Oranio - no tak, też pamiętam te mosty na łąkami...Tulipanek w VI.
Pewnie, że będę wstawiać fotki. Przecież należę do Uzależnionych zielono od Forum
Aniu - naprawdę bardzo mi miło i serdecznie...
[Iza] - myślę jednak, że to zupełnie coś innego nagle miec zalany ogród przydomowy. Tego nie da się znieść spokojnie, bez lęku. .Nigdy bym nie oczekiwała spokoju stoicyzmu gdyby zalewało ogród, który normalnie nie jest zalewany...Tam byłoby wiele rzeczy, które uległyby straceniu - skrzynki z kwiatami, dodatki ruchome,ozdoby, żwirowe ścieżki....U mnie nie ma nic co możnaby wodą ruszyć, ale w wielu ogrodach niezalewowych straty są własnie przez to nieprzystosowanie do zalewnaia większe....
Izo- oj jakie mądre słowa napisałaś...! "Tylko sprawy i rzeczy od nas zależne warte są naszych starań, emocji i walki. Najtrudniejsze bywa odróżnienie jednych od drugich..."
Jolu- gratuluje, bo naprawdę nie do rozpoznania!
Jak mówiłam biorę przykład z rozmów z ludżmi na działkach. Poznałam tam nowych znajomych, ze swiata działek. Takich naprawdę działkowych.Gospodarza, starszą Panią Ewunię,która zawsze mnie wita z oddali machając i wołają "czołem, Agnieszka"!, pana Leszka co mi ciął drzewa, oraz najbliższych sasiadów p.Danusię, która zawsze jak u siebie pieli to mnie pyta czy mi nadwyżki wrzucać za furtkę

, jak mnie nie ma.... oraz bardzo miłe Małżeństwo z naprzeciwka, które cieszyło się z tego, że wziełam zaniedbaną działkę i że odtąd będzie bezpieczniej. Podczas powodzi zimą poznałam też Pana co mi pożyczył wysokie kalosze (okazało się, ze pan z zarządu), oraz kilka Pań z sąsiedniej, bliższej Wiśle alei.
To chyba dzięki nim jestem spokojna, bo wszyscy oni podcchodzili do tego spokojnie i nikt nie mówil 'no basta, w tym roku już sprzedaję działkę, mam tego dość". Jedna Pani ma nawet dwie swoją i córki, na tych terenach i dwie nadąża "obrobić" po wodzie. Mam wrażenie, że każdy z tych z którymi akurat rozmawiałam traktuje kolejne podtopienie, jako swoisty test na pomysły zabezpieczeń - co się lepiej sprawdzi.Panowie brylują kto lepiej zabezpieczył, albo kto szybciej wchodził napowrót po zejściu wody, np. Gospodarz opowiadał, że w poprzedniej powodzi wszedł jak było wody po piersi, razem z rowerem, który płynał obok niego, ale że na ścieżkach był taki prąd, że ściskało aż piersi i trudno było oddychać. Przestrzegał przy tym że nurt może rzucić np. na ogrodzenie, np. z siatki i można się pocharatać, albo własnie zpapaść w błocie.Wiedzą, ze trzeba pootwierać namioty foliowe, aby woda przepływała.
Narzekania które słyszałam dotyczą jedynie ziemi, utraty zasiewów z warzyw. Zanieczyszczenia ziemi.I to martwi działkowców. Że nie będa mieli plonów, na które były nadzieje. Poza tym jak nie ma warzywniaka, o co robić na działce, kończą się "rytuały", nie ma czego podlewać itd... Ale większość ludzi pozabierała sadzonki np. pomidorów napowrót do domu.Tylko przecież nie powinni ich sadzić, jednak te długo plonujące to mówią, że posadzą. Inni co mają kupione altanki po kimś, kto się rozczarował, np. nie wylewają wody z piwnic, bo sama schodzi, tylko narzekają na zakupioną działkę - bo kto buduje piwnice na zalewowym? Ale osoby które, kiedyś się rozczarowały, już działki sprzedały.
Tutaj działki mają osoby, ktre na nic innego nie stać, albo opłaca im się choćby zalewowa, byle blisko domu. Większość z własnego wyboru. Narzekają jedynie ci, którzy nie wiedziali, że tu zalewa (a są i tacy) bo kupowali latem ładną działkę...i sa zdziwieni nagle. Ale to taki sam przypadek ignorancji własnie jak budowa domów na terenach zalewowych kupowanych latem, a nie oglądanych w roztpach czy na jesiennej słocie...Ale w takich sytuacjach- mądry Polak po szkodzie...
Wczoraj, jako, że na działkę wejść nie mogę, postanowiłam zrewidować lodówkę i niestety wywaliłam częśc przechowywanych od jesieni celulek mieczyków...kartonów z daliami...Zajmowały cały dół lodówki i pierwszą półkę dolną tam gdzie trzyma się warzywa. Nie mogę jednak tak więcej robić, bo potem nie mam co jeść, bo nie kupuję warzyw, bo nie mam gdzie trzymać.

Przytyłam przez to kilka kg.

Teraz lodówka znów zawiara warzywa a nie kwiaty. I jakoś jest duża! nagle zobaczyłam, że ogrodowe szaleństwo zamienia sie w ...w dziwaczenie, dziwactwo.Od pażdziernika miałam je w łazience, a potem w lodówce. Tak się naczytałam tych ksiązek, że dobry ogrodnik umie zabezpieczyć, przechować, spakowac...że żal mi było zostawiać w ziemi cos, co może zyć w przyszłym roku wydac kwiat. Ale tak nie można, jak nie mam gdzie przechowywać, bo i tak co rok kupuję za grosze nowe woreczki mieczyków. Te które się "ostają" po takim przechowywaniu to z 10 cebul się nadaje. To przesada tyle zachodu. O siebie też czas zadbać.

Pociesza mnie, ze zapewne każdy z nas próbował takiego przechowywania - Orania w piwnicy, Iza w swojej piwniczce w bunkrze...inni w garażu. Ale cóż lodówka - toć to..chyba zbyt eksperymentalne
