Dziki za płotem to u mnie codzienność od kilku lat. Do tego doszły codzienne wizyty lisa lub pary lisów w ogrodzie. Gdy tylko się ściemni lisy rozpoczynają obchód całego osiedla.
Straty są: zniknął jeden sandał, z dopiero co kupionej pary, doszczętnie pogryziona została skórzana torba. To co im nie smakowało trzeba było rano poszukać rozrzucone po ogrodzie.
Teraz już żadnych rzeczy "ruchomych", którymi zainteresowałyby się lisy nie pozostawiam w ogrodzie, mimo to co wieczór się zjawiają.
Wyjaśniło się też dlaczego od kilku lat nie widziałem w okolicy żadnego zająca, a kuropatwy, które co roku dokarmiałem i spędzały w moim ogrodzie śnieżne zimy, od trzech lat się nie pojawiły.
Jest jednak pewien plus ich obecności. Zanotowałem ogromny spadek ilości nornic i myszy, które masowo o tej porze migrowały z pól do ogrodu.
Nie mam sposobu na lisa. Trzeba się będzie do nich przyzwyczaić. Populacja rośnie i będzie rosła. Brak naturalnych wrogów, praktycznie wyeliminowanie wścieklizny (co roku zrzucane są szczepionki), brak zainteresowania nimi myśliwych sprawia, że będzie ich coraz więcej. Nie jest rzadkością spotkanie ich wieczorem na głównej ulicy Gdyni - Świętojańskiej.
Pozdrawiam
Adam