Jadziu, mieczyki traktuję jako jednoroczne, bo od jakiegoś czasu nie chcą u mnie rosnąć po przechowaniu cebulek przez zimę. Zazwyczaj jesienią wyciągam je z ziemi, ale w ubiegłym roku o kilku zapomniałam i teraz rosną w dwóch miejscach. Mieczyki w większości okazały się pomyłkami

, prawie wszystkie zakwitły na kremowo, chociaż to nie jest mój kolor jeśli chodzi o te właśnie kwiaty, ale skoro już zdecydowały się przeżyć, to dam im jeszcze szansę. Tym bardziej, że sklepy ogrodnicze były wcześniej zamknięte i nie kupiłam ani jednej cebulki. To, że przeżyły, to tylko zasługa łagodnej zimy, normalna zima załatwi je na pewno.
Jeszcze tylko jedna rutewka ociąga się z wyjściem z ziemi, ale pamiętam, że w tamtym roku też pokazała się bardzo późno, dlatego jeszcze nie zaczęłam się o nią martwić. Perfume Star zawsze kwitnie u mnie najwcześniej, dopiero później kolejne. Właściwie to u mnie kwitną one cały sezon, po prostu każda w innym terminie

To jeszcze nie jest burza kwiatów, ale pomaleńku się rozrastają, szczególnie właśnie Elin i Perfume.
Przymrozki były przez dwie noce, na szczęście jakiś większych szkód nie wyrządziły. Zmarzła niestety glicynia, liznęło powierzchownie dalie i sponiewierało koleusy. Liliom i magnolii tym razem jakimś cudem udało się uniknąć katastrofy
Z nieba lało się jak należy, a i na najbliższe dni zapowiadają dalsze opady, tak więc póki co susza mi nie grozi. Ale jak wiadomo, to się może zmienić w jednej chwili.
Soniu, to już niestety koniec tulipanów, jeszcze tylko jeden kwitnie, ale ten schował się pod rabarbarem i zupełnie się nie spieszy. W tym roku najbardziej zachwyciłam się Saxatilis

Zakwitły najpóźniej, ale warto było na nie czekać. Są śliczne, delikatne, pełne uroku i piękne w każdym momencie, najpiękniejsze jednak jak się tak zupełnie otworzą do słoneczka.
Ciekawa jestem tej szałwii, jakoś jej nie pamiętam z Waszych ogrodów Mam nadzieję, że wraz ze wzrostem będzie rósł i mój zachwyt nią. To takie moje puchate cudeńko
Jabłonka nabawiła się jakiejś choroby, myśleliśmy, że może uda nam się ją jeszcze uratować, ale zmiany niestety znaleźliśmy na całym drzewku. W tej chwili skłaniam się ku wiśni ozdobnej, ale decyzji jeszcze nie podjęłam
Beaby, nie mam wątpliwości, że to nie zasługa mieczyków, tylko zimy, której nie było. W tym roku nie kupiłam ani jednej cebulki, sklepy mi zamknęli zanim zdążyłam wybrać się na zakupy. Może to i dobrze, bo już od jakiegoś czasu odgrażałam się, że przestanę je kupować, skoro co roku tak marnie u mnie rosną. Coś im nie pasuje, bo rosną jakieś parchate, nawet żadne zaprawianie środkami grzybobójczymi w tym wypadku nie pomaga. Mieczyki bardzo lubię, ale jak widać bez wzajemności
Ten wilczomlecz był przecudny i może nawet odrobinę żałuję, że go nie mam, ale przynajmniej nie mam tez kłopotu, żeby go okiełznać

No tak, lilia, hosta czy też wilczomlecz, co za różnica, byle tylko płonęło jak należy

Ja naprawdę nie chciałam, żeby Twój tułacz poszedł sobie precz

jeśli chcesz, to ukopię Ci u mamy i wyślę, bo u niej jest go pod dostatkiem.
Lody owocowe też tak robiłam, ale teraz mieszam mleko skondensowane ze śmietanką, a na koniec dodaję owoce i robię marmurki, też są pyszne

Super, że trafiłam w Twój smak.
Elfe potraktowałam jak radzisz już w ubiegłym roku. Ona jakoś u mnie nie może się rozbujać, chociaż już całkiem sporo urosła. No cóż, nie pozostaje mi nic innego jak cierpliwość
Danusiu, dziwi mnie co piszesz o firmie kurierskiej

Nie mogę powiedzieć, że zamawiamy bardzo często, ale jednak co jakiś czas czekamy na kuriera i jeszcze się nam nie trafiła taka sytuacja, jaka spotkała Ciebie. Kurier zawsze dzwoni wcześniej, żeby się umówić, a jak nie ma nas w domu, to przywozi później. Bywają takie firmy, że tylko wysyłają SMS-a, to wtedy trzeba czekać, ale zawsze przynoszą paczkę do domu. Swoją drogą to sadzonki kupiłaś chyba wypasione, skoro przesyłka tyle ważyła

Parnik jest cudny, ale mojego upodobały sobie ślimaki. Za rok, jak nic wysypię wokół niego niebieskie granulki, żeby wreszcie zobaczyć go w pełnej krasie. W tym roku nie tylko ślimaki go obżarły, ale i przymrozek porządnie liznął, widać, że nie ma u mnie lekko

Tulipany już są kilkuletnie, a kupuję tylko w sklepie w kropki lub w lokalnym ogrodniczym. Często trafiają się pomyłki, ale takiej jak trafiła się w przypadku mieczyków, to jeszcze nie miałam. Większość zakwitła się w jednym kolorze, a miały być różne. Nasion Felicji w sprzedaży nie widziałam, co nie oznacza, że ich nie ma, ale osobiście wolę kupić jej sadzonki. Te, które kupuję są cudnie zagęszczone, kwitnące, domowe mogłyby mi takie nie wyjść. A poza tym ani moje parapety, ani balkonowy foliaczek większej ilości doniczek już nie pomieszczą

Co mogę, to sieję, ale niektóre rośliny kupuję i tak jest właśnie z Felicją. Dalie wyjdą na pewno, daj im czas. Jednak wiosna nas nie rozpieszczała, było okropnie zimno, to na pewno nie wychylały nosów z ziemi, żeby nie dostać po nich mrozem.
Nerine, koleusy kupiłam w ogrodniczym na Wójtowie, jadąc od Olsztyna w sklepie po prawej stronie

Ziarnopłon do zadarniania nadaje się doskonale, ale potrzebuje czasu, żeby się zadomowić. Potem to już idzie lawinowo, a przynajmniej u mnie tak poszło. Kwitnie ślicznie, ale zrobiło się go stanowczo za dużo i bez żalu wyrzuciłam go za drzwi
Moja glicynia nie jest szczególnie duża, ale to młody egzemplarz. Ale i tak mamy zamiar ciąć ją radykalnie, żeby nie za bardzo się nie rozpasała. Taka niewielka właśnie ma być

Zupełnie niepotrzebnie wysilaliśmy się z okrywaniem jej, bo pod okryciem wszystko zmarzło. Może gdybyśmy zarzucili na nią puchową pierzynkę, to może by przetrwała, ale nie mieliśmy jej pod ręką
Florek, każdy widzi, co chce zobaczyć, tym razem zwróciłeś uwagę na niebo, które nie było bohaterem tego zdjęcia

Widoki nieba co jakiś czas pokazuję, bo to wdzięczny temat dla fotografii, szczególnie kiedy jest pokazane wraz z kwiatami.
Majowe deszcze powinny być ciepłe, żeby wszystko pod ich wpływem otwierało radośnie paszcze i spijało dający życie nektar. Tymczasem ostatnie dni bardziej przypominały październik, nie było w nich nic do lubienia

Nareszcie ma zrobić się ciepłej, może uda mi się posadzić resztę roślin, chociaż z czasem może być ciężko, bo to u mnie towar deficytowy. Ale za to wypatrzyłam na moich irysach pąki, może nie tyle ile bym chciała,ale są

Wygląda mi na to, że będę musiała znowu je przesadzić, chociaż dopiero drugi rok rosną w tym miejscu, ale więcej będą miały pąków niż kwiatów, to chyba pora?
Od tego miejsca, zdjęcie pochodzą z ogrodu moich rodziców
Lodziu, w tej chwili znowu zrobiło się bardziej zielono niż kolorowo, o tej porze zazwyczaj moje rabatki mają przestój. Ale przynajmniej zieleń jest bujniejsza i zapowiada więcej koloru na przyszłość
Dziękuję za miłe słowa
Aniu, piwonie mam trzy, z czego tylko jedna kwitnie jak marzenie, druga obdarza mnie zaledwie dwoma, w porywach trzema kwiatami, a trzecia jest młodziutka i w ubiegłym roku rozpędziła się i zakwitła, a w tym niestety nie ma ani jednego pąka

Z tą oporną muszę coś zrobić, może dam jej szansę i tylko przesadzę, albo jak mnie wnerwi to wymienię na lepszy model.
Moje pomidory powędrowały do gruntu w sobotę, noce nareszcie mają być cieplejsze, to niech już sobie radzą. Na pewno nie obawiam się o poparzenia słoneczne, bo słonko występuje jak na razie w ilościach śladowych. Jakieś jest anemiczne i nie radzi sobie z grubą warstwą chmur. Czasami się przedrze, chwilę poświeci i znowu znika. W sobotę była go odrobina, ale za to było ciepło, dzień był doskonały na pracę w ogrodzie, szkoda tylko, że nie udało mi się tego wykorzystać

Takie osobiste zakupy to ja po prostu uwielbiam

Nie ma to jak dotknąć, obejrzeć z każdej strony, odłożyć na chwilę, by szybciutko znowu chwycić w ręce
Lucynko, u mnie rzeczywiście można się zaczytać, bo ja po prostu nie umiem mało pisać. Jak muszę mało, to zamykam się w sobie i zupełnie nie mogę słowa z siebie wydusić
I ja zupełnie niepotrzebnie okrywałam, ale z zupełnie innego powodu, po prostu nic to nie dało

No, może jednak nie do końca, bo gdybym nie przykryła dalii, to nie miałabym ani jednej, a tak odczochrają się zakwitną

Twoje życzenia się spełniły, dziękuję

Dzisiaj słonko nam dogadzało, chociaż od czasu do czasu poddawało się deszczom, ale ogólnie dzień był przyjemny.
W sobotę znowu dałam się zawieźć na działkę jak jakaś królowa, bo zawoziliśmy rośliny, które są gotowe do posadzenia, a że są właściwie już wszystkie, to samochód mieliśmy wyładowany po sam dach, a na dachu oczywiście rower. Po przyjeździe trzeba było najpierw rozpakować samochód. Wystawiliśmy wszystkie torby i koszyki z pomidorami oraz płaskie kartony z cyniami, trawami, kobeami, sianymi daliami z nasion od Lucynki i wszystkim tym, co tam jeszcze miałam wysiane

EM oczywiście szybciutko zawinął się do domu, a ja zaczęłam prawdziwą walkę o przeżycie

Myślałam że pobyt będzie łatwy i przyjemny, ale oczywiście daleko mu było do tego. Na początek zajrzałam do glicynii i niestety okazało się, że nasze okrywanie zdało się psu na budę

Większość kwiatów zmarzła, są jakieś pojedyncze, które dopiero w tej chwili zaczynają się pojawiać i być może te zakwitną, ale cała reszta niestety wygląda marnie. W następnej kolejności zajęłam się zdejmowaniem wiader i donic z dalii. Pomysł był całkiem niezły, bo jednak przymrozki były, co było widać po zmarzniętych liściach, tych które dotykały do wierzchu wiader lub doniczek. Niestety to nie była jedyna niespodzianka jaka na mnie czekała. Pod każdą donicą i pod każdym wiadrem czaiła się cała zgraja oślizgłych, bezdomnych ślimaków, które znalazły sobie przytulny kącik do zamieszkania. Na samych daliach znalazłam ich 128 sztuk, a dalej było już tylko gorzej. Odkryłam pas grubej czarnej folii, którą zakryłam miejsce gdzie podagrycznik rozpanoszył się w ogromnych ilościach, a tam były kolejne hordy tych mięczaków. W sumie zebrałam ich 228 sztuk
Plany miałam bogate, zakładałam, że nie tylko posadzę pomidory, ale i resztę roślin. Może nie wszystkie, ale przynajmniej część, ale znowu okazało się, że nie ja tu rządzę
Myślałam że sadzenie pomidorów łatwiej mi pójdzie, a tymczasem nie tylko zajęło mi to dużo czasu, to na dodatek zupełnie wypompowało mnie z sił. Tak dostałam w kość, że nawet nie miałam chęci na robienie zdjęć i cyknęłam ich dosłownie kilka. Niby eM wszystko przygotował, ale do pierścieni nasypał za dużo ziemi i teraz z każdego musiałam ją wybierać, żeby posadzić pomidorki, do każdego dołka wrzucałam skórkę z bananów, bo znowu zebrałam ich cały woreczek, sadziłam pomidorka, podlewałam, zasypywałam ziemią i dawałam znacznik. Po posadzeniu pocięłam kartony, które eM przywiózł z pracy i wykładałam wokół cylindrów. Musiałam to wszystko jakoś dopasować żeby trzymało się kupy. Zawsze wydawało mi się, że w układaniu puzzle jestem niezła, ale tym razem mnie to przerosło

Potem wszystko jeszcze wysypałam trawą, nie tylko swoją, którą dzień wcześniej Filip skosił, ale również dostałam całą taczkę skoszonej trawy od sąsiada. Pewnie taka prośba jeszcze mu się do tej pory nie trafiła, ale swojej trawy miałam zbyt mało, a on akurat kosił, to skorzystałam z nadarzającej się okazji

Zupełnie nie wiem, dlaczego mnie to wszystko tak pozbawiło sił, ale do domu wróciłam wyczerpana, zjadłam podsunięte pod nos przygotowane przez Filipa krokieciki, przeczytałam kilkanaście stron książki i poszłam spać

nawet wcześniej niż kury, bo jednak do niczego się nie nadawałam.
W miłosnym uścisku
Za to dzisiaj pojechaliśmy na działkę moich rodziców, bo i im czasami trzeba pomóc. Mamie zawiozłam pudełko lodów orzechowych, które zrobiłam z samego rana, bo jest ich ogromną fanką, a tacie przywiozłam eMa do koszenia trawników

Nie było to proste zadanie, bo znowu całą noc lało, ale nie było wyjścia, bo jak nie dziś to kiedy? Trochę się obawiałam, że jak nie zrobimy tego dzisiaj, to tata zabierze się za to sam, a nie jest w najlepszej kondycji. Co jakiś czas przeleciał deszcz, to wtedy chowaliśmy się pod parasol, ale po kilku minutach znowu słonko cieszyło nas swoją obecnością. Chciałam chociaż troszkę pomóc im w pieleniu, ale po deszczach zupełnie nie można się było za to zabrać. Za to umówiłam się, że w piątek pojadę z nimi jeszcze raz na działkę i wypielę co się da
Dzięki eMowi wyjazd nie był zupełnie zmarnowany, a i ja na tym skorzystałam, bo oczywiście znalazłam coś do swojego ogródka

Wzięłam cztery czosneczki białe, podobne do karatawskich, wysiane maki, które u mnie jakoś nie chcą skiełkować oraz tymianek, zupełnie inny niż mój. Mój się płoży, a ten rośnie ładnym, ale miękkim krzaczkiem. Mam jeszcze trzy krzaczki tymianku o drewniejących gałązkach, ale ten lubi przemarzać i co jakiś czas jeden mi przepadnie. Ale za to łatwo się ukorzenia, to co roku uzupełniam sobie jego braki

Dostałam jeszcze pełne torby koperku, tymianku do ususzenia, mięty (będą lody miętowe

) i rzodkiewki. No i oczywiście obiadek
Zakwitła kalina od Marty-Koziorożec
Coś jeszcze miałam napisać, ale wyleciało mi z głowy......Przynajmniej będzie mniej do czytania
-----------------------------------------------------------------------------------------------
25.05.2020
Wystarczyło przespać się z tematem i już mi się przypomniało, co miałam napisać, a właściwie pokazać, bo słowa pisanego będzie tyle, co kot napłakał
W weekend odwiedził nas taki gość, a właściwie gościówa. Czyż nie jest słodka

?
