Cóż, wiem, ciężko czasem uwierzyć - gdy człowiek stara się, dba, prowadzi, nawozi, nawadnia, itd, i ę, i ą - ale ta przyroda to takie złośliwe bydlę, bądźmy szczerzy...
I to jest naprawdę za dużo nawozu. Ja rozumiem, gleba lekka, i tak większość nawozów wypłucze się i ucieknie, a szczególnie ta saletra która świetnie rozpuszczalna zaś w glebie się nie absorbuje.
Niemniej na fotkach widać liście bardzo dorodne - i bardzo porażone.
Dla obrazu pokaże zatem przykładowo: orzech ok. 10 lat, siewka, sadzony w kompletnie jałowym (dawna droga polna), IVa, bez nawozenia, nawadniania, ani nawet ściółkowania czy koszenia.
Zero dotykania po prostu - posadziłem szesć siewek z brzegu, gwoli oceny, i jako osłonę od wiatru. To pierwszy z rządka.
Owocuje obficie; z nawozem zapewne byłoby lepiej jeszcze

a rośnie słabiej niż średnia, kompaktowo - czyli roczne przyrosty przeważnie poniżej metra - chyba że u góry.
Gleba nie jest jakaś zła, ale azotu ma tyle co bakterie glebowe w trawce związać zdołąją - ekologia...
Latoś bardzo słabo zawiązał, przez te przymrozki, ale na dowód że owocuje (orzechy fi 4-5 cm)
Ten akurat jest bardzo wrażliwy na antraknozę i zgorzel, bodaj najbardziej z moich. Ale to znaczy tak:
A tak nawiasem - polemizowałbym, czy aby ta Yara "z wyższej półki". Yara ma więcej fosforu, co może na lekkich glebach zaletą (bo ciężkie mają dość), ale nie ma miedzi i czegośtam jeszcze, zas boru, manganu - co kot napłakał. A bez nich drzewa chorują. Takie jakoś skojarzenie...
Słowem z nawożeniem to nie tak prosto, że im więcej NPKa tym lepiej, bo ten świat złożonym jest.
I jest czynników innych wiela.
Częstokroć ważniejszych niż konsumpcja-produkcja
