Dzień dobry sobotnio
Martuś, myślę, że zestaw różano-storczykowy byłby dobry. Tak jak sama pisałaś: one wymieniają się porą kwitnienia, więc jakbyś złapała różyczkę, to cały rok będziesz miała co robić. Ja się na storczyki raczej nie skuszę, bo jesienią i zimą myślę wyłącznie o kocu i gorącej herbacie a nie kwiatach jakichkolwiek. Ale jak wesprzesz swoją, już słynną (!) , różę i ona się odwdzięczy tak pięknie, że nagle złapiesz ochotę na więcej kolczastych krzewów, to wiesz gdzie uderzać - ten wątek jest skarbnicą wiedzy. Z drugiej strony... z tą swoją JEDNĄ różą kojarzysz mi się z Małym Księciem. On też miał jedną. Tyle, że on ją kochał
Beata, a jak długo masz Queen of Sweden? Bo wiesz, ona taka cicho-ciemna jest. Niby nic, niby mizerota a w trakcie sezonu potrafi wywalić takie pędy, że aż miło popatrzeć. I to nie wiosną, ale właśnie w drugiej połowie lata (moja działa właśnie teraz). Jeżeli to młodziak, to poczekaj jeszcze może. Ona ma takie ładne te filiżanki... i wbrew pozorom nie ma much w nosie:
Jednocześnie jestem daleka od odwodzenia Cię od pomysłu zakupu Lady of Shalott, bo wiesz jakie mam o niej zdanie. Z lawendą powinna sobie poradzić, bo dosyć szybko będzie ja miała w okolicach kolan maksymalnie
Mmm... stalkera masz?
Nie wiem czy Our Last Summer aż tak spełni swoje zadanie. Do tych celów polecam miskanta giganteusa, tworzy ścianę i my zupełnie niechcący sobie taką stworzyliśmy, mimo, że sąsiadów mamy bardzo ok i nikt nikogo nie podgląda. Chyba... No, a róża śliczna, ale to jednak róża. Na dodatek moja nie przekroczyła jeszcze pół metra wysokości. Jeżeli sąsiad też niewysoki, to może się sprawdzi
Tak, Our L.S. pachnie bardzo mocno i bardzo różanie, czyli tak jak lubię, deszczu niestety nie lubi, ale to jest cena za te ogromniaste kwiaty. Sadź.
Ewa, no ale czy to nie powinien być zestaw obowiązkowy dla każdej z nas, taki wózek? Na plecach oglądasz róże a potem obracasz się na brzuch i pielisz wszystko po drodze
Ja planuję moja Anisette przyciąć mocniej w przyszłym roku, może teraz pójdzie na boki, ale całym ciałem a nie tylko głową?
Jakby miała tańczyć Jezioro Łabędzie to proszę bardzo. Ale jej chyba brak talentu baletowego, bo tylko tak wisi i za wiele wdzięku to w tym nie ma.
Dorotko, ja jestem przekonana, że pod Twoją opieką Dolce nie tylko ruszy, ale pogalopuje w sezon jakby w Wielkiej Pardubickiej startowała. Ale wiem co piszesz, bo gdybym miała polegać tylko na dwóch młodszych moich Dolce, też byłabym rozczarowana. Najsłabsza ma trzy marne pędy, choruje i ma może dwa kwiaty i ze trzy pąki. Dramat w porównaniu z doniczkową. A wszystkie są z tej samej szkółki. Twoja jest z pojemnika?
I tu swoją drogą mam przemyślenia. Większość moich róż kupowanych z gołym korzeniem, szczególnie jesienią, jest o wiele słabsza niż te kupowane w donicy. I mówię już o kolejnych sezonach, wiadomo, że dostajemy mocno podkarmione krzewy w pojemniku. Niektóre nadrabiają np. Moonstone, ale zajmuje im to więcej czasu, a te z doniczek na ogół (chociaż też nie zawsze, jak np. moja Jalitah) kontynuują w następnym roku i są silniejsze. Moja przyjaciółka ma podobne spostrzeżenia. I teraz się zastanawiam czy ja coś robię źle przy sadzeniu gołych korzeni, czy zima jednak daje się takim nówkom we znaki, czy co...?
Mam sporo róż w koszyku jesiennych zakupów, ale biję się z myślami, czy nie poczekać do lata i nie kupić jednak krzaczków w doniczce
Ej, no Kurfurstin i tak sobie nieźle radzi z utrzymywaniem kwiatów. Mam gorsze "pokładacze" niż ona
Drobniutka jest, ale kwiaty mogę oglądać z pozycji stojącej, słowo.
Ciekawe rzeczy piszesz o Chandos Beauty. U mnie jakby odwrotnie, wypuściły obie sporo purpurowych pędów, bardzo dobrze przezimowały, ale kwitnienie, choć cudne też mnie irytuje. Jak się wreszcie doczekałam powtórki, to cieszyłam się zaledwie kilka dni. Po deszczu kwiaty nadawały się tylko do urwania. Więc znowu zastanawiam się co zrobić. Ale chyba jedną oddam a drugą przesadzę w mniej wyeksponowane miejsce. I też już chyba nie skuszę się na wielkokwiatowe, wiem co masz na myśli. Tak, Voyage każe na siebie też bardzo długo czekać, ale jak już zakwitnie to przynajmniej trzyma fason dużo dłużej
Do nas dotarła tylko część tych ulew, które przechodziły w okolicy, ale i tak kilka panienek miała przez to krótki spektakl przez wodę. Ja jakoś jednak wolę tę wersję niż koszmarne upały i suszę. Tyle, że kosić się nie da bo trawa ciągle mokra
Tolinko, o Dolce się rozpisałam trochę do Dorotki powyżej. Moja "średnia" rokuje na kolejne sezony, ale ta najsłabsza jest naprawdę marna. I przez to, że mam porównanie do największej, jeszcze bardziej mnie to denerwuje i martwi, bo to cudowna róża i każdego będę zachęcała do jej kupna i ewentualnej wymiany na lepszy egzemplarz, bo bardzo, bardzo warto ją mieć.
WIEDZIAŁAM, że znajdziesz tę drugą stronę medalu jeżeli chodzi o cięcie świerków!
Chwilowe upośledzenie mnie dopadło chyba. Ale w pełni zrozumiem swój błąd jak przyjdzie czas większych jesienno-wiosennych robót. Teraz jest tylko ładnie
Dzisiaj wypadałoby skosić trawę, bo deszcze jej posłużyły i urosła. Ale rano było mokro jak po deszczu, więc czekam, żeby słońce osuszyło nieco ogród i zwlokę się do kosiarki. Powrót do pracy po urlopie mocno uszczuplił moją werwę do pracy w ogrodzie z czego cieszą się chwasty, mniej róże i ja. Umilkły zupełnie skowronki. Poranki są ciche jak makiem zasiał, tylko co jakiś czas słychać jesienne nawoływania sikorek.
Szkółki różane wchodzą już z ofertą jesienną i oczywiście klikam i klikam, koszyk się zapełnia, a potem się zastanawiam co robić. Dorotce wyżej napisałam o swoich spostrzeżeniach odnośnie moich jesiennych zakupów. Z jednej strony chcę kupić jesienią, bo boję się, że później wybranych róż nie dostanę. Z drugiej strony bezpieczniej się czuję kupując krzaczki z donicy. Na ogół wiosną moje jesienne zakupy wyglądają bardzo marnie i nie zawsze potem nadrabiają. Panny, które przyjechały do mnie w trakcie sezonu na ogół lepiej zimują i potem lepiej rosną.
Duża Dolce Vita jest z donicy, kupowana pod koniec maja zeszłego roku, cały zeszły sezon szalała, w tym roku też i dzisiaj rano (kiepskie światło do zdjęcia) wyglądała tak:
to jej młodsza siostra z jesiennych zakupów a ta i tak nieźle wygląda w porównaniu z trzecią, której nawet nie ma po co zdjęcia robić
A jakie są Wasze spostrzeżenia odnośnie najlepszego terminu sadzenia nowych róż?
Jak już wylazłam w kapciach na tę mokrą trawę to i zdjęcia porobiłam, ale muszę mocno kadrować portrety, żeby nie było widać ogólnie zarośniętego ogrodu. Kosiarka czeka i chyba mnie woła aż tu słychać, a piękne mlecze potrafią się załapać na zdjęcie, niestety
Tegoroczny nabytek z lipca, nadal zdumiewa kwitnieniem jak u dużo starszych koleżanek:
Marc Chagall nr 3 długo trzyma pąki. Wolałabym kwiaty, szczerze mówiąc, ale do listopada raczej je otworzy
Starszy Chippendale zaczyna powtórkę. Kocham jego kwiaty na każdym etapie rozwoju, co w moim przypadku jest rzadkie.
Pink Paradise - duży szok in plus. Ledwo przekwitła, błyskawicznie się pozbierała, wypuściła trzy nowe, purpurowe, grube pędy z boku ale ma jeszcze tyle siły, że na starszym znowu ma pąki i zaczyna znowu kwitnąć. Przerwa w jej kwitnieniu wyniosła więc jakieś...dwa tygodnie?
Dogoniła więc Granny, która zbierała się i zbierała z tymi pąkami, ale może się po prostu po sąsiedzku zagadała:
Powtarzają też obie Mary Ann. Mają zsynchronizowane zegarki, bo rosną po dwóch stronach ogrodu, a kwitną idealnie w tym samym momencie.
I na koniec Rose vom Ruhrtal. Też musiałam poczekać, ale ona jednocześnie pracowała nad krzewem, więc ma podzielność uwagi. Czego nie można powiedzieć o Rose von Munster, która uwagi wcale nie ma, bo ani nie rośnie, ani nie kwitnie. Ale w przyszłym roku liczę na nią bardzo. Zagłębie rury ma bardzo ładne kwiaty:
Spodziewam się po niej dużo w przyszłym roku.
A teraz ruszę się w końcu do tej kosiarki. Wymówki mi się skończyły bo trawa obeschła... Nie wiecie kiedy znowu będzie padać?