Kochani

, czytałam wpisy każdego z Was (jakżeby inaczej), ale
w sprawie kotów pozwólcie, że odpowiem Wam zbiorowo - nieodmiennie stanowią dla nas źródło obserwacji, dobrego humoru i są bardzo ciekawymi i inteligentnymi towarzyszami. Potrafią nawet z nami "rozmawiać", tzn. bardzo jasno komunikują swoje potrzeby. Kto ma bliskie relacje ze swoim kotem, ten wie jak to wygląda. Jest to bardzo ciekawe, bo np. Bazyl "mówi" zupełnie inaczej od Tymona.
Cieszę się, że mogłam sprawić Wam radość tymi zdjęciami. Bardzo często niestety nie jestem w stanie niestety uchwycić niektórych akcji. Nie mówiąc już o tym, że już drugi mój aparat ma problem ze zrobieniem dobrego zdjęcia Tymonowi i Bazylowi. Może za duży kontrast? Jeszcze sam Tymon to ujdzie, ale Bazyl jest trochę jak czarna dziura dla aparatu.
Jest takie trafne brytyjskie przysłowie, które brzmi mniej więcej: "Ciekawość zabiła kota, ale satysfakcja sprowadziła go z powrotem."
A poza tym:
o glinie to muszę w najbliższym czasie znów przytoczyć cytat z tej książki, którą czytam z doskoku ("Z uchem przy ziemi", zazwyczaj czytam w tramwaju czy autobusie).
O jagodzie kamczackiej mi się przypomniało: mamy kilka, ale jedną pewnej zimy pies sąsiada uparcie wyrywał całą z korzeniami. Zrobił to chyba 3 razy, a my 3 razy na powrót sadziliśmy ją do ziemi. I mimo, że tyle czasu leżała na zimnym wietrze, to jednak przeżyła! Jest wprawdzie mniejsza od pozostałych, ale myślę, że nadrobi straty. Dzielny krzaczek.
Grażynko, ogrodzenie jak najbardziej jest w planach - już od dwóch lat, ale ktoś chyba oczekuje, że samo się zrobi.

Ma być z siatki leśnej. I ostatecznie ma być zrobione w tym roku, bo jak nie, to ten ktoś pożałuje, a tym kimś będzie oczywiście M.

A szkodniki dwunożne nawet za bardzo nie szkodzą. Kradną nam tylko dzikie jeżyny, zazwyczaj nie zdążę się na nie załapać. Z roślin zniknęła w tajemniczych okolicznościach tylko jedna kamczatka (zanim pojawił się duży pies sąsiada) i ktoś rozłamał młodą budleję na pół, ale budleja odbiła.
Ktoś zakopał nam też kiedyś kurzą (albo kogucią) łapę koło studni, a w innym roku czarny koci ogonek bliżej wjazdu. Nie jestem pewna, co chciał w ten sposób osiągnąć? Natomiast już się chyba zorientowali, że nic sobie z tego nie robimy. Działka jest poza tym na widoku i dopóki nie urosną jakieś żywopłoty to obserwują ją trzy rodziny, więc jak jedna wredna kobieta tam kiedyś łaziła i "zwiedzała", to zaraz nam o tym pozostali donieśli.
Jak znalazłam cudze śmieci plastikowe u nas to ostentacyjnie wykopałam je na drugą stronę drogi. Jak znalazłam psie kupy, to łopatką wywaliłam za miedzę, skąd "przyszły". I wreszcie - jak kiedyś sąsiad wyciął drzewo na naszej działce (wcześniej to była jego ziemia) to mu powiedziałam, żeby więcej tego nie robił.
Soniu, super wiadomość - to ja też zaraz wysieję ostnicę w mieszkaniu.
