rana i jak na razie byłam tylko raz na spacerze nad rzeką, ale ludzi za bardzo nie było. Za to były tabuny łabędzi
Soniu, niestety eM zdziebko przewiał mi Majesty i troszkę zmarzły jej końcówki. Na szczęście byłam czujna i zaraz zamknęłam balkon, oraz wydałam stosowne pouczenie

Liczę, że za chwilę się odczochra i będzie już tylko lepiej.
Lodziu, zawsze łyżka dziegciu musi się trafić

EMowi chociaż na kilka dni znalazłam zajęcie, to nie będzie się nudził. Ma teraz czas, to zaplanuje ścieżkę na działce, a pod koniec izolacji złoży zamówienie. Za ostatnim pobytem na działce wszystko pomierzył i dzięki temu będzie mógł działać bez wychodzenia z domu. Robótki ręczne też mu znalazłam, materiały mamy w piwnicy, tylko siąść i robić.
Aniu, miłka kupiłam już wiele lat temu w Krakowie nie mając o nim zupełnie żadnego pojęcia. Posadziła, gdzie miałam miejsce a on rozsiadł się tam na dobre. Zupełnie przypadkiem musiałam trafić mu z miejscówką, bo nigdy się nie zbuntował

Za to amurski nie jest już dla mnie tak łaskawy, kwitł tylko w pierwszym roku, w kolejnych pokazując tylko swoje pietruszkowate listki. Miałam na zimę osłonić go przed wodą, ale jesienią nie miałam głowy, żeby myśleć o ogrodzie. Zobaczymy w maju, czy wybaczył mi zaniedbanie.
Cynie zawsze sieję później, właśnie z powodu ich skłonności do wyciągania. Wyciągną się co prawda i tak, ale zawsze mniej. Posieję je, pewnie jak większość nasion 20 marca, bo według kalendarza biodynamicznego to chyba będzie najlepszy termin. Datę jeszcze potwierdzę u źródła, czyli u Lucynki, bo to ona jest guru w tym temacie. A ja w tym roku, ponieważ dysponuję czasem, to sobie obiecałam, że będę się do niego stosować. Ciekawe jakie wyciągnę wnioski, bo do tej pory siałam kiedy sama chciałam

Lobelii nie sieję, zawsze biorę ją od taty, on wszystko sieje w nadmiarze. Zresztą już bym jej nigdzie nie zmieściła, w maju każdy kawalątek balkonu jest na wagę złota.
Martuś, dwa lata temu Majesty zupełnie mi się nie udała, miałam kilka pałek, ale nasion prawie zero. Niespodziewanie pomogły mi służby utrzymania zieleni w mieście, bo jeden ze skwerów w parku obsadzili właśnie tą trawą. Sadzonki były wypasione, chociaż dużo niższe niż na działce, ale już w czerwcu miały kolby pełne nasion. Czaiłam się na nie dłuższy czas, w końcu to skwer w centrum miasta, aż w końcu jakoś tak pod koniec września, albo i na początku października zatrzymałam się z samego rana i ucięłam cztery pałki. Zrobiłam to dosłownie w ostatniej chwil, bo już tydzień później nie było po nich śladu

Teraz już zawsze zostawiam sobie zapas nasion na wszelki wypadek. Już zapisałam sobie w kajecie, że jesteś chętna
Dorotko-dorotka350, myślisz, że z wiosną tak łatwo nam pójdzie? Prognozy nie są tak optymistyczne, ale może faktycznie nie będzie tak źle? Nawet jakiś całkiem niezły tydzień widzę jeszcze w marcu, to może rowerkiem bryknę na działeczkę?
Chyba trafili mi się faceci inni niż wszyscy, bo Filip jak na razie bardziej olewa chorobę, a eM też nie wygląda na przejętego. Jak zwykle sama muszę się za wszystkich martwić
Beatko, gdybym miała tak co roku, to może bym się i z Tobą zgodziła.To tylko pozornie tak wygląda. Sezon zaczyna się dużo później, za to kończy się tak samo szybko jak gdzie indziej. Wystarczy jeden dzień przymrozków we wrześniu i jest po zabawie

Wiosną na działce zawsze się cieszę, ale gdzieś tam z tyłu głowy mi się telepie, że u Was już tulipany kwitną, a u mnie ledwo są wychodzą z ziemi. Co roku muszę sobie pomarudzić, ale zawsze mi to przechodzi. Jak tylko zaczną na działce pokazywać się kolory, to szybciutko o tym zapomnę.
Tak, to Majesty, taka trawka do zakochania
Bogusiu, za tym pasem to ja już mam stanowczo zbyt dużo

Szybciutko niech stamtąd wyłazi i da się sobą nacieszyć, ckni mi się już za nią.
Dorotko-korzo_m, myślałam, że damy radę dotrzymać do szczepionki, ale jednak ta cholera była bardziej przebiegła niż my

Zakładam, że teraz, to już będzie tylko lepiej.
W tym wszystkim trafił mi się ostatnio jeden bardzo przyjemny dzień. Wykorzystałam przyjemną, chociaż jednak chłodną pogodę. Słoneczko tak zachęcająco świeciło, że nawet nie dałam się długo prosić i poszłam nad rzekę odreagować stres. A nad rzeką tego dnia całkiem dużo się działo, a ja wybrałam się taka nieprzygotowana. Na stosunkowo krótkim odcinku pływało aż dwanaście łabędzi

Oczywiście były w rozproszeniu i nie było mowy, że złapać je wszystkie razem. Kaczki również dopisały i co chwilę się zatrzymywałam, żeby popatrzeć co też będą wyprawiać. Łabędzie co chwilę wypinały kupry do góry, pokazując co o mnie myślą, a kaczki w większości darły się jakby kto je z pierza obdzierał. Z jakiegoś powodu okropnie się przeganiały z miejsca na miejsce i to zarówno kaczory kaczki, jak i na odwrót. Część miała to wszystko w nosie i nie zwracała na te brewerie zupełnie uwagi
Jakiś czas temu pisałam, że muszę coś sobie znaleźć, żeby się nie nudzić. I znalazłam

Jeszcze w ubiegłym roku Filip zrobił mi w prezencie mydełka. Nie tylko sprawił mi tym ogromną przyjemność, ale i zadziwił, że w ogóle coś takiego wymyślił. Mydełka są kolorowe i pachnące, pięknie się pienią i ogromnie mnie cieszą. Na święta zrobił kolejną partię i mimo iż nie spędzaliśmy ich z rodziną, to jednak rodzinka została nimi obdarowana. Ostatnio zrobiliśmy je razem i tak mi się to spodobało, że postanowiłam zrobić je sama. Co prawda nie weszłam całkiem w temat i Filip zrobił mi obliczenia, ale reszta miała należeć do mnie. Za pierwszym razem niestety nie bardzo wyszło, bo "wykryłam" błąd w obliczeniach, sama dodałam i zrobiłam po swojemu. I przejechałam się na tym, bo okazało się, że jednak błędu nie było, a po moich obliczeniach mydło wyszło o zerowym przetłuszczeniu, czyli nie nadaje się do mycia

Na szczęście zakładałam, że nie od razu wszystko mi się uda, tak więc zupełnie się tym nie przejęłam i po opadnięciu emocji po ostatnich wydarzeniach wzięłam się za kolejne. Tym razem również nie do końca mi się udało, bo zbyt szybko masa mi zgęstniała, ale jak na pierwszy raz, to i tak uważam, że wyszło całkiem nieźle. Mydełko jest bardzo przyjemne w dotyku, a jak myje przekonamy się za kilka tygodni, bo teraz musi swoje odleżakować. Z czasem na pewno będą ładniejsze, ale i tak mam satysfakcję, że myjemy się tym, co zdrowe dla skóry

Wzięłam sobie za punkt honoru, żeby nauczyć się sama obliczać tłuszcze i inne takie, poszperałam trochę w internecie i potrafię to już zrobić sama.
Miłego tygodnia
