Aniu 1979 - oba powojniki są u mnie terminatorami.
Myślę, że i u Ciebie sprawiły by się dobrze.
Romantika jest jedyna w swoim rodzaju, kiedy rozwija kwiaty jej płatki się lekko skręcają i wydłużają co sprawia bardzo przyjemne wrażenie.
Kocie wymiziane teraz śpią słodko w swoich łóżeczkach.
Jolu - miło Cię widzieć.
Stonka do mnie nie dolatuje, bo to miasto a mnogość roślin "zabija" zapach ziemniaczny.
Ja też kocham czas liliowców, bo to burza barw a nawet zapachów.
Mati - mam zwykły stary aparat Kodaka, który ma za sobą już kilkanaście tysięcy zdjęć, to już właściwie staroć.
Mam kilka angielek a polecić mogę Abrahama Darby, A Shropshire Lad i Jude The Obscure.
Te trzy spisują się u mnie najlepiej.
Ewka - tak, udało mi się za pierwszym i sądzę że teraz za drugim razem będzie jeszcze
lepiej.
A smak takich ziemniaków jest fantastyczny i nieporównywalny ze sklepowymi.
Maryniu - czasem zdarzy mi się mieć dobry pomysł.
A tak serio to już są zjedzone, najlepsze na zimno bez niczego, prosto z garnka.
Stasiu - no to tak jak mnie, też uwielbiam te dwie wersje.
Cieszę się, że liliowce już w kwiatach , może sama w nich zagustujesz ?
Kotki stale się przytulają i chcą "hopa", ale pańcia nie ma czasu na całodzienne mizianie i muszą się zadowolić chwilkami.
Elwiś - no nieee.......bez przesady, tak żle to chyba z tobą nie jest.
Lody pewno pomogły i trzeżwość umysłu doszła do siebie.
Myślę, że szybko zbudujesz swoją nową kolekcję.
Geniu - no nie wiem, trochę na pewno sytuacja się poprawi, ale deszcz i ciepło na wagę złota.
Od pogody jak wiesz bardzo dużo zależy, więc będzie ciężko.
Irysy z kolei u mnie zakwitły tylko te starych odmian, nowe ani dudu, stały jak zaklęte w liściach.
Muszę poczekać na następny sezon.
Marysiu - szersze to tylko te główne, bo boczne to już wąziutkie.
Byłaś zresztą to wiesz.
Uwielbiam żaby i każdego ranka się witamy, kiedy siedzą na liściach lilii wodnych.
Pusia zjadła nazwę, a ja zapomniałam co Ci dałam.
Musisz wkleić mi fotkę, żebym sobie przypomniała.
U mnie dzisiaj tylko pokropiło raz po południu, ale to dosłownie kilka kropli spadło, ledwo chodnik się zmoczył i tyle.
Jadziu - u mnie ślimaków też dostatek, ale dostały w tyłek po tej suszy.
Mam nadzieję, że ich trochę przetrzebiła i że będzie ich mniej.
Miło czytać, że też będziesz miała wykopki

, to że nać mała nie znaczy że ziemniaczków nie będzie.
A może prawie trafią się wielgachne ziemniaki i będzie ich mnóstwo ?
Trochę ogrodowego romantyzmu.......
.......kilka miłych dla oka bukiecików.........
.....i wracamy do róż.
James Galway przywędrował do mnie tej wiosny.
A więc całkiem młodzik z niego a już przedstawił się małym bukiecikiem.
Na razie nic oprócz tego że jest zdrowy nie umiem powiedzieć.
Pierwsza zima przed nim i pierwsza jesień, zobaczymy jak się spisze.
Następna róża to wszystkim dobrze znany
Westerland.
Lubi kaprysić a czasem i się pochorować, ale zawsze jest mocny i odbija nawet jak przemarznie.
Bije po oczach kolorem i widać go z daleka jakby chciał powiedzieć - tu jestem, chodż do mnie.
Już chciałam go wywalić a on pokazał się z tej najlepszej strony.
Jak widać dobrze mu zagrozić kilofem i siekierą, postraszony daje z siebie wszystko.
Chciałam go oszczędzić i ścięłam wiosną na 4 oczka, wybujał aż pod niebo, więc tnijcie nisko i bez litości

będzie się lepiej starał.
Evelyn to piękna róża podobna do Tea Clipper.
Mam ją drugi sezon dopiero i jak to angielka potrzebuje czasu, żeby odpowiednio się zaprezentować.
Na razie szału nie ma i mało przyrosła, ale mam nadzieję, że teraz po pierwszym kwitnieniu przybierze nieco ciała bo wiotka.
Fakt, że rośnie w cienistym miejscu, ale innego jak na razie nie ma, więc musi się dostosować do tego co ma.
Tylko dlaczego nie zrobiłam jej więcej fotek ?
Za to ta róża mnie zadziwia.
Rosa Szewczenko bo tak się nazywa rośnie w postaci klimbera czyli ma bardzo sztywne łodygi.
To olbrzymka dorastająca do 3 metrów wysokości.
Trudno ją więc przyginać i z trudem się poddaje takiemu zabiegowi.
Zdrowa i jak to rosjanka odporna na wszystko, nawet na złego ogrodnika.
Ma duże bardzo mocno pachnące kwiaty, ciężkim zapachem starych róż.
Pąki prawie czarne, czego na zdjęciach nie widać z racji słabego aparatu.
Wkurza mnie tylko to, że aby dostać się do kwiatów trzeba by użyć drabiny.
Zimuje kompletnie nie okrywana, właściwie to rośnie sobie bez mojej interwencji oprócz wiosennego cięcia.
To róża dla tych co nie mają czasu aby się nią zająć oprócz przycinania i tych co nie lubią robić oprysków a także tych, którzy szybko chcą mieć spektakularny efekt, bo przyrasta genialnie szybko.
To jeszcze na koniec druga z tych co to nie gniotsa i nie łamiotsa też z tego samego kraju
Zoria Miczurina.
Trzykrotnie przesadzana przeżyła moje nieudolne zabiegi i kwitła pięknie za każdym razem pokazując mi język w postaci ostrych kolców.
Słodko pachnie, kwiaty rozwijają się wolno a pod koniec wyglądają jak pompony dalii.
Kolor ma malinowo czerwony czego nie widać na zdjęciu przez nieudolność mojego aparatu.
Ma wiotkie dość pędy, ale na stałym miejscu jest dopiero drugi rok, więc muszę poczekać aż zmężnieje i nabierze tuszy.
O dziwo po tych wszystkich zabiegach nie chorowała i teraz też jest zdrowa.
