Aniu-anabuko1 i ja nie przesadzam z nawożeniem, a wręcz do niedawna nie nawoziłam wcale. Dopiero od utworzenia różanki, czyli czwarty sezon, systematycznie kupuję granulowany obornik i sypię na rabatki

Do tej pory nawoziłam jedynie borówki i hortensje, a cała reszta całkiem nieźle radziła sobie sama. Ale i u mnie jeżówki rosną różnie, większość raczej dobrze, ale wczoraj znalazłam jedną taką mizerotkę, w dodatku nie podpisaną, ale kwiatek jeden będzie miała. Mam nadzieję, że to będzie ubiegłoroczna
"Glowing dream", bo nie mogę jej zlokalizować. Ma przy sobie znacznik, ale albo nie zapisałam nazwy, albo czas ją starł. Mam nadzieję, że ją rozpoznam po kwiatach

A ja jednak wolę te sztywne dalie, szkoda mi złamanych pod ciężarem kwiatów łodyg. Czasami jakaś nowa trafi się słabsza, ale ogólnie nie mogę na nie narzekać.
Na zdjęciu dobrze rozpoznałaś naparstnicę rdzawą

, piękna z niej elegantka.
Za uznanie
Jadziu, w sobotę znowu podlało i to tym razem bardzo solidnie

Szkoda tylko, że deszcz nie poczekał do wieczora, bo niestety zupełnie zepsuł mi pobyt na działce, ale wobec ogólnie panującej suszy, jednak daruję sobie narzekanie na przeciwności losu

Kaktusów nie lubię i bardzo poproszę, żeby jednak klimat nam się nie zmieniał
Lucynko, widać, że życzenia szczere

, bo już w sobotę deszcz spadł rzęsisty, a nawet nawiedziła mnie na działce burza. Właściwie to były tylko takie pomruki niedźwiadka, ale burzą już można było to nazwać. Po burzy była chwila przerwy, już nawet myślałam, że to będzie koniec i znowu wyciągnęłam narządka, ale za chwilkę musiałam wszystko szybciutko chować, bo rozpadało się na dobre.
Niedziela była super, bo nareszcie w całości spędzona na działce. Dziękuję
Iwonko, moje lilie niestety bardzo mocno uszkodził majowy przymrozek i wiele z nich w ogóle nie zakwitnie, a jakby tego było mało, to i kilka po zimie zupełnie się nie pokazało

Na wiosnę będę musiała koniecznie dokupić cebulki, bo bardzo mi ich brakuje. Najlepiej z tego wszystkiego wyszły drzewiaste i zakwitną chyba nawet wszystkie. Ostatnio jeszcze były w pąkach, ale to na dniach powinno się zmienić
Deszcz obficie zmoczył mi działeczkę i nareszcie rośliny odżyły.
Małgosiu, ślimaki były tak sobą zajęte, że zupełnie nie zwracały na mnie uwagi. Jak wracałam za półtorej godziny z kawy u znajomych, to dalej tkwiły w tym samym miejscu

Tylko ułamek moich lilii zakwitnie w tym roku i nie dane mi będzie się nimi tak naprawdę nacieszyć. Kilka z nich tak intensywnie pachnie, że przyciągają mnie z daleka, chociaż dla mnie zapach nie jest sprawą kluczową. Miło jednak, gdy ten czynniki dodany jest do kompletu
A jeżówki są cudowne, wszystkie bez wyjątku

I nie ma tutaj znaczenia, czy są odmianowe, czy też nie, kocham je bez wyjątku. Mam dwadzieścia jeden odmianowych i kilka tych zwykłych, różowych i białych. Ostatnio co roku je sobie wysiewam i te kwitną przecudnie. Są dużo silniejsze niż siewki, które wysiewają się w sposób naturalny, po prostu piękne.
Beatko, białe jeżówki mam chyba dwie. Jedna już kwitnie i ta jest wysiana w ubiegłym roku, ale mam chyba w jeszcze jednym miejscu, ale ta ostatnio jeszcze nie kwitła. Natomiast nie pokazała się po zimie Vanilla Cupcake, tylko znacznik po niej pozostał
U nas za wodę każdy płaci tyle samo, czy leje, czy nie. To jest ok. 60 złotych rocznie, a więc wcale nie tak dużo. Kiedyś wody brakowało, ale już od jakiegoś czasu nie ma z nią problemu. Tylko czasu mam za mało i muszę decydować, czy danego dnia będę pielić czy podlewać. Najlepiej jak podleje z nieba, to wtedy nie muszę się zastanawiać, tylko od razu biorę się do roboty

Ostatnio przyglądałam się swoim daliom i wyszło mi, że jednak za wcześnie je pochwaliłam. Z posadzonych siedemnastu, kwitnie jak na razie tylko sześć, a reszta jeszcze się czai. Ale te co zakwitły bardzo mi się podobają, nawet Tartan, co do którego miałam wątpliwości. W niedzielę mnie już zachwycił, bo kwiaty ma ogromne i sztywno je trzyma.
Bardzo jest podobna (dalia) do Mystery Day, ale o niebo od niej piękniejsza. Mystery też mam i jeśli utrzymam o obu tych daliach taką opinię do jesieni, to tę drugą po prostu komuś oddam
Aniu-Minnie, podziwiam Cię za silną wolę, bo ja, mimo iż co roku sobie to obiecuję, to jednak nigdy mi się nie udaje słowa dotrzymać. W tym roku miałam nie kupić żadnej dalii, a kupiłam aż siedem. Tak mnie kusiły ze sklepowych półek, że uległam pokusie, a potem tłukłam głową w mur, jak po jakimś czasie na balkonie nie miałam już gdzie nogi postawić

Powinnam mieć zakaz wstępu do jakiegokolwiek sklepu oferującego rośliny. Już w styczniu eM powinien mnie zamknąć w domu i koniecznie odciąć od internetu, bo przecież wiem doskonale, że aby coś zamówić wcale nie trzeba wychodzić z domu

Różami byłam i w dalszym ciągu jestem zachwycona. Takiego kwitnienia jak w tym roku, to ja jeszcze nie miałam

Niektóre z nich, jak np. Bajazzo i Dieter Muller kwitną już ponad miesiąc i wcale nie mają zamiaru przestać. Kwiatów już nie mają dużo, ale ciągle tworzą nowe pączki.
Ewuś, szkoda Twoich lilijek

Jednak to one w dużej mierze ubarwiają ogród, jak już róże stracą ochotę na wysiłek. I u mnie nie będzie bez szału, ale jednak coś tam zakwitnie. Nie zostanę raptem z pustymi rabatami. Ale na wiosnę planuję uzupełnienie liliowych zasobów, bo mi za nimi tęskno
Deszcz w tym sezonie nas nie rozpieszcza, albo jest go wręcz za dużo, albo przegnie w drugą stronę i nie spuści na ziemię ani kropli.
Nareszcie ostatni weekend w całości należał do mnie. To dla mnie prawdziwa gratka, nie tylko dwa dni wolnego, ale również dwa dni w całości spędzone na działce. Sobota może nie do końca wykorzystana, bo przecież nie mogło być tak zupełnie słodko, ale nie narzekam

Pojechałam na działkę z samego rana, prosto po pracy. Nie ukrywam, że byłam zmęczona po nieprzespanej nocy, ale chciałam wreszcie wykorzystać i pogodę i wolne. Zamiast napić się kawki, to od razu wzięłam się do pracy. Nie chciałam marnować czasu, bo wiedziałam, że sen wcześniej czy później upomni się o swoje. Na szczęście po wtorkowym deszczu nie było tak zupełnie sucho, pieliło się całkiem dobrze, a z powodu dużego zachmurzenia, nie potrzebowałam do tego nawet parasola

Może moje ruchy nie były nadzwyczaj żwawe, ale chwastów w półkoszku systematycznie przybywało. W tak zwanym międzyczasie zjadłam śniadanko, a na deser pierwsze dwie garści dojrzałych borówek
Wreszcie nie dałam już rady przecierać zmęczonych oczu, wciągnęłam rowerek do domku, zamknęłam się od środka i błogo oddałam się marzeniom sennym

Błogość jednak nie trwała zbyt długo, zresztą należę do tych, którzy nie marnują czasu na sen, śpię tylko tyle, ile wymaga mój organizm i ani minuty dłużej. Tym razem obudziłam się po półtorej godzinie, odpędziłam senność i ponownie wzięłam się do pielenia. Niebo było już w całości zachmurzone, miejscami chmury przybrały granatowo- siną barwę, a z oddali było już słychać zbliżającą się burzę. Duże krople deszczu przegoniły mnie w końcu do domku, jeszcze przed ulewą zdążyłam wkręcić korki z tyłu domku, dobrze przewidując, że teraz będę miała czas i na kawę

i na obiad, a nawet na czytanie książki
Burza była z tych przez małe"b", ale popadało bardzo przyzwoicie, chociaż krótko. Po piętnastu minutach wydawało się, że to już będzie koniec, nawet nieśmiało wyszłam na penetrację terenu, kiedy znowu z nieba poleciały strugi wody. Żal mi było czasu, który mogłam poświęcić na porządkowanie działki, ale z drugiej strony z przyjemnością patrzyłam, jak spragnione wilgoci rośliny chciwie spijają każdą spadającą kroplę

Zadzwonił eM z kuszącą propozycją, że po mnie przyjedzie i jak sobie wyobraziłam to błoto w lesie, to z przyjemnością na to przystałam. Tego dnia już nic nie zrobiłam, tylko kilka fotek, ale było tak strasznie mokro, że mogłam chodzić jedynie w kaloszach. Za to taka wilgoć zupełnie nie przeszkadzała oślizgłym ślimorom i tłumnie ruszyły po deszczu na konsumpcję moich roślin. Oczywiście nie mogłam tego zdzierżyć, szybciutko jeszcze przygotowałam swoją tajemną miksturę i ruszyłam z nią w tany, nie bacząc na kapiącą zewsząd wodę. Ze wstrętem nazbierałam pełniuśką butelkę tego świństwa, zapominając w tym wszystkim nawet o kropelkowych zdjęciach.
Niedziela za to od samego rana kusiła słoneczkiem

Rankiem może było jeszcze chłodno, ale czuć było w powietrzu, że będzie ciepło i przyjemnie. I właśnie tak było. Bez zbędnego upału, z przyjemną temperaturą w granicach 22 stopni, czego chcieć więcej? Początkowo było bardzo mokro, bo deszcz padał jeszcze w nocy, ale założyłam kalosze i ruszyłam do porządków. Ponieważ było za mokro na pielenie, to zabrałam się za, od dawna odkładane prace. Zrobiłam porządek z hortensjami. Anabelkę zamknęłam w siateczkowym gorseciku, bo szczególnie po deszczu jej ciężkie kwiaty mocno przyginały się do ziemi i groziło im złamanie, podwiązałam dębolistną, chociaż odrobinę przywołując ją do porządku. Jejmość już tak się rozłożyła na boki, że zajmowała ogrom miejsca, tłamsząc i zabierając światło innym roślinom. Nie przyszło mi to łatwo, bo ona niechętna takim zabiegom, ale nie poddałam się i teraz już jest mocno związana. Zabieg ten nie przyniósł jakiś nadzwyczajnych korzyści, jednak przynajmniej nie leży już na trawniku i wypielić wokół niej też już można. Tylko po co mi kolejne miejsce do pielenia? Mało mi? Pink Anabell, również dostała podpórkę, na której może oprzeć swoje wciąż wątłe wdzięki, a obciążone owocami borówki, dostały paliki, do których przywiązałam najbardziej przygięte do ziemi gałęzie. Swoją drogą, to w tym roku szpaki sobie nieźle na nich ucztują, na ziemi znajduję sporo leżących owoców, ale są też takie tylko dziabnięte, dalej wiszące na gałązkach

Przycięłam kilka, najbardziej przeszkadzających gałęzi magnolii. Zrobiło się z niej już duże drzewo, daje nie tylko zbyt dużo cienia, ale i zabiera wodę innym roślinom, które coraz bardziej niechętnie rosną w jej towarzystwie. Tuż obok rośnie świerk conica, tak więc ten zakątek do przyjaznych nie należy

Dolne gałęzie zwieszały się zbyt nisko i za każdym pieleniem targały mi fryzurę i w końcu postanowiłam się z nimi rozprawić

W kolejce jeszcze czekała wisteria, która już też swoimi mackami sięgała zbyt daleko. Tego dnia byłam jak Ralph Demolka

Gdzie się nie zatrzymałam, tam siałam spustoszenie, na koniec oddając się jeszcze jakże nudnemu wobec powyższych zajęciu,czyli pieleniu.
Energia rozsadzała mnie cały dzień, żeby po powrocie do domu, zgasnąć jak za zdmuchnięciem świeczki. Oklapłam w jednym momencie, zjadłam, umyłam się, zamieniłam kilkaset słów z eMem i poszłam spać.
