daysy, tak, nie ma nic gorszego, jak widok łysych badyli. Dlatego czasem pod koniec sezonu obiecuję sobie, że już nie kupię żadnej róży. Ileż to już razy tak było, ale potem czas mija, róże kwitną i znowu je kochamy.
kuneg, mam tę
New Dawn już od dawien dawna. Nawet trzeba by ją było odmłodzić na wiosnę, bo przestała chętnie kwitnąć. Mam jeszcze jakieś tam jej zdjęcia, ale wkleję dopiero wśród róż na literę
N. Zdaje się, że
mimoza55 pokazywała Ci swoją różycę. Ja nie mam tak dorodnego okazu jak ona. U niej to dopiero można się napatrzyć. Niektórzy nie lubią tej odmiany, bo "śmieci". Mnie to absolutnie nie przeszkadza i nie rozumiem tych argumentów. Jest delikatna, śliczna, ale praktycznie kwitnie tylko raz.
Dorotka, absolutnie nie żałuję Lady Emmy. Może gdyby wyrosła na piękny zgrabny krzaczek i po kilku latach padła, uroniłabym łezkę. Ale nie zdążyłam jej pokochać.
Co do róż pnących też kiedyś nie kupowałam, bo zimy mieliśmy mroźne i róże wciąż startowały od kopczyka. Teraz już mam ich kilka, ale prawdę powiedziawszy wolę parkowe i rabatowe. Natomiast Laguna jest wyjątkowa - kolor, zapach, zdrowotność. Tylko że straszliwie kolczasta bestyjka.
mimoza55, o tej
Flammentanz to ja Wandziu od razu wiedziałam, że to wielgachna odmiana, więc posadziłam ją osobno. Ale że
Laguna jest taka, nie miałam pojęcia. Żle ją posadowiłam, bo pergola już się zaczyna pod nią uginać. Trochę przypinam pędy do siatki, ale to nie rozwiązuje sprawy. Czasem od przybytku to jednak głowa boli.
Leonardo da Vinci nie ma nic nadzwyczajnego ani w kolorze, ani w kształcie kwiatów, lecz mimo tej zwyczajności jest stale jedną z napopularniejszych odmian. Kwitnie sobie całe lato, zdrowiutka, grzeczna. Czasem podobno sporo przekracza swoją podawaną w szkółkach wysokość 80cm. U mnie akurat nie jest wyższa.

Z szałwią jej będzie do twarzy
