Mój Małż jest analfabetą ogrodniczym i jest to w dodatku wada wrodzona

Nic go nie jest nauczyć, co gdzie rośnie. Wyciął mi juz wiele roślin, w tym drzewek np. Pamiętam oliwnik... pamiętam aronię... jakieś 5 m2 bodziszków... łan kosaćców syberyjskich... budleje... jodły... paprocie... ... ...

Nawet, gdy jest zaznaczone, nie jest bezpieczne. Nawet, gdy podczas poprzedniego koszenia zostalo ominiete i pozornie zapamietane - nie jest bezpieczne. Azalie były ręcznie oberwane wokół z trawy i zaznaczone patykami, ale i tak polegly. Niektóre rośliny polegly, bo Małż nie zrozumiał, gdzie ma kosić. Tam , gdzie mial kosic wszystko bylo zaznaczone, ale poszedł tam, gdzie nic nie bylo zaznaczone jeszcze i wyciął wszystko. Potem byl bardzo zdziwiony- "Jak to nie miałem tu kosić?! A gdzie?" Gajowiec i barwinek rosły sobie juz od dawna pod jesionem, nie raz mówiłam, że TU coś rośnie, skąd-dokąd, dlaczego i jak... Gdy wracałam z kompostownika, widziałam kątem oka, jak zbliża sie z kosą do powierzchni nimi pokrytej, ale byłam pewna, że pamięta, bo juz tyle razy podkaszał wokół i tak wyraźnie widać, że to mały jednolity łan konkretnych roślin... Co za naiwność z mojej strony!!

Pilnowałam go cały czas, a w tamtej chwili spuściłam z oka

Nie znoszę, gdy bierze kose spalinową do ręki, ale czasem nie ma wyjścia, tak jak teraz, badyle i trawsko wyrosły juz tak wysokie, że nie da sie wejśc nawet z kosiarką, tam, gdzie długo nie było koszone. Zreszta sa takie miejsca, gdzie w ogóle nie mozna wjechać kosiarką, ale jeśli kosi tylko w tych miejscach to jest do opanowania. Gorzej, gdy ma do wykoszenia duży obszar i nie jestem w stanie upilnować.
Alphax, z tymi tablicami, to masz rację, to może być jedyne wyjście...