Pogoda się zrobiła ciut łaskawsza i pojawia się słońce, więc robimy sobie z młodą spacerki na działkę.
Kaczki kwaczą, że już wiosna!
Jest bardzo ładnie, moje kwiaty rozkwitają i robi się kolorowo. Ten widok uświadomił mnie ile mi przepadło.
W sumie cały marzec mi przeleciał przez palce. Zaskoczyły mnie zielone liście i kwitnące krzewy tak jakby się to stało zupełnie nagle. Wszystko jest już takie duże, nawet nie musiałam robić osłon żeby moje rośliny zdążyły wyjść z ziemi.
Na prędkości wysiałam dziś rzodkiewkę - na pierwszym rzędzie od budki na narzędzia odm. Lucynka, a na drugim kolorową. Ponieważ miałam pod ręką też pietruszkę to też ją tam między rzędy wysiałam w ramach "rozsadnika",potem się ją gdzieś przeniesie.
2 kawałki grządki mi zostały jeszcze puste, ale sobie dałam na wstrzymanie.
Bób powoli wychodzi z ziemi. W następnej kolejności chyba przymierzę się do szpinaku.
Wyszedł mi tez w kwiatowej grządce lubczyk, którego sobie rok temu wyhodowałam z nasionka.
Mięta pomarańczowa się chyba zamroziła ,ale rozszarpałam korzonki i znalazłam mikro zielony odrościk. Wsadziłam go w stary korzeń jako w doniczkę i rośnie. Rozbroiłam też rabarbar, ale tu mam poważne wątpliwości.
i czy źle zrobiłam pakując barwinka w wolną przestrzeń między płytą a chodnikiem?
chyba nie. Aż Walduchowi szczęka opadła z wrażenia
A może się mylę? Może on tak rozdziawił paszczę i czeka żeby mu coś wpadło?
O ten by był niezły...

I jeden drugi musiał obejść się ze smakiem. Gołąbków na obiad nie było, a jagód i aronii jeszcze nie dowieźli ;)
Z nowości na mojej grządce wiosennej pod jagodami wypatrzyłam pięknego różowego hiacynta i kilka różnych żonkili. Widać też łebki tulipanów i uroczych kwiatuszków,które ochrzciłam chyba-anemonami. Te ostatnie są tak rozkoszne, że rozpływam się nad nimi, w połączeniu z drobnymi fiołkami wyglądają obłędnie.
Są też białe
Z tulipanów jeden łebek się zrobił łososiowo-czerwony i wygląda karłowo, reszta niewiadoma. Niestety 3 sztuki nowych tulipanów tato mi połamał przy pomocy w wyrywaniu bukszpanów

, myślałam,że zamorduję. Mówiłam żeby uważał,a on powiedział "dobrze" i ...nadepnął.
Dałam mamie do wazonu, może jakoś się rozwiną i choć dowiem się jaki miały mieć kolor. Prawdę mówiąc już nie pamiętam.
Grządka nabiera ogłady, młoda już mi się tam wpycha i znów walczyłyśmy, bo chciała za wszelką cenę zasadzić skiełkowanego orzecha na samym środku. Potem zasadziła chwasta, bo jak stwierdziła " mógłby się to okazać kwiatek i co by było".
kupiłam kilka nowych niedośpianów żeby były pod krzewy.Może choć trochę zagłuszą podgarycznik.
Stara pigwa
młoda - z tego samego krzaka, a jednak kolor kwiatów innny

Jedno co mnie drażni to fakt, że pod jagodami znowu zrobiło się pole podgarycznika. Jesienią to przekopywałam na tyle ile krzewy pozwoliły i ściółkowałam. W drugiej części działki pod kamczatkami mam jeszcze większą warstwę sciółki (ok 15 cm igliwia i kory) a i tam to draństwo przerasta.
Muszę to poprawić, bo zwariuję. Stopniowo usuwam bukszpany, więc wejście za te krzaki jest coraz łatwiejsze. Jak bukszpany były to było to praktycznie niemożliwe.
Smutno mi z tymi bukszpanami, bo to był taki piękny żywopłotek, ale cóż.
Wymyśliłam sobie , że będę je zastępować trzmieliną, którą potem będę strzygła na kwadratową obwódkę.
Bukszpany czekają w worze na spalenie, bo nie ma ich gdzie wynieść.
Dziś nawet poruszyłam ten temat z ludźmi, którzy przejęli bardzo zaniedbaną działkę naprzeciwko mnie i przyszli się przywitać (fajnie, bo z małym synkiem,Kinga wreszcie będzie miała kompana do zabawy).
Właściwie to oni poruszyli, a to ciężki temat,bo koszy żadnych w pobliżu nie ma. Uświadomiłam sobie, że jestem w jako tako niezłej sytuacji, bo my przynajmniej mamy klucz do osiedlowych kontenerów i co jakiś czas mogę się szkieł i innego barachła pozbyć.
Myslę, że sobie jeszcze pogadamy, bo fajni ludzie, cieszy mnie fakt,że wreszcie ktoś się "wprowadził" w pobliże, zawsze to lepiej będzie i bezpieczniej kiedy zbiera się w alejce towarzystwo na flaszeczkę.
Dziś tak klęli mi pod siatką, że aż nie mogłam tego słuchać. Gościu chyba wykorzystał zapas ordynarnych słów na kolejne 10 lat. I jak tu z dzieckiem spokojnie siedzieć na działce jak co chwila młoda przychodzi i zgłasza mi co usłyszała?
Miałam ochotę aż wyjść do gościa i coś mu powiedzieć, ale muszę chyba ostrożniej z nimi szarżować.
Znów jakaś bestia uszkodziła mi siatkę. I to tym razem na ostro, jest całe przęsło wyłamane z zaczepów metalowych, pręty są pogięte i w sumie to jest do wymiany. Już ojcu nie powtarzałam "a nie mówiłam" , bo widziałam, że się załamał. Ta siatka to był jego punkt honoru. A moje kilkaset zmarnowanych złotych
