wiewióreczko, nie wszystko dało się zapakować do worków. Niestety

Sporo rzeczy "niegabarytowych" trzeba było wytargać z działki osobno. A sporo jeszcze zostało i czeka na męską pomoc. Parę rzeczy tata musi też przyjść i po prostu mi rozwalić, żeby dało się tego pozbyć w kawałkach - robót w ogrodzie nie cierpi, ale na pewno będzie cieszył się jak mały chłopiec, że w końcu może coś zniszczyć. ;)
Ale klapy od malucha nie mam, to faktycznie rarytas.

Chyba bym zdębiała, gdybym zobaczyła taką na działce.
Dziękuję za pozdrowienia i pozdrawiam również!
anido, profesjonalistą żadnym nie jestem, ale pajęczaki lubię.

I węże. Jak już będę na swoim, to na pewno sobie jakieś sprawię, choć tutaj węże jednak królują nad pająkami - wielki, klasyczny boas to moje marzenie.
Tu już odgruzowane, efekt dłuuugiej pracy.

Znalazła się jedna niewybita szyba! Cud. No i chyba mam pompę do wypompowywania wody z piwnicy - nie wiem, czy to pompa, wygląda jak pompa, zobaczy się po spytaniu kogoś, kto się na tym zna.

Jak patrzeć na to zdjęcie, to nawet wygląda to całkiem ładnie.

Te azalie trochę ratują. Stół odnaleziony, złożony, trochę połamany przy jednej nodze, ale trzyma się. Wymyłam go chusteczkami antybakteryjnymi na tyle, na ile dałam radę - odkażony jeszcze trochę posłuży, przynajmniej dopóki nie znajdzie się coś na zamianę.

Sprzęt odłożony do wyczyszczenia i dokładniejszego przejrzenia. Przy rzeczach podłączanych do prądu muszę jeszcze sprawdzić, czy działają.

Takie wory nosiłam. Tylko w tę i z powrotem od kontenera. Nie chcę wiedzieć, co musieli sobie myśleć pozostali działkowicze, widząc, jak zasuwam z workami praktycznie większymi od siebie po kilkadziesiąt razy.

Przydatny sprzęt odnaleziony po odgruzowaniu.

Półki wyczyszczone, odśmiecone i wymyte chusteczkami antybakteryjnymi. Znalazło się przy okazji duuużo desek. Nie wiem, co sąsiad chciał robić, ale części z nich nawet nie odpakował, więc może coś będę budować.
No i mam nasionka kilku kwiatów... przeterminowały się po prawdzie w 2014...

ale może coś wzejdzie.

Odgruzowana mini "kuchnia" - no, po wywaleniu lodówki to z asortymentu kuchennego tu nic nie zostanie. A trzeba ją wywalić, no bo co się zrobi, zagrzybiona na amen i przesiąknięta tym grzybem i zgnilizną. Nie nadaje się do kontaktu z żywnością.

Coś, co mojej mamie się niesamowicie spodobało i nie pozwoliła tego wyrzucać - mi też się w sumie podoba, fajne i w "starym stylu".

Po zdjęciu wykładziny odsłoniła się klapa - to właśnie ona kryje wejście do piwnicy. Powiem szczerze, że po otwarciu ukazała się scena jak z horroru - wielgachna pajęczyna z milionem kokonów, ciemność, do tego do połowy zatopiona w wodzie drabina. Przerażające

No ale będzie trzeba coś z tym zrobić.
Foxowa, mama to jeszcze chce pomagać i to bardzo dobrze dla mnie - choć ciężkich prac jej nie wolno, więc co najwyżej pozamiata czy coś wyczyści, ale - pomaga, służy radą i no cieszę się, że mam towarzystwo na tej działce.

Tata jest... bardzo... niechętny i nieprzychylnie nastawiony do całej tej działki, ale jeśli bardzo trzeba, nie ma innego wyjścia i się go bardzo ładnie poprosi (i zrobi coś wypasionego, co lubi na obiad), to przyjdzie i coś zrobi, choć do większej pracy raczej nie mam co go angażować.
Tak, altanę zamierzam doprowadzić do stanu używalności, jak najbardziej. Ten duży pokój chcę przerobić na mini-kuchnię, gdzie będę mogła przygotowywać przetwory, gdzie będzie można zjeść, wstawić jakiś najprostszy piecyk, żeby dało się ogrzać pomieszczenie. Ale to wszystko plany długoterminowe. No i do pomieszkiwania tam nie bardzo, bo nawet toalety nie ma, że o łazience nie wspomnę.
Piwnicę, jeśli się uda, przerobię na składzik na warzywa, słoiki z przetworami czy cebulki roślin - ale do tego trzeba wykombinować coś, żeby jej nie zalewało.
O, udało mi się jeszcze znaleźć zdjęcie, które zrobiła mi mama. ;) Z odnalezioną w stercie rzeczy, starą kosą. Bardzo mi się podoba, choć użyteczność ma już raczej średnią.

Ale prawdziwa kosa kosiarza śmierci.
