Krysiu, Dieter Muller i mnie w tym roku zaskoczył. Już w tamtym roku kwitł bardzo przyzwoicie, ale tym razem było to prawdziwe szaleństwo

Miał 65 pąków a ostatnio widziałam, że to jeszcze nie koniec. Szkoda tylko, że kwitnienie nie jest bardziej rozciągnięte w czasie, bo już za chwilę wszystko się skończy. Krótko trzyma kwiat, a już w takie upały sypią się jeszcze szybciej. Ale ma je za to zjawiskowe, coś za coś

Moja Boscobel jeszcze nie jest za duża i muszę się nieźle schylić, żeby wsadzić w nią nos. Ostatnio tak sobie wąchałam te swoje różyczki i muszę przyznać, że większość nie pachnie. A przynajmniej tak mi się wydaje. Chyba wezmę kajecik i któregoś dnia zrobię porządne rozeznanie.
Ciągle mam na działce coś do zrobienia, ale już ostatnio udało mi się nawet poleżeć na leżaczku i przeczytać kilkanaście stron książki, a nawet wypić dwie kawy. Jedną u sąsiadów, a to znaczy, że byłam jeszcze na plotkach
Aniu, jak komary się zawezmą na kogoś, to już koniec. Te krwiożercze bestie nie popuszczą aż do ostatniej kropelki

Na szczęście już od kilku lat się u mnie nie pokazują i mam z nimi spokój.
Jalitah uwielbiam, a jeszcze teraz tworzy taki cudny duet z Aleksandrą i ostnicą, że nie mogę się napatrzeć. Lady Emmę polecam Ci z całego

Ta to dopiero jest piękna. Zupełnie inna w charakterze niż Jalitah. Ta jest gorąca, obficie kapie starym złotem wśród purpury liści. Kolorek ma intensywny, ale ciepły i jeśli tylko takie lubisz, to za długo się nie zastanawiaj, tylko bierz i kochaj

Z liliami to jakaś masakra. Właściwie to tylko drzewiaste wyszły z tego bez szwanku, a tak to albo mają zdeformowane kwiaty lub liście, albo nie będą kwitły wcale. Na pewno nie będzie liliowego szaleństwa, bo widzę, że kilka nie wyszło wcale.
Cynie siałam sama, chociaż akurat tę że zdjęcia kupiłam. Ona jest miniaturowa wzrostem, ale ma normalnej wielkości kwiaty. Już w tamtym roku miałam takie, ale gdzieś zapodziałam nasiona i musiałam kupić. Co prawda kupiłam nasiona cynii, która ma być właśnie taką, ale ze mnie niedowiarek i musiałam się zabezpieczyć
Iwonko, te mąki są baaaardzo czerwone i pięknie lśnią w słoneczku. W tym roku sporo się ich nasiało i mimo, iż zajmują dość dużo miejsca, to było mi żal część z nich usunąć. Na pewno po kwitnieniu tak zrobię, żeby inne roślinki mogły odetchnąć pełną piersią, bo teraz siedzą stłoczone i czekają na swoją kolej
Danusiu, jak już wiesz, awizo wyjęłam że skrzynki zbyt późno, żeby jeszcze zdążyć przesyłkę odebrać. Miejmy nadzieję, że nic im do piątku się nie stanie. Nawet nie pojadę na działkę, żeby się za długo nie męczyły. Ale to będzie niewielka strata, bo jutro idę na noc, to i tak pojechałabym tylko na krótko

Fighting Temeraide też jest warta grzechu, chociaż ma wady jak każdy. Jestem jednak tak nią zauroczona, że wybaczam jej wszystko. Ja nawet nie mam jej czego wybaczać, bo najzwyczajniej mam klapki na oczach i niczego poza jej urokiem, nie widzę

Już w ubiegłym roku wyrzuciłam kilka róż. Jedną, bo mimo iż była przepiękna, to niestety stała golusieńka już od maja, drugą z tego samego powodu, a trzecią bo przez cały sezon była w stanie wytworzyć jedynie ze dwa kwiaty. Każdej dałam trzy lata na poprawę, żadna nie skorzystała i musiałyśmy się rozstać. Teraz mam na widelcu Rosomane Janon, też już jej leci trzeci roczek, a dalej jest wzrostu siedzącego psa i bardzo na dodatek chorowita. Tak więc sama widzisz, że mam powody
Marysiu, gałązkę przysypię, czemu nie

Widziałam pod nią przynajmniej jedną małą odnogę, to spróbuję ją wykopać, może się uda. Już co prawda kiedyś próbowałam i nic z tego nie wyszło, ale może teraz będzie inaczej?
Skoro mówisz, że nie kupisz zanim nie posadzisz tego co masz, to ok. Ale pamiętaj, że już później to nie obowiązuje

Pamiętaj również , że mam dla Ciebie ukorzenioną Fighting Temeraire. Włożyłam patyczek już w ubiegłym roku i wygląda, że bardzo chce u Ciebie zamieszkać. Na razie przesadziłam ją do doniczki, żeby później nie narażać jej na stres. Jest maleńka, ale ma ze dwa listki
Całuski na weekend
Basiu, moja Jalitah jest cudna w tym roku. Ma kilkanaście pąków i zrobiła się rozłożysta jak każda kobita

W tamtym roku była słabowita, ale tak miały wszystkie. Skoro padły Ci wszystkie pączki, to może raczej to jakiś szkodnik ją zaatakował, tylko wtedy czemu tylko jedną? Nie, żebym Ci życzyła większych strat, ale szkodniki atakują zazwyczaj masowo...
Mariusz, różyczki w tym roku rzeczywiście popisują się jak mogą, chociaż moje i tak skromnie. Tak naprawdę zaszalała jedynie Bajazzo i Dieter Muller, ale pozostałe dopiero zaczynają, to może i o nich będę tak pisać? Muszę przyznać, że są wyjątkowo piękne, z przyjemnością na nie patrzę i bezustannie się zachwycam

Byle by im tylko sodówka nie uderzyła do głowy, bo będzie bieda
Małgosiu, ze mnie to jednak prawdziwa blondynka, to "Parfum" niczego mi nie zasugerowało

Bruzdownica zebrała już swoje żniwo, potem poprawiła niszczylistka, czarna plamistość również zasiedziała się na dobre, jedynie mszyca nie mogąc doczekać się oprysku, poleciała dalej. Na szczęście plamistości nie ma tak bardzo dużo, ale to przecież dopiero początek sezonu,co się będzie działo później?
Taką niebieściuchną ważkę widziałam pierwszy raz. Następnego dnia przyleciała złota, ale nie miałam pod ręką aparatu i sobie poleciała. One mają niesamowite kolory i czasami ogromną cierpliwość. Tej prawie wlazłam na głowę, a ona nic
Dorotko, widziałam zdjęcie ze spotkania u Irenki i jej róże wprawiły mnie w osłupienie

Natomiast Kasia trafiła na fatalna pogodę i głównie przesiedziałyśmy w domku. Pogoda była tego dnia dla nas niełaskawa, ale wpływu na to niestety nie mamy. Zawsze to lepiej, niżby miało padać cały czas i nie mogłybyśmy połazić po działce w ogóle. Tak więc nie ma co narzekać, tylko cieszyć się z tego, co nam było dane
Na brak wody nie narzekam, dzisiaj znowu troszkę popadało. Czy doleciało aż do działek nie wiem, w końcu to dziesięć kilometrów ode mnie, a deszcz nie trwał bardzo długo. W każdym razie mnie zdążył zmoczyć, bo zdecydował się padać, jak wracałam z pracy. Było jednak tak ciepło, że nawet mi to nie przeszkadzało i jechało się całkiem przyjemnie.
Środę i czwartek prawie w całości spędziłam na działce. Mimo spiekoty całkiem mi się dobrze pracowało i jakoś nie odczuwałam gorąca aż tak bardzo. W środę byłam krócej, bo byłam po nocy, za to wczoraj mój pobyt tam trwał dziesięć godzin. I szczerze powiedziawszy wcale nie chciało mi się wracać do domu. Zabrałam się za kawałek z podagrycznikiem i siewkami albo rozłogami pigwowca. Jakie to cholerstwo ma okropne korzenie Męczyłam się z nimi okropnie, od wideł i łopaty odpadały mi ręce, a tego dziadostwa właściwie nie ubywało

Nie wiem, czy za jakiś czas nie zacznie odrastać. Muszę przemyśleć, czy się jej zupełnie nie pozbyć, bo za dużo kosztuje mnie to zachodu. W porównaniu z pigwowcem, o podagrycznik okazał się być deserkiem

Mam go jeszcze mnóstwo za pomidorami, ale tam będzie mi się trudno do niego dorwać, bo mało tam miejsca, a ja do szczuplaczków raczej nie należę
Trochę zbyt późno wzięłam się za podlewanie, a szkoda, bo sprawiało mi taką samą radochę, jak moim roślinkom. Raz za razem robiłam sobie prysznic i było mi bardzo przyjemnie. całe szczęście, że na jazdę rowerem zakładam kryte tenisówki, bo po tych kąpielach nogi miałam jak czarna ziemia. Co je sobie spłukałam, to zaraz wchodziłam na rabatki i taplałam się w błotku.
Jestem już po pierwszych postrzyżynach, pod sekator wpadły orliki, irysy i przekwitnięte róże. Dopiero co były pełne życia, a tak szybko skończyły w kompostowniku.
Pielenie robię na wyrywki, to znaczy tam, gdzie rano jest naturalny cień i tak sobie z nim wędruję, a potem już tam gdzie słonko, ale wtedy siedzę pod parasolem. A potem słyszę, że parasolem osłaniam rośliny. Ze mnie to jednak troskliwa ogrodniczka

W domu byłam dopiero tuz przed dziewiętnastą i szczerze powiedziawszy to wróciłam już na ostatnich kołach.Na szybkiego coś zjadłam, umyłam się i spać, bo dzisiaj rano musiałam wstać do pracy.
Chciałam jeszcze wstawić jeszcze jedno zdjęcie, ale co nie wchodzi. Pokażę kiedy indziej. A teraz spać,spać, spać..... Do Was zajrzę jutro
