Tak, jeśli chce sie mieć wszystko szczelnie zamknięte, to kuna potrafi sama sobie zrobić drzwi

, ale ja zostawiłam im swobodne wejście, więc nic nie niszczą, bo nie muszą. Co roku mam na strychu całą kunią rodzinkę. Ja się z tego cieszę, ale ja jestem pod tym względem raczej nietypowa

, a poza tym moge sobie na to pozwolić, mam na tyle duży dom, że strych wcale nie jest mi potrzebny, rzadko tam chodze. Małe strasznie rozrabiają, bawia sie w ganianego, skaczą z belek na podlogę, robia niezły łomot, ale ja na to reaguje uśmiechem na twarzy. Jestem im bardzo wdzięczna za zlikwidowanie plagi myszy. Kupiłam niezamieszkały stary dom na dużej odludnej działce, pierwsza zima uplynąła mi na wymyślaniu, jak schować i zabezpieczyć przed myszami doslownie wszystko. Nie tylko jedzenie, ale nawet buty mi zjadły

... A teraz nie mam w domu doslownie ani jednej myszy, a w ogrodzie znacznie mniej.
Ja tak naprawdę nie namawiam nikogo do takiego rozwiazania problemu gryzoni. To chyba oczywiste, że mówię to półżartem. To jest możliwe tylko w wyjatkowo wyjątkowych przypadkach, tak sie składa, że ja mam taki własnie przypadek. Jednak, może... może znajdzie sie jeszcze parę osób, które mogłyby sobie pozwolic na coś takiego i przeczytaja z zainteresowaniem o tym, jak to ktoś mieszka z kunami, które mu zlikwidowały myszy

. (Są też kuny leśne, w odróżnieniu od domowych, zwanych kamionkami)
Łasica to natomiast inny temat. Ona w domu nie zamieszka, no chyba że oswojona. Czytałam, że dawniej ludzie oswajali łasice i trzymali je w domach właśnie po to, by tępiły gryzonie, koty wtedy nie były powszechne, a poza tym kot jest malo skuteczny w porównaniu do łasiczki, ona jest mała i bardzo giętka, potrafi wejść do mysiej nory.
No, a calkiem poważnie, to może kupowanie drugiego pieska nie jest konieczne, może wystarczą dzwiękowe odstraszacze, u mnie skutkują. Pies jest bardzo malo skuteczny, poza tym pies "pracuje" tylko w dzień, bo jest zwierzęciem dziennym, a prawie wszystkie gryzonie żerują głównie w nocy.