Wracajmy do zakupów z Pęchcina. Głównie nastawiłam się na hortensje.
1 i 2. Kupiłam
Limelight i
Vanille Fraishe, ktore już u siebie mam, ale chce do nich dosadzić po jeszcze jednej sadzonce, żeby całe kępy wyglądały dorodniej. Słyszałam, że niektórzy sadzają nawet po cztery razem.
3. Następnie piłkowana
ForgetMeNot. Ma być niebieska, przechodząca w fiolet i róż, w zależności od fazy kwitnienia. Właściciel mówił, że akurat ta odmiana jest solidna i bardziej mrozoodporna niż inne.
4. Nowość. Hortensja
Magical Starlight. Nawet nie wiem, jak kwitnie, bo w necie nie ma jeszcze jej zdjęć.
Na zdjęciu z prawej strony jest Floks
Blue Boy. Właściwie bardziej wpada w niebieski, co zresztą zawarte jest w samej nazwie. Tutaj wyszedł zbyt różowy.
Różyczka
The Fairy. Chcę stopniowo zrobić z nich szpalerek, a że tutaj są niedrogie, więc dokupiłam jedną.
Przy okazji podzielę się wskazówkami co do
przycinania róż. Otóż pan mi powiedział, że po przekwitnieniu kwiatu obcinamy pęd najlepiej nad trzecim oczkiem licząc od góry. Jak najbliżej liścia. NIE ZOSTAWIAMY NAD LIŚCIEM KIKUTKÓW! NIby wiadomo, ale dobrze jest usłyszeć potwierdzenie od fachowca.
Z lewej turzyca
Frosted Curls. Świetna trawka z długimi włosami. Doszłam do wniosku, że przydałyby mi się jeszcze dwie, a więc w sobotę dokupię. Z prawej miskant
Variegatus. Mam już od wiosny jednego, ale zrobiło mi się wolne miejsce w cieniu, a ta odmiana jako jedyna dobrze sobie w cieniu radzi.
