Anido, to już sama musisz się zastanowić, co będzie dla Ciebie lepsze. Chyba nie chciałabym czekać nie wiadomo ile, ale z drugiej strony jak do tego podejść, żeby nie urazić chętnego do działania męża? Nie zazdroszczę takich dylematów

Na szczęście mój do takich prac się nie rwie, ale ściany, podłogę i podłączenie sprzętu będzie robił sam. Zawsze się tym zajmował, wiem więc, że mogę mu zaufać
Lucynko, raczej mamy wszystko przedyskutowane, ale nie twierdzę, że wszystko dobrze. Tak nam się wydaje, że będzie dobrze, a jak będzie to się okaże w tzw.
praniu
Wykonaniem mebli będzie zajmował się profesjonalista, liczę więc na to, że zrobi to najlepiej jak potrafi.
Nareszcie udało mi się pojechać na działkę. I pogoda była zdecydowanie lepsza niż zapowiadali
Dziękuję
Elżuniu, jak to opóźniona? U mnie wszystko jest wcześniej o ponad dwa tygodnie

W ubiegłym roku krokusy fotografowałam jeszcze w kwietniu, a teraz załapałam się po prostu
rzutem na taśmę Widać, że wszystkie są już z lekka przechodzone, pierwszą świeżość mają już dawno za sobą

Kobee uwielbiam i nie wyobrażam sobie, że mogłabym ich nie mieć. Nie zawsze są cudne, czasami ledwo przędą, ale niewzruszenie sieję je co roku. Ale to rzeczywiście straszne żarłoki i wodopijcy, muszą mieć naprawdę dobre warunki, żeby odwdzięczyć się kwitnieniem. Nie zadowolą się byle jakim traktowaniem

W tym roku wszystko ładnie mi wschodzi, oprócz miłka letniego. Te nie pokazał ani jednej siewki. No i jeszcze dzwonki irlandzkie siedzą cichutko, ale z tego co pamiętam, akurat one potrzebują więcej czasu. Za to cynie tak zasuwają, że właściwie powinnam je już dzisiaj popikować, ale obawiam się, że nie dam rady.
Jadziu, wszystko staram sie powysiewać w marcu, tak więc i na Fantastic przyszła już pora. Ona szybciutko wschodzi, ale jeszcze do pikowania się nie nadaje. Jednak nigdy nie wysiała mi się sama do ogródka, ale może u Ciebie inaczej? W końcu znam przypadki, że komuś wysiewają się sasanki czy też żeniszki, ale nie u mnie

Miejsca w szklarence mam jeszcze odrobinę, ale jak przepikuję jeszcze to, co mam zasiane, to będzie ciasno. Nie wiem gdzie pomieszczę pomidory, one jednak potrzebują sporo miejsca. U mnie zostaną tylko moje, a jeden i drugi tata, swoje będzie musiał przetrzymać u siebie. W następnym tygodniu pogoda ma się już ustabilizować i chyba wtedy wystawię foliak na balkon. Część siewek będę hartować i te będą musiały radzić sobie poza folią, wszystkie się tam nie zmieszczą.
Na działeczce byłam, narobiłam się jak dziki osioł, ale miejscówek jeszcze nie zrobiłam. Chyba mi jeszcze trochę zejdzie zanim zrobię porządek na rabatach.
Zdrówko dopisuje, chociaż jeszcze chrypa czasami wraca. Może Coś tam mi siedzi? Do laryngologa już się zapisałam, zobaczymy co powie. Dziękuję
Aniu, oj tam, oj tam.... wcale nie tak dużo

U co poniektórych widziałam takie listy, że w ustach mi zasychało, zanim doczytałam do końca

Mój eM tak gada, ale sam mnie zawsze namawia na zakupy. Tylko, że nie on będzie to wszystko sadził i wszystkiemu szukał miejsca. Ale nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie wymyśliłam
Marysiu, zajrzałam do Ciebie, żeby zrozumieć jaki to też koncert dałaś, ale zobaczyłam tylko przecudne żonkile

Moje jeszcze nie kwitną, ale część ma już widoczne pąki. Co prawda chyba tylko te sadzone w ubiegłym roku, coś mi się widzi, że większość z nich zaczyna robić się jednoroczna, tak jak tulipany

jak się sprawdzi to, co przewiduję, to chyba w odpowiednim czasie uśmiechnę się do Ciebie o te babcine. Zacznę już dziś

Oj Marysiu, czy Ty musisz mnie tak demaskować

? Niestety prawda jest taka, że rzeczywiście miejsca mam tylko odrobinkę, ale nie dociera to do mojej łepetyny. Nie mogę nic poradzić na to, że ślinię się na widok różnych cudeniek i zanim pomyślę, to klikam na "kup", albo wyciągam portfel i kolejny ból głowy mam jak w banku. Oczywiście dopadnie mnie dopiero podczas sadzenia, mam więc jeszcze trochę czasu. Niestety czas działa na moją niekorzyść, bo miejscowe ogrodnicze nie zasypiają gruszek w popiele i też mnie kuszą nieustannie. Całe szczęście, że nie stają na mojej drodze zbyt często, ale marna to pociecha
Zamówienie złożyłam w szkółce Albamar
Wydaje się, że różyczka żyje, bo tuż nad ziemią dostrzegłam dzisiaj maleńki kiełeczek. Jednak zapomniałam ją przyciąć, więc nie jestem tego pewna. Na pewno przy następnej wizycie trafi pod sekator, to przyjrzę się jej dokładnie. Dzisiaj działałam jak w amoku, ale to był mój pierwszy pobyt na działce, mam nadzieje, że mnie zrozumiesz

Kuchnia nawet jeszcze się nie robi, ale liczę na to, że do świąt będę już ją miała. Mamy już jednak wszystko ustalone a, piekarnik i płyta są już nawet w domu. Po niedzieli eM będzie kupował resztę sprzętu i materiały do remontu i zacznie działać.
Dziękuję
No to wreszcie i mi udało się pojechać na działkę. Myślałam, że znowu nic z tego nie będzie, bo wczoraj znowu zapowiedzieli deszcz, ale na szczęście te paskudne prognozy się nie sprawdziły

Od samego rana było przepiękne słońce i tak było przez caluśki dzień. Na dodatek było cieplutko, aż chciało się pozbywać przyodziewku, ale ostatnie wydarzenia jednak skutecznie mnie do tego zniechęciły. Razem z eMem wzięliśmy się ostro do roboty, ja cięłam hortensje i róże, a on palił patyki i zgrabiał trawniki po moim działaniu. Z takich większych prac zrobiłam właściwie tylko to, większość suszek pozostała na następny pobyt, dzisiaj tylko przy okazji wycięłam kilka z nich. Za to eM, wykopał i podzielił jeszcze rozplenicę, która rozrosła się ponad miarę i zmniejszył miskanta, który z każdym rokiem zagarniał dla siebie coraz więcej miejsca. No i oczywiście na nowo urządził domek dla murarek i wstawił do środka pudełka z kokonami

Róże wyglądają bardzo przyzwoicie, większość z nich już przycięłam, nie zajrzałam jednak do pnących, bo one ciągle zamotane i nie starczyło nam już czasu, a tak naprawdę, to sił. Pod koniec czułam się już jak przekłuty balonik, jednak po zimie potrzebuję więcej czasu na powrót kondycji
Na zdjęciach dokładnie widać, że pracy jeszcze przede mną moc. Rabaty są zarośnięte chwastami i kępami trawy, jest na nich mnóstwo suchych liści, kwiatów, wszędzie sterczą suche badyle. Najważniejsze jednak, że już zrobiłam dobry początek. W nadchodzącym tygodniu ma być znowu chłodno, dopiero w piątek znaczna poprawa pogody, a ja akurat ten dzień mam wolny. Może więc znowu wszystko ułoży się po mojej myśli i też pojadę na działkę?
Wiosna jeszcze marna, ranniki i przebiśniegi właściwie już przekwitły, krokusy dni świetności mają dawno za sobą, tulipany wystawiły nosy, ale jak na razie zupełnie nie widać, żeby miały chęć kwitnąć, zaczynają kwitnąć szafirki, ale jeszcze są ledwo widoczne, jeden ciemiernik kwitnie, drugi mocno się ociąga, ale i na niego przyjdzie kolej, miłek amurski już przekwita, ale za to wiosenny pokazuje czarne łebki, cesarskie korony pokazują pióropusze liści, liliowce też szczerzą zielone kły.... Może coś pominęłam, ale w takim pośpiech o to nietrudno. Ale ogólnie widać, że coś się dzieje
Odkryłam śliczną kępkę posadzonych jesienią irysków żyłkowanych, ale jakoś ich nie uwieczniłam, te sadzone wcześniej, niestety się nie popisały i pokazały się w ilości zaledwie kilku sztuk.
Jestem odrobinę zawiedziona, że wszystko tak szybko przekwita, przecież uprzedzałam, że jestem chora- mogła wiosna odrobinę zwolnić. Wszystko jest dużo wcześniej niż w ubiegłym roku, a to znaczy, że musimy bardzo się spieszyć, żeby zdążyć wszystko zobaczyć.
Do domu wróciłam na ostatnich nogach, powinnam przepikować cynie, ale nie mam już sił

Jednak cienias ze mnie
Do zobaczenia
