Aniu-anabuko1, tylko czasami zdarza mi się wracać, aż tak zmęczona z działki

Zazwyczaj jednak pracuję z większym umiarem, a tego dnia pewnie złożyło się na to kilka czynników. Największym winowajcą był na pewno upał, takie temperatury przez kilka dni z rzędu to zabójstwo. Gorąc dalej nie odpuszcza, w ciągu dnia było 29*, teraz jest 22

Kilka irysków kwitnie u mnie po raz pierwszy, a kilka jeszcze w tym roku nie zakwitło, chociaż są już trzeci sezon. Już widzę, że jednego wywalę (czytaj oddam w dobre ręce, bo wyciąga się ich do mnie mnóstwo), bo jest bardzo podobny do już posiadanego przez mnie, a właściwie to oddam swojego starego, a nowego sobie zatrzymam, bo ma żywsze kolorki. Ogóreczników nie siałam, ale mam dwa od siostry. Dobrze zgadłaś

Tylko nie wiem, czy zdecyduję się dodać sobie je do sałatki, one takie kosmate, będą mnie smyrać w język

.
Tak myślałam, że hosty nie pominiesz swoim wzrokiem, ale niestety odmiany nie znam. Mam ją od tzw. "zawsze", kiedy jeszcze nie przywiązywałam wagi do odmian. Zresztą i teraz nie zawsze zapamiętam co i jak się nazywa, ale przynajmniej się staram. Jeżeli takiej nie masz, to szepnij słówko, a na wiosnę Ci ją wyślę
Dzisiaj musicie wytrzymać zwiększoną liczbę zdjęć. Tak szybko wszystko przemija, że za chwilę będą zupełnie inne widoki
Maryniu, za to moje czosnki karatwskie podzieliły cebulki i mam ich więcej niż miałam, ale przez to są drobniejsze. Bardzo długo się nie pokazywały i w końcu łaskawie wylazł jeden kiełeczek. Już myślałam, że "
został mi się jeden", ale po kilku dniach pokazały się następne

Na dodatek wydaje mi się, że mam i siewki. Są jeszcze czosnki bardzo podobne do tych, ale białe te muszę zdobyć, bo bardzo mi się spodobały.
Zuziu, niszczylistka jest przebrzydła, nie można jej niczym zwalczyć, tylko łapiąc i zabijając

Ale weź i ją złap, jak ona ciągle lata jak wściekła. Wczoraj kilka udało mi się zniszczyć, ale cóż to jest wobec takiej ilości

Mam jednak nadzieję, że może niedługo już zniknie, bo już na horyzoncie są kolejne różyczki i byłoby ich szkoda.
Uwielbiam leżeć na leżaczku i czytać książeczkę, bądź też obserwować swoje królestwo i wszystko to, co udało mi się zgromadzić, albo to co, co samo do mnie przyszło, przyleciało lub przypełzło, ale w tym roku jakoś rzeczywiście z tym krucho. Jednak takie upały wymuszają na mnie większą bezczynność niż zwykle. Całe szczęście, że ktoś tutaj ma więcej rozumu niż ja

No właśnie, byleby nie w nadmiarze....Pomaleńku zaczyna się wszystko zmieniać, jeszcze ciutkę cierpliwości i w moim ogrodzie nastanie czerwiec jak się patrzy
Aniu-Annes 77, na szczęście kwieciaka u mnie nie ma i z tego co kojarzę, to nigdy nie było. Jeszcze mi tylko tego typa brakuje do kompletu

Moje różyczki dopiero nieśmiało zaczynają pokazywać zarumienione lub też nie, lico. Większość radzi sobie jako tako, chociaż jest kilka maruder, które ćwiczą moją cierpliwość. Chyba najgorzej ma się Anahe, nie doceniła faktu, że na zimę szczególnie o nią zadbałam i dałam ciepłą kołderkę. Nie wiem, czy nie przyjdzie nam się rozstać, chociaż muszę przyznać, że nie będzie to łatwe

Nie dość, że marnie rośnie, to jeszcze w maju dodatkowo zmarzła, a na koniec jeszcze bruzdownica jej dowaliła na całej linii. Jak zakwitnie to jest przepiękna, ale to jej kwitnienie jest zawsze takie na siłę, bardzo późno kwitnie i bardzo oszczędnie.
Przy takich upałach chętniej sobie odpuszczam i już wczoraj nawet przez chwil kilka udało mi się poleżeć i poczytać. I nawet kawę wypiłam
Jutro w takim razie zamienimy się miejscami, Ty na działkę, a ja do pracy. Miłego pobytu
Jaguniu, też bym mogła zakrzyknąć: A kogóż to moje oczy widzą

? Ale nie będę ściemniać, że nie miałam pojęcia o Twoim powrocie. Nie mniej bardzo mi miło, że do mnie zawitałaś i jak widać pilnie przestudiowałaś moją pisaninę

Początek sezonu rzeczywiście do łatwych nie należał, zresztą teraz też mogłabym zacząć narzekać, bo sucho zrobiło się już niemiłosiernie. Ale teraz to ja jestem gość, woda na działeczce płynie bez przeszkód. Czasami muszę się z wężem nabiegać, ale to, to pikuś.
Gacek jest ślimakiem afrykańskim, jego waga docelowa może wynosić nawet 0,5 kg. Winniczek przy nim to maleństwo

Gackiem opiekuje się Filip i czasami wypuszcza go "na pokoje" Wtedy zażywa kąpieli i spożywa frykasy. Frykasy są tylko po to, żeby sobie popatrzeć jaki ma apetyt i jak szybko mu idzie zjadanie np. moreli.
Trzy lilie zmarzły chyba bezpowrotnie, w tym ślicznotka 'Henryi'. Jakieś nędzne resztki jeszcze sterczą z ziemi, ale czy coś z niej jeszcze będzie, to przekonam się w następnym roku. Miałam ją przesadzać, ale w tej sytuacji raczej się wstrzymam, żeby nie dokładać jej stresu

Oj tam, oj tam....Od razu pruderia.....Przecież się przyznałam, że przynajmniej sobie popatrzyłam
To na pewno nie jeże wypijają wodę, bo kamień ma wysokość ok. 20 cm.
Czapek nie znoszę i nie noszę i to się chyba nigdy nie zmieni, chyba że będę już miała ze 100 lat, bo ludziom w tym wieku wiecznie zimno.
A tak właściwie, to myślisz, że jaki zawód wykonuję? Bo pierwsze słyszę, że powinnam być wtedy w czapce

?
Wczoraj na działce działałam z umiarem zupełnie w tym roku do mnie niepodobnym

Nie, żebym się chwaliła, że zmądrzałam, Raczej nic z tych rzeczy, to raczej pogoda zmusiła mnie do uległości. Głównie zajęłam się podlewaniem moich włości, jak również obrywaniem zupełnie żółtych, porażonych plamistością liści. Najgorzej wygląda Bajazzo, aż żal na nią patrzeć. Obsypana jest pąkami na maksa, a jak tak dalej pójdzie, to za chwilę będzie stała golusieńka. Przy niej zeszło mi najwięcej czasu, bo w tym roku nie zmarzła nic, a nic i jest z niej już spory krzaczek. Nie ma żadnej sprawiedliwości, jak była maleńka to nic się jej nie imało, a jak mogłaby wreszcie wyglądać jak pnąca, to musiały się do niej przyczepić wszelkie paskudztwa
A za to dzisiaj odpuściłam sobie wyjazd prawie zupełnie. Tylko prawie, bo jednak na dwie godziny pojechaliśmy, ale to tylko żeby opalikować pomidory. Musiałam w końcu zająć się chociaż odrobinę domem, ugotować obiad i takie tam

Jednak zanim tam się udaliśmy, to pojechaliśmy kupić paliki, przy okazji oczywiście kupiłam sobie dwie lawendy, sześć sanwitalii i dwa inne o nieznanej jeszcze wtedy nazwie. A w założeniu miałam kupić kwiaty na balkon, bo w tym roku został wyjątkowo zaniedbany. Co jednak poradzę, że na balkon nic się nie nadawało?
Chcąc nie chcąc, zajechaliśmy jeszcze na rynek, bo przecież musiałam w końcu coś kupić, żeby balkon nie wyglądał na smutny i opuszczony

. Kupiłam swoje ulubione pelargonie, werbeny i euforbię, ale chyba przesadziłam tym bardziej, że eM zamarzył jeszcze o surfinii, a na balkonie stały gotowe do posadzenia Majesty i pysznogłówka cytrynowa. Trawę i pysznogłówkę zabiorę z powrotem na działkę, bo surfinia wylądowała w półkoszku i zajmuje sporo miejsca. Resztę dnia spędziłam na balkonie sprzątając jeszcze poremontowy bałagan i sadząc roślinki.
Na działce eM zrobił pomidorom rusztowanie, żeby można je było przywiązać, a ja sadziłam nowe nabytki i wiązałam pomidorki, żeby mogły się swobodnie wspinać do słoneczka. Już od samego rana było bardzo gorąco, teraz się zachmurzyło, ale deszczu chyba z tego nie będzie.
Kupiłam coś takiego, bo mi się spodobało. Ale niestety jest bezimienne, etykieta nie zawierała żadnych istotnych informacji, a pani na dziale również nie miała pojęcia co mi sprzedaje.
I taką goryczkę. Dopiero na działce przeczytałam, że w nazwie ma "tropikalna" Pozostaje mi jedynie potraktować ją jako jednoroczną, chociaż to drogi interes, a mogę jeszcze spróbować przechować ją w domu, bo podobno ta sztuka ma duże szanse powodzenia. Już kupiona, to nie ma co roztrząsać, że mogłam sprawdzić wcześniej, a że jest prześliczna, to nawet przez chwilę nie będę żałować, że ją kupiłam.
I moje pomidorki

Kwitną, ale owocki jeszcze się nie zawiązują. Pszczoły zastrajkowały?
