Moje storczyki wystawiają mnie na najwyższą próbę w dziedzinie cierpliwości. Niedawno, kilka miesięcy temu pokazałam tu grona nowych korzonków u jednego z nich. Zaraz potem wszystkie - jeden po drugim zaczęły dostawać takich grubaśnych korzeni. Teraz jest to już u niemal wszystkich. Dostają takich grubych licznych korzeni powietrznych coraz wyżej. Za to nie bardzo garną się do wypuszczania pędów kwiatowych. Podejrzenia o zbyt małej ilość światła nie pasuje, bo liście nie są wyciągnięte, przeciwnie nowe wyrastają pękate, sztywne, grube i o zdrowej zieleninie. Zmiana doświetlania na większą moc prawie rok temu dała dobre rezultaty. Na pierwszym zdjęciu widać korzenie u Mini Mark, które tak masowo zaczęły wyrastać, że całkiem zdrowe liście aż zostały przez nie niemal oderwane. Mini Mark jako jedyny stoi na parapecie, a nie wisi jak wszystkie na ścianie, a zachowuje się tak samo jak te wiszące.
Na kilku tworzą się keiki, a więc roślina ratuje swoje przetrwanie. Pomyślałam więc, że może problem jest w korzeniach w doniczce, ale i to podejrzenie odpada - i tam korzenie poprawiły swoją kondycję:
Na tych, na których teraz zaczynają się pojawiać pędy kwiatowe, to i one są grubsze niż poprzednio.
Może za dużo fosforu i potasu (korzenie), a może i azotu (wygląd liści). Przestałam więc nawozić i cierpliwie czekam na efekty. Oprysk humusem rzeczywiście znacznie wzmocnił kondycję liści, ale one tych korzeni zaczęły dostawać już przed tym opryskiem. W każdym razie jest to jakiś powód systematyczny, bo wszystkie tak się zmieniają.
Może ktoś z Was miał już takie doświadczenia ze stanem, w którym storczyki szły w korzenie. Będę wdzięczna za wszelkie uwagi.