Drako - ten panel jest w środku jakoś dziwnie wgięty. Tato go próbował wyprostować, ale to wcale nie jest łatwe. Postrzelała większość drutów i rozłączyły się te pionowe od tych poziomych,wisi to owinięte drucikami. Ja tam się nie znam, ale tato mówi , że całe przęsło jest do wymiany, bo lata luźno ( jak popchniesz to można wejść,tylko siatka osłonowa to hamuje).
Alicja Też zawsze czekałam aż młoda mi podrośnie, a teraz z łezką wspominam ten czas jak była kilkumiesięcznym bobasem. Spacerowałyśmy sobie z wózeczkiem i nie miałyśmy żadnych barier, brałam nosidełko i szłam z nią i z psem na wycieczkę. Jedyne czego się chciałam szybko pozbyć to wózek, bo wnoszenie go i znoszenie po zawijanych schodach ( wtedy mieszkałam na 3 piętrze) było dla mnie nie do przeskoczenia ze względu na kręgosłup. Ale bym i tak do tego wróciła.
Teraz - głowa mała. Młoda jest coraz bardziej żywa, 100 pomysłów na minutę, oczy dookoła głowy. Teraz za nią totalnie nie nadążam,bo po tych chorobach jestem taka nijaka, słaba, szybko się męczę i wcale nie jest łatwo. Normalnie jakoś nam lepiej idzie, bo ja szybka i ona szybka, ale czasem bym chętnie zwolniła, ale to ona nadaje rytm.
Ten pigwowiec ciemniejszy to jest odziedziczony po pijaczku, będzie już wiekowy. W tamtym roku obcięliśmy go dośc mocno, ale chyba dobrze, bo nawet kwitnie. Ten bardziej łososiowy to jego "dziecko", ale się różnią. Młody jest, jakieś 2 lata będzie miał. Ciekawa jestem czy puści owoce.
Igala To jest ciężka sprawa i rozumiem takie rzeczy. Bo owszem, można się postawić, ale zawsze potem jest zgrzyt a jak druga strona jest z natury złośliwa to się nie poprawia tylko zaostrza. Coś jak u mnie z drzewem - niby sąsiad powinien sobie wyciąć, ale zwróciłam im uwagę i już na wstępie są obrażeni. I od siebie wycięli a ode mnie nie, dziwnym trafem wyczuwam tu obrazę majestatu.
Kur bym nie wytrzymała. Nie znoszę takich dzikich chowów drobiu. Jak ktoś sobie hoduje to niech sobie ma u siebie, ja komuś moich psów nie wpuszczam ,więc czemu ktoś ma wpuszczać swoje zwierzęta mnie.
Parę lat temu jeden działkowicz na mojej alejce ( dokłądnie ten co jesienią chodzi i kradnie i wytruł koty) też sobie taką hodowlę urządził i zrobił wiochę w centrum miasta. Ba, ogrodził sobie jeszcze dodatkowo nielegalnie teren za działkami i tam sobie zrobił wybieg. Kury były wszędzie - u mnie też choć mnie od niego dzielą 3 działki. Nawet miałam jajka pod agrestami, kury kopały dziury i tam siedziały. Potrafiły wyskubać wszystko do łysej łodygi, owoce nie zdążyły wyrosnąć a już ich nie było.
Zgłaszaliśmy to wiele razy na straż miejską, to były wtedy czasy zaraz, więc jakoś się to unormowało. Teraz gość kury trzyma dalej na działce i mi się krew w żyłach ścina jak to widzę, bo to dla mnie zwyczajne znęcanie się nad zwierzętami. W ciasnych zamknięciach na działce o połowę mniejszej niż moja ma napchane kaczki, gęsi, kury i gołębnik. Ubija je tam na miejscu, co się osłucham to moje. A jak wiatr zawieje to smród jest nie do wytrzymania.
Mało tego - wcale o te ptaki nie dba. Jedne dziobią drugie do krwi, a pasożyty to mają chyba wszystkie jakie możliwe (proponował mi obornik spod nich, ale jak zapytałam czy ptaki są odrobaczane to temat się urwał). Sąsiedzi mówią, że ma jeszcze na strychu w bloku ...papugi i kanarki.
Drugiego artystę takiego mam na wsi, ale tam znowu są gęsi, a własciwie to chińskie łabędzie. Żyją w nieskończoność, już chyba ze 20 lat, bo odkąd tam jeżdżę jest z nimi problem. Były 2 samice i olbrzymi samiec, puszczone luzem w lesie na alejce dom od nas, samiec bronił samic i jak tylko się podchodziło to zaczynały kwiczeć i galopem leciały żeby ATAKOWAĆ. Potem dzieciaki chodziły z krwiakami na nogach, bo szczypały jak wściekłe. Niczego się nie bały, nawet psa mi poprzedniego atakowały. Do koleżanki chodziłam drogą naokoło przez pół wsi, bo lasem się bałam, czasem prosiłam tatę żeby mnie odprowadzał. Kiedyś wracałam w deszczu i nie zauważyłam ich, chciałam szybko przejść i na mnie skoczyły we trójkę. Połamały mi wtedy parasolkę, do dziś dnia pamiętam.
Teraz jest już jeden - ten własnie stary samiec. Taki już ledwiutko zipiący, ale czasem jeszcze zakozaczy. Przychodzi mi się nieraz z psem kłócić pod płot, ale Wald jest myśliwym i on się tak łatwo nie ugina. Chyba gąsior nabrał respektu widząc, że może mieć przegryzione gardło, bo już nie gryzie tylko syczy złowrogo z dala, a jak zrobimy krok to się cofa. Może brak samic też go uspokoił. Żeby było lepiej- nawiązał kontakt z moją młodą , która mu nosi czasem jakieś smakołyki. Mnie jednak do siebie nie przekona.
Ten sam gośc ma też ule i to jest dopiero historia - wykarczował płat lasu i tam sobie zrobił pasiekę. Jak jakiś grzybiarz nie wie i wejdzie w to przypadkiem to ma problem. Żeby było śmieszniej - wkoło nie ma żadnych kwiatów, są tylko drzewa w przewadze buczyna-iglak. Gość nie ma żadnego poletka z kwiatami. Te wszystkie pszczoły więc walą całymi stadami do mnie i do sąsiadki na nasze kwiatki. Co jakiś czas uciekają im z uli i budują nową kolonię na obcych działkach tam gdzie mają kwiaty. Tamtego roku na wiosnę sąsiadka miała na swoim drzewku owocowym i lipie 2 gniazda. U nas też kiedyś było w altanie na narzędzia. Ogólnie to jestem za pszczołami, ale tu mi się wydaje to niezbyt pomyślne - wychodzę na ogród a tam pszczoły z kilkudziesięciu uli.
Ludzie czasem są niesamowici.