Jadziu - jedyna metoda to polubić zielsko. Brzuch przez zimę mi zbytno urósł i teraz trudno mi wyrywać chwasty. A jeśli rzeczywiście skarłowaciałe liście są wynikiem chemii, to lepiej jej nie używać. Czasu nie cofnę, ale do roundapa będę podchodzić już z dużym dystansem.
Tymczasem zaczyna się dziać ...
Pierwsza całym krzaczkiem zakwitła
Blue or You. Nie trzyma długo kwiatów, ale ma ich w miarę dużo. Mój krzaczek nie jest wysoki, pewnie powinnam go wyżej ciąć,bo ma raptem ok. 0,4- 0,5 m. , a wolę róże wyższe.
Aniu - mrówki są stałym gościem w ogrodzie. Dopóki jednak nie robią większych szkód, odpuszczam im. Kiedyś zrobiły sobie gniazdo (?) na korzeniach jednej z róż. Przestała rosnąć, marniała. Musiałam ją odkopać, aby zobaczyć, jaki jest powód zamierania. Wtedy zobaczyłam, jak opanowały korzenie. Taka sytuacja zdarzyła mi się tylko raz.
LIście tulipanów są już żółte, zostawiam je w spokoju, bo w tym roku nie będę wykopywać cebulek .
Kolejną obicie kwitnącą różą jest szalona
Bajazzo! Niesamowicie silna, potężna i przecudna! Rozkwitła masą kwiatów, a ciągle pączki czekają w kolejce . Posadzona jest między New Dawn i Elfe i rozpycha się tak, że zajęła miejsce obu. Fantastyczna. Szkoda,że jej drugie kwitnieniejest ubogie.
Daysy - czy Twój ogród jest z gumy? 16 róż? Ja zaczynam kierować się rozumem i zaczęłam stopować szaleństwo , którym zaraził się mój Jarek. Tak więc listę imieninowo- zakupową zmodyfikowałam ( na szczęście szkółka umożliwiła mi rezygnację z kilku krzewów). Mam ciągle kilka miejsc, w których mogłabym coś wsadzić , ale zazwyczaj są to miejsca, wktórych rosną kiepskie okazy, których muszę się pozbyć.
Porażonym różom nie obcięłam pędów i odnoszę wrażenie, że próbują się odrodzić. Obserwuję je bacznie, na razie ani nie obumierają ani nie pociągają w chorobie innych pędów.
Do wcześnie kwitnących należy
Fresia. Podobnie jak Blue or You jest niska, w swoim sąsiedztwie wyglądają więc uroczo. Wiem, że nie wszyscy lubią tak intensywną żółć, ale ta para jest niezła.
Basiu - chcemy mieć piękne róże, a szkodzimy im używając chemii. Były lata, w których obiecałam sobie, że będę miała eko-ogród. Niestety choroby grzybowe mnie pokonały. Niestety teraz też mam problem i to poważny. Na Abrahamie ( podobnie jak w ubiegłym sezonie) pojawiła się rdza.Oberwałam liście, Jarek spryskał chemią, a choroba w najlepsze przeniosła się na inne róże. Jedne zaatakowała w mniejszym inne w większym stopniu. Wczoraj robiłam obchód i przeraziła mnie ilość porażonych. Nie jestem w stanie oberwać wszystkich liści, a przecież niektóre pędy też są zaatakowane rdzą. W sobotę był zrobiony drugi oprysk. Czytałam, że muszę je powtarzać i to kilkakrotnie różnymi preparatami. Tak też zrobię.
Ewka Rost zaproponowała mi mieszankę naturalną. Pogoda w Poznaniu sprzyja grzybom. Mam już mączniaka, rdzę i plamistość. Zwariować idzie! No i powiedz,za co kochamy tak róże?
Elfe - po latach biadolenia na nią, w tym roku muszę odszczekać to, co o niej mówiłam. W końcu zaczyna kwitnąć i w końcu ma więcej kwiatów. Jeszcze żaden znich się w pełni nie otworzył,ale wkrótce to zrobi. Mogę tylko żałować, że zamiast całym krzewem kwitnie tylko u góry. Możemnie jeszcze zaskoczy?
