Jestem.
Kilka stwierdzeń na temat sytuacji ogrodowej:
Pozytywne:
- pogoda się ustabilizowała, jest ciepło, ale nie upalnie,
- od czasu do czasu przeleci spokojny deszczyk, więc wąż leży sobie odłogiem,
- róże pięknie kwitły dając radość, teraz przekwitły, suche kłapcie obcięte i ... zapanował spokój,
- bujnie kwitną byliny, głównie floksy, rozwary, kłosowce, "kalafiory" (czyli Anabelle), liliowce, lilie i dalie, dzwonki, bodziszki, więc ogród nadal pełen jest kolorów,
- nie ma szkodników

.
Negatywne:
- straszna inwazja chwastów opanowuje trawniki, najgorszy jest bordowy szczawik i taka dziwna kępiasta seledynowa trawka, która pożera trawę właściwą,
- i największa zmora - bardzo mało owadów wszelakich, w szczególności motyli. Kręcą się pojedyncze egzemplarze, głównie bielinki

,
- gniazdo szerszeni w skrzynce z licznikiem gazowym. Pan spisujący licznik szpetnie zaklął na ich widok

.
..........................................................................................
Dziękuję,
Madziu, ale przecież każdy może napisać coś ciekawego do czytania. Mogę nawet Ci wskazać kilka osób - wspaniałych gawędziarzy.
Jasne, że są większe nieszczęścia, ale o nich zazwyczaj w wątkach ogrodniczych rzadko wspominamy. Tu piszemy głównie o radościach i zmorach ogrodniczych.
Pozdrawiam serdecznie.
Astrid Graffin.
Hej,
Loki, wyczytałam, że i Ciebie metoda kija i marchewki nie oszczędza

.
Skomentuję to zjawisko u Ciebie.
A u mnie jest jeszcze jeden przykład. Szukając roślin odpornych na suszę kupiłam sobie zachwycający mikołajek alpejski. Marcheweczka jak złoto. Ale od czego kij! Spadło trochę deszczu i mój puszysty śliczny kwiatek zmienił się w sraczkowaty badyl. A masz, babo!
A to on, jeszcze w pięknym widzie:
Kasiu Kaniu!
Tak pięknie piszesz o mnie i moim ogrodzie, dzięki wielkie. Ale i na swój nie masz co narzekać, bo bardzo piękny jest. A z tą konsekwencją w doborze roślin jest tak, że mogłabym stworzyć tasiemcową listę roślin (i ich barw), których zdecydowanie nie lubię. I już jest łatwiej, bo te w|w odpadają. Z pozostałych już prościej coś sensownego skomponować. Niektóre też po wielu latach po prostu się nudzą, więc wylatują. Inne, np. kłosowce

, ciągle przybywają.
Bardzo współczuję wszystkim, którzy doświadczają suszy. Sama ją przeżyłam w zeszłym roku i do dziś śni mi się po nocach jako wielki koszmar. Ale Krakowa Ci zazdroszczę. Nie byłam tam już od bardzo dawna, a lubię to miasto.
Soul.
Lisico, no i co się tak dziwisz? Wszystko w życiu leci po sinusoidzie, w ogrodzie też, więc i euforie przeplatają się z solidnymi wkurzeniami. A ponieważ wszystko jest w ciągłym ruchu, to już tak będzie.
Nie, nie, nic podobnego mnie w lipcu nie dopada. Z utylizacją mam do czynienia przez cały rok, w dodatku wszystko trzeba siekać na kawałki i pakować w wory

.
Może dlatego, że mimo konieczności ścinania przekwitłych kwiatów ogólna ilość kwiecia nia maleje. Zaczynam sobie częściej siadywać w ogrodzie z jakimś napitkiem i okręcając się na krześle jak onegdaj Wandzia, kontempluję poszczególne fragmenty ogrodu. I już kombinuję co by tu... dodać, ująć, przemieścić, dokwiecić jedne rabaty, uspokoić inne...
Ta lawenda! Zmora po prostu. Pasuje do suchego ogrodu, przez czas jakiś nawet nieźle wygląda, ale tak w ogóle to przecież przez większość sezonu smętny myszowaty niepozornny "szrab"

.
No, ale nigdy nie mów nigdy, więc może i lawendzie dam więcej szans niż dotychczas

.
A póki co -

.
PS. Przecież kompostowanie to takie podniecające i twórcze zajęcie, a sam raz na leniwy lipiec ...
Teść.
Ściskam mocno wszystkich moich zacnych Respondentów oraz szczególnie mocno dziwnie ciche Towarzystwo Pomorskie ( może się kto odezwie...

) -

Jagi