Najpierw się wytłumaczę.... nie ma mnie za dużo, bo chyba już pisałam, że zostałam słomianą wdową i powoli ogarniam się w nowej rzeczywistości - w tygodniu czas przed 20 spędzam z dziecmi, potem sprzątanie, obiad na następny dzień, a jeszcze praca zawodowa.... A w weekendy przyjeżdża mąż i szkoda czasu na komputer....
Brakuje mi forum i wiem, że powoli tak to wszystko poukładam, że będzie można przysiąśc wieczorem, ale to jeszcze troszkę potrwa. Młody chodzi spac około ósmej, a potem jeszcze Emi chce, by z nią posiedziec, pogadac, poprzytulac się i robi się dziewiąta albo i później. A ja śpioch jestem i w kontekście tego, że wstaję o piątej odpuszczam sobie wieczorne siedzenie przy kompie.
Ale tymczasem kilka zdjęc sprzed chwili - wyszłam popstrykac, żeby się przed wami tłumaczyc ;)
W piątek podjechałam do pani do szklarni po jednoroczne - głównym kupującym była mama, ja w sumie chciałam tylko roślinki, by wypełnic donicę w której będą lilie - kupiłam w lidlu lilie, bo wyglądały na białe, zaczęły żółknąc, więc już są w donicy:
Ale by wykonac kompozycję potrzebna była ziemia - mąż jechał w sobotę w okolicę sklepu ogrodniczego, więc zamiast go wysłac po ziemię wybrałam się razem z nim... krzywo patrzył ;) więc kupiłam tylko:
A wczorajsze popołudnie spędziliśmy u znajomych, którzy też od niedawna mają dom, lecz ogród ma już kilka lat, a jednak urządzają go na nowo - bardzo dużo zmieniają. Po wizycie wiem trzy rzeczy:
- linia kroplująca wokół domu musi byc, bo mi wszystko wysycha - deszcz pod dach nie dociera nawet, gdy zacina...
- piękna, przepiękna hosta do kradzenia ;) za rok czy dwa czeka w ich ogrodzie
- pomysł na mocowanie kratki do róży pnącej podpatrzony - wypad do sklepu konieczny.
No i kolejny raz dyskutowałam o bezsensie sadzenia bylin w trawie, więc dzisiejszy dzień spędziłam wyrywając trawnik:
W jednym miejscu nie skończyłam, ale myślę, że jest szansa, że dziś dotrę do celu. Na razie pobojowisko. Wyniosłam 11 wiaderek trawy, a to jeszcze nie koniec.
