Witam ;*
tak pięknie opiekujecie się swoimi storczykami i je reanimujecie nawet z takich mocnych poparzeń ahh zazdroszczę. Ja kompletnie nie wiem co mam zrobić ze swoim. Jak go odratować? Pomożecie? Opiszę sytuację od początku.
Moi rodzice dostali kiedyś Phalaenopsis'a, a nic o nich nie wiedzieli. Ostatnio wyjęłam biednego z małej przezroczystej doniczki, w której podłoże było już kompletnie nie do użytku. Korzenie były marne: cienkie, miękkie i brązowate. Zaczęłam akcje reanimacyjną i odcięłam niektóre w najgorszym stanie zdezynfekowanym nożem i przesadziłam do specjalnego podłoża z dodatkiem kermazytu do kryształowego wazonu. Nie wiem czy dobrze zrobiłam stawiając do wazonu, a nie do doniczki, ale tak mi doradziły specjalistki, którym storczyki rosną w takim czymś i dobrze się mają. Łodyga była całkowicie zdrewniała, więc ją też ucięłam ;/
Zauważyłam, że korzenie są coraz ładniejsze (chociaż i tak nie są aż tak grube i dużo ich jak na waszych zdjęciach

), trochę grubsze, łodygi dalej nie widać, a liście... ;/
Postawiłam go przedtem na południowy parapet i tam padały na niego promienie słoneczne, nie wiem czy to wina słońca, ale liście stały się jasnozielone, mają szare,suche plamki, są pęknięte na środku, krawędź jednego liścia robi się brązowa no i taką pomarszczoną skórkę liścia ma w paru miejscach. Przestawiłam na zachodni parapet i nie wiem co zrobić.
Mam nadzieję, że mi pomożecie bo tak szkoda mi go

Był taki śliczny
