Martusiu, pogoda w dalszym ciągu nie nastraja optymistycznie, ale przynajmniej zrobiło się odrobinę cieplej. Wczoraj próbowałam podziałać na działeczce, ale deszcz mnie zmoczył i przegonił. Tylko ślimaki miały używanie, próbowałam je zbierać chodząc pod parasolem, ale za nic mi to nie wychodziło. Ale zdjęć w ten sposób kilka zrobiłam, tylko zbyt mocno zadek wystawiałam, bo mi zamókł
Dzień był rzeczywiście jak na zamówienie i dzięki temu już nie mogło być lepiej
Iwonko, i ja nie bacząc na to, że zapowiadają deszcze wybrałam się na działkę. Namiotu niestety nie mam i przyszło mi spędzić koło godzinki w domku i nie widząc nadziei na poprawę aury, dałam się namówić rodzicom na powrót do domciu. Byli chętni po mnie przyjechać, to w końcu uległam i skorzystałam. Na działce z powodu zimna zastałam niewielkie zmiany na lepsze, za to niestety ogromne na gorsze
Marysiu, skoro to jedyny łup, to w takim razie dobrze, że został uwieczniony

Niestety nie mogę się pochwalić takimi samymi wynikami, bo moja silna wola była tego dnia na wywczasach i złapałam troszkę więcej. Ale też nie wszystko, do czego śmiały mi się oczy, czyli wolę mam

Pobyt w Krakowie już za nami, teraz trzeba dokończyć, co zaczęliśmy przed wyjazdem i już prawie nam się to udało. Zostały detale i oczywiście żmudne wypakowywanie skrzyń, kartonów, worków i wszystkiego tego, co zdołało ukryć moje kuchenne skarby. Czas mnie nie nie nagli, ale ma padać i padać, to zdążę wszystko zrobić. Gorzej wygląda sprawa z działką, bo w deszcz się tam nie wybiorę. Liczę jednak, że synoptycy coś pomieszali i zamiast deszczu zaświeci słoneczko. Nawet nie będę czekać na obeschnięcie, bo w końcu będę musiała wywalić swoje rozsady.
Fajnie, że znowu udało nam się spotkać, liczę, że będziemy miały jeszcze niejedną okazję
Beatko, jak trafnie zauważyłaś, wszystko było fantastyczne

Przemiła gospodyni i przesympatyczni ludzie do kompletu, to pewniaki udanego spotkania. Ogród Marty jest nietuzinkowy i serwuje widoki miłe każdemu zielonemu sercu, to taki brylancik do wieczorowej sukienki

Na działce niestety bez większych zmian, było jednak zbyt zimno, żeby miało mnie coś zaskoczyć. Chociaż owszem, element zaskoczenia był, ale raczej wzbudził moje negatywne emocje. Na szczęście wreszcie ma się zrobić cieplej, to liczę, że już teraz wszystko ruszy ze zdwojoną siłą, żeby nadgonić stracony czas.
Aniu, jeżeli ktoś może podpisać zdjęcie, to tylko gospodyni spotkania. Ja mogę zaryzykować tylko przedstawienie osób, które u mnie bywają. Znając się od jakiegoś już czasu, mogę przynajmniej liczyć, że nie będą miały mi tego za złe (podpisy dałam pod zdjęciem)
Oooo, tak, baterie podładowałam samą pozytywną energią, do innej nawet się nie zbliżyłam. Ogrodowe spotkania są bardzo miłe i tylko żal, że nie dane jest nam się spotykać częściej
Danusiu, niestety nie mam okazji poznać tego uczucia, bo pogoda ciągle pozostawia dużo do życzenia

Na działkę mam za daleko, żeby pojechać tam na godzinkę, czy dwie, szczególnie przy takiej aurze. Dzisiaj ma się wreszcie trochę przejaśnić, to może uda mi się tam pojechać i coś podziałać. Moje pomidorki ciągle stłoczone stoją na balkonie i nie bardzo wiem, kiedy to się zmieni. Jednak brak chociażby foliaka, to duża przeszkoda, ale nie mam już na niego miejsca. Musi pozostać tak, jak jest.
Krysiu, prawie zgadłaś, brawo

To jest kawalątek dalej, już za Myślenicami w przeciwnym niż Kraków kierunku.
Takie półkoszki są u mnie zupełnie nie znane, dlatego tak się nimi zachwyciłam i od razu wymyśliłam, że do jednego pójdą rośliny, a drugi zostawię sobie na działce do pielenia. Koszykowa dekoracja pozostanie na balkonie, na działce szybko mogłaby zmienić właściciela. To jednak nie jest przydomowy ogródek i kradzieże się zdarzają. Na szczęście rzadko, ale po co kusić los?
Słoneczko bardzo by się przydało, ale jak na razie nie widać, żeby miało mu się udać przebić przez ciężkie chmury. Jednak życzenia przygarniam, jak ich zbiorę więcej, to może się spełnią
Wandziu, to tak jak i u mnie. Jakoś nikt z moich okolic nie pojawia się na forum, ale za to zazwyczaj raz do roku, a czasami i częściej bywam w Krakowie i tylko dzięki uprzejmości tamtejszym forumkom, mam przyjemność uczestniczenia w takich spotkaniach

Nie, nie...Blondynka w czarnej tunice to nie ja, to nawet nie mój przedział wiekowy (a szkoda), chociaż to bardzo miła osóbka z ogromną pomidorową wiedzą. Również jestem blondynką, ale w białej bluzeczce, a ten przystojniak obok mnie, to mój eM
Lucynko, jeszcze niejeden urlop przed nami, a że trzeba było pomóc, to tak właśnie zrobiliśmy. Ja i tak mam jeszcze przed sobą cały tydzień wolnego, ale eM już od poniedziałku wraca do pracy. Gdyby była lepsza pogoda to wypędziłabym go na rower, a tak to siedzi w domu i grzebie jeszcze w kuchni, dopracowując remontowe szczególiki.
Ogród Marty, to taka perełka na torcie, sama sobie zazdroszczę, że miałam możliwość tam być i spotkać sympatyczne towarzystwo, tak więc Twoje uczucia, zupełnie mnie nie dziwią

Mam nadzieję, że i mi uda się wreszcie pojechać na działkę, to może jagodowiec będzie się już nadawał do wysyłki, to go zabiorę.
Wczoraj zachowałam się jak pierwsza naiwna

Dałam się omamić chwilowej poprawie pogody, jakimś nieśmiałym promykom słońca, które z pewną nieśmiałością usiłowały przebić się przez grubą warstwę chmur, ale wcale nie obiecywały, że będzie lepiej, spakowałam kilka najpotrzebniejszych drobiazgów i pognałam jak szalona na działkę. Jeszcze w drodze było nieźle, nawet biegnąc na autobus (bo oczywiście jeden przyjechał wcześniej i nie raczył na mnie poczekać) trochę się spociłam, ale gdy tylko przekroczyłam furtkę działki to już zaczęły spadać pierwsze krople deszczu

Czasu starczyło mi zaledwie na zrobienie kilku zdjęć i już musiałam schować się do domku. Deszcz bawił się ze mną, nicpoń jeden, a ja głupia znowu miałam nadzieję i gdy tylko przestało padać, to wyciągnęłam sprzęt do pielenia i heja w rabatki. Ale gdzie tam, to nie tak miało być....zaledwie zaczęłam, a znowu musiałam umykać przed siekącymi strumieniami.
Na szczęście zadzwoniła do mnie mama, bo miałam do nich przyjechać w razie deszczu, pewna, że właśnie się do nich wybieram. Słysząc, że jestem na działce, załamała nade mną ręce i zadecydowała, że po mnie przyjadą i zabiorą w takim razie do siebie. Nie takie miałam plany, ale jak zwykle ktoś zdecydował za mnie i bynajmniej nie byli to moi rodzice

W czasie naszej nieobecności, bardzo miejscowo musiały przejść duże przymrozki. Straty są duże i przemrożone rośliny muszą zaczynać od zera, ale na szczęście nie dotyczy to całego ogrodu. Całkowicie zmarzła magnolia i to zarówno ostatnie kwiaty, jak i wszystkie liście. Stoi cała czarna i straszy swoim wyglądem z daleka. Część lilii jest zmarznięta całkowicie i z tych nie wiem, czy coś jeszcze będzie, część ma tylko przymrożone liście i ewentualnie nie zakwitnie, a po większości na szczęście nie widać żadnego mrozu. Całkowicie zmarzła kirengeszoma, obie glicynie i częściowo jedna borówka. Z jednej strony ma kwiaty, a z drugiej wszystkie przemarznięte. Na szczęście trzymałam rękę na pulsie i w razie zapowiadanych przymrozków Filip ściągał pomidory z balkonu i tym nic się nie stało. Miały to być jednak przymrozki rzędu -1-2, a tutaj musiało być dużo więcej.
Czy widzicie to samo co ja? To Bajazzo, obejrzałam ją bardzo dokładnie, ale więcej takich cudów nie dojrzałam
Będąc na działce jeszcze przed wyjazdem, bardziej wyczułam niż zobaczyłam, wychodzące z ziemi coś grubego i pomarszczonego. Za bardzo nie macałam co to jest, ale zupełnie nie pamiętałam co tam rośnie, a znacznika żadnego też nie zostawiłam. Okazało się, że to przeżyła zapomniana przeze Inkarwilla
Wobec obiecywanego przejaśnienia i kilku godzin bez deszczu, miałam pojechać na działkę. nawet nie zaczęłam się pakować, a leje znowu

Chyba będę musiała zażyć coś na uspokojenie, bo takiej huśtawki nie wytrzymałby nawet najspokojniejszy człowiek na świecie, a co dopiero ja. Ktoś bardzo ćwiczy moją cierpliwość
