Chyba wracam pomału do żywych, choć zmęczonych. Piątkowa nawałnica mocno dotknęła miejscowość, w której mieszkam. U mnie osobiście straty niewielkie: jedna duża sosna przełamała się na pół i runęła na rabatę z nowo posadzonymi Rhapsody in Blue i Munstead Wood. Na szczęście oparła się "okrakiem" gałęziami i obie róże ocalały praktycznie bez szwanku. Za to oberwało się innym i niektóre potraciły niemal wszystkie nabrzmiałe pąki -Myriam, Lacre, młody Voyage, młoda Clair Renaissance, Ghita Renaissance i jeszcze parę innych, Sharifa Asma ma wyłamany cały pęd z pąkami

Najpiękniejsze, najwyższe lilie już nie zakwitną, połamane są wszystkie duże ostróżki, liliowce potraciły większość pędów kwiatowych itp. Mam elewację w dziurki jakby nas ktoś ostrzelał itp. Ale to tylko tyle. Sąsiadom zdmuchnęło meble ogrodowe, dach z blaszaka, wyrwało z korzeniami lub połamało kilka drzew. Ale to i tak nic w porównaniu z okolicą sosnowego lasu i domków letniskowych. Tam położona jest połowa lasu. Ogromne sosny leżą płasko, niektóre na domach, ogrodzeniach itp. Widok koszmarny

Nie mieliśmy prądu przez trzy dni, ale żyjemy.
A w tym koszmarze, wichurze i gradzie, niektóre róże, bardzo delikatne, pozostały nietknięte. Na przykład zwiewna Queen of Sweden, nawet jeden płatek jej nie spadł
Tak jak pisałam Rhapsody ocalała upadek sosny, mruga tym swoim oczkiem i mówi tylko "Ale byyyłooo!"
Nienaruszona jest też większa Clair Reinaissance, może osłoniła ją swoim ciałem Duchesse de Rohan. W tle widać "przeczesane" na jedną stronę brzozy.
Alegorio, Pashmina po nawałnicy nadal tylko ziewa pokazując to swoje różowe gardziołko. Tak więc na tę chwilę sprawuje się świetnie, ale niewiele więcej mogę powiedzieć, bo to jesienny nabytek. Przezimowała jako jedna z najlepszych, więc nie chcę zapeszać, ale jestem pod jej ogromnym urokiem i dokupiłam jej siostrzyczkę - Patricię Flower Circus, ale ta jeszcze nie kwitnie, więc nie mam zdjęcia.
Basiu,
Dorotko, Jalitah straciła kilka pąków, ale jeszcze kilka zostało. A to nadal ten sam kwiat co poprzednio, tylko bardziej taki "pofalowany"
Dorotko, ja również dziękuję i za czas i za orliki
Gdyby temu gościowi coś się stało, to bym się zapłakała: jedyny krzew, który wygląda, bo dwa pozostałe to albo malizna 15cm, albo długaśne pędy bez kwiatów. Ten będzie piękny i dopiero zaczyna. Eden:
Duet Lavender Ice i Dolce Vita też trzymał się widocznie za ręce, bo obie krzewinki przetrwały:
Niektórzy to wiedzą jak się ustawić. Ta się schowała za Glusia (czyli ślaz piżmowy)
Dwa Chippendale bez szwanku. Tylko jeden przez chwilę przebrał się za inną różę:
ten już wygląda normalnie,
chippendalowo
Pomarańczo-różowi się też wdzięcznie Bengali. Na ten moment już widzę, że nie lubi deszczu (zwiesza głowy), ale wypuszcza śmiało nowe przyrosty. Mam nadzieję, że z wiekiem się zrobi bardziej dumny, bo kolor ma piękny, uspokajająco pastelowy:
Tu miało być kilka kwiatów, ale pąki zerwało. Został jeden i w samotności sobie zakwitł z rozpaczy. Voyage:
I na koniec róża, która nic nie robi sobie z wiatru, słońca, deszczu, gradu, układów politycznych, robactwa, meczu na Euro i jeszcze innych wielu rzeczy- Mariatheresia
Wygranej w meczu sobie i Wam życzę
