Soniu,
Lucynko dzięki za miłe słowa o mojej działeczce.

Jej urok polega głównie na bliskości natury, możliwości obserwacji np. ptaków. Mam nadzieję, że nie zniszczę tego przeobrażając ją według własnych pomysłów.
Plagi mazowieckie
Ostatnie dni, właściwie już ponad tydzień, to czas kłopotów i ogrodowych klęsk.
Firma, która miała w ubiegły weekend porządkować teren po budowie niestety się nie stawiła. Efekt? Nie mogę nic posadzić, bo przecież teren trzeba uporządkować, wyrównać itd., a roślinki kupione i czekają. Na szczęście znalazłam kilka doniczek, opróżniłam też te po lazaniach i tam powędrowały żurawki, funkie, barwinek i melisa. A, jeszcze tojeść rozesłana. Potem tylko przetoczyć wszystko w cienisty zakątek i gotowe. Po tygodniu widzę, że nawet im dobrze w tych doniczkach, ale wtedy byłam zła jak… szerszeń co najmniej. Nie wiem na razie co dalej z tymi porządkami i kiedy będę mogła pomyśleć o kolejnej rabacie.
Moje współlokatorki działkowe – mrówki – prężnie działają w temacie hodowli mszyc. Są one założone nawet na olchach. Mój stary bez czarny jakoś się broni, ale dwa młodziaki, które niedawno odkryłam - całe w robactwie, podobnie jak wszystkie krzaki sąsiada. Teraz przeniosły się na Olę. Prawdę mówiąc nie mam pojęcia co z nimi zrobić. Wydają się niezniszczalne, a nie chciałabym używać chemii.
Zauważyłam na Oli jeszcze małe niebieskozielone robaczki. Pięknie wyglądały takie milusio przytulone (czy ja się nadaję na ogrodnika?!!!

), ale listki w pobliżu obgryzione. Może to ich zasługa?
Najbardziej chyba zmartwiło mnie podejrzenie wirusa u funkii. Przesadzałam je w zeszłym roku jako zaczątek rabaty przed tarasem. Wiosną nie podobały mi się liście, ale myślałam, że może nadgniły, bo przysypały je liście dębu i mocno stała woda. Niestety nowe liście też mi się nie podobają… Postaram się o fotki następnym razem, bo te co zrobiłam teraz nie oddają jednak dobrze szczegółów. Tyle lat mam funkie i nigdy nic się nie działo. Fatalne uczucie. Martwię się, że mogłam przenieść ewentualnego wirusa na pozostałe. Mąż-prześmiewca stwierdził, że do każdej funkii powinnam mieć osobny sekator i inną parę rękawiczek. On się śmieje, a ja obawiam się, że to też mogłoby nie wystarczyć, bo wirusy to wirusy. I tyle.
Poza tym już przekwitła róża świętego Jana, a to dopiero połowa maja. Zwariowany trochę ten rok...
Nastał czas dzikiej róży.
O suszy nie wspomnę, bo ostatniej nocy trochę popadało, ale widać skutki suszy i gorąca. Mimo to kwitną posłonki, czosnki, goździki, kocimiętki, szałwie i moja kochana ‘Ispahan’, która nie ma u mnie łatwego życia. Ale o tym w następnym poście, bo kolejną klęską jest internet, strajkujący przez cały ostatni tydzień...
Może jeszcze tylko wieczorny widok
za ogrodową furtką
