Moje królewny mają ze mną ciężko. Mam mało czasu, a jak trochę mam to często mi się nic nie chce (zwalam to na przeraźliwie niskie ciśnienie, ale to chyba jednak zwykły leń), nie jestem perfekcyjną panią domu i ogrodu, chwasty mnie w depresję nie wpędzają, choroby róż przyjmuję jako dobrodziejstwo inwentarza, tym bardziej, że chemii powiedziałam stanowcze nie i mszyce głównie szczuję biedronkami. Na bruzdownicę nie mam pomysłu i lafirynda zżera mi większość młodych przyrostów. Radzę sobie w ten sposób, że kupuję tylko róże powtarzające kwitnienie i nie rozpaczam, bo bym zwariowała. Poza tym mam cztery koty i trzy psy, całe towarzystwo prowadzi swobodny tryb życia, więc ganiają i po ogrodzie, przy czym jeden mój piesek waży 69kg i jak się rozpędzi i nie patrzy gdzie biegnie (często się tak dzieje, kiedy ma miejsce ?Brygada Zryw? jak to nazwał mój nie-mąż, czyli jak np. ktoś jedzie na rowerze, albo bezczelnie idzie drogą i trzeba go obszczekać, niech wie, że tu się pilnuje) to wpada na krzewy, drzewa itd., tym bardziej, że ma grzywkę i kiepsko widzi. Dlatego jeszcze do niedawna wszystkie rabaty zabezpieczałam siatką co uroku niczemu nie dodawało. Kilka tygodni temu doszłam do wniosku, że psy już są poważniejsze, krzewy róż też, więc eksperymentalnie zdjęłam siatki z niektórych rabat. Jak na razie wszyscy żyją. Biorąc wszystko powyższe pod uwagę, moje zdjęcia będą czasem mocno odbiegały od tych, które oglądam na forum, gdzie jest tak ślicznie zadbane, wypielone i przystrzyżone. Co roku sobie obiecuję, że u mnie też tak będzie. I co roku w okolicach września odkładam ten plan na przyszły rok. To tyle tytułem przydługiego wstępu.
Teraz będę z pamięci przywoływać róże, które mam i parę słów o każdej mojej napiszę, oceniając je dodatkowo baaardzo subiektywnie. O niektórych mogę zapomnieć, bo pamięć już nie ta, ale dopiszę jak mnie oświeci. A, no chwilę mi zajmie nauczenie się wklejania zdjęć. A, ok, już widzę, no to teraz idę grzebać w fotosiku, do zobaczenia niebawem.
