paco pisze:Czy zaobserwowaliście jak powojniki walczą o swoje istnienie?
U nas ku naszemu zdziwieniu wydawałoby się zginęły, ale po kilku latach (3-4 lata) ponownie wyszły w miejscu w którym były poprzednio posadzone

O naszych powojnikach już zapomnieliśmy, a znowu się odrodziły.
Warto o tym pamiętać i nie poddawać się zbyt wcześnie. 
Owszem, zaobserwowaliśmy. Na razie na jednej sztuce, ale zawsze. A sztuka była moim pierwszym i jedynym (w ubiegłym roku) powojnikiem. "Niobe" jej było. Kupiony okaz był młody ale dorodny, z kilkoma pędami i pąkami, przesadzony do dużej donicy. I nawet zdążyła zakwitnąć ze trzema kwiatami.
A potem nastąpiła lawina "nieszczęśliwych wypadków". A to moja mama ciachnęła (przez przypadek oczywiście

) jeden pędzik, a to dziecię złamało drugi, a to szczeniaczek zaczął podskubywać roślinkę. Otaczanie drabinkami i przestawianie na coraz to wyższe poziomy nie pomogło. Ostatni pęd pięknej Niobe zniknął w czeluściach paszczy dwumiesięcznej suni.
Łysa donica stanęła sobie w kąciku ogródka, spędziła tam całą zimę (nie okryta oczywiście), a gdy w marcu już juz szykowałam się do posadzenia w niej jakiejś azalii - patrzę a tu jakiś piputek zielonkawy wystaje. A potem wychynął drugi i oba zaczęły rosnąć w zastraszającym tempie. Już mi pięknie kwitną. Mam nadzieję, że równie ładnie zachowają się w przyszłym roku dwa inne clematisy, z którymi tym razem
musiałam się pożegnać, bo po prostu mi padły

.