Kochani, wiosna wszędzie.
W związku z tym ręce mam do ziemi, kolana jak balony i kolegę lumbago.
Słońce przyświeciło, zaczął się wyścig z czasem. Przesadziłam spod płotu, z cienia porzeczki szt 5, poszerzyłam rabatkę przed domkiem- bo wąski pasek trawy nie pozwalał sprawnie operować kosiarką, wypieliłam pod drzewkami, zlikwidowałam stary walący się kawałek płotu z palet, a w jego miejsce wsadziłam brabanty. To przejście między domem a garażem, bardzo wietrzny korytarz.
Z palet zrobię ławkę do siedzenia. Rozglądałam się za jakąś, ale ceny czegoś trochę solidniejszego mrożą mi krew w żyłach. Mam póki co ważniejsze wydatki- wciąż kleimy dom.
Przesadziłam forsycję, dwie tawuły Genpei, karpę malwy (może coś z niej będzie). W piątek dowiedzieliśmy się, że działkę obok nabyło młode małżeństwo z dziećmi. Z tej okazji zakupiłam 20 szt tui Aureospicata, sporych, i jutro będę szykowała im miejsce. Tym razem zakup bez niespodzianek. A przecież jeszcze mój mini chruśniak malinowy czeka na przemeblowanie! Muszę maliny wypielić z dorodnego, na swojskim oborniku wyhodowanego perzu, i rozsadzić te niebo w gębie. Podobnież do oddzielenia i wkopania czeka jeżyna. Sama nie wiem, w co włożyc ręce.
Moje pomidorki mieszkają w dzień i w nocy na podwórku, i wyraźnie im to służy. Papryki wygrzewają się w domu, ostatecznie mam całe 9 szt, bo resztę koty próbowały zjeść. Wysiałam też dynię, arbuzy, cukinie, ale tylko po kilka sztuk. Kocham cukinię, w tamtym roku jakieś choróbsko je złapało i zgniły u podstawy. Tak mi było szkoda...
Trawa nadaje się do skoszenia już, małżonek obiecał naostrzyć kosiarrę a ja tradycyjnie jak co roku muszę dratwą kosz połatać, stare draństwo rozłazi się już- ale jest cichutka, lekka, poręczna.
Pismo obrazkowe:

Oprócz tego do pierwszego kwitnienia szykuje się migdałek, nie mogę się doczekać! Pamiętam, że zaraz po trzeba go przyciąć na 2-3 oczka, bo łatwo łapie infekcję. Idę zaraz na wątek o przycinaniu śliw, bo muszę to zrobić, a chyba jest już za późno. Mam dwie delikwentki, co żadną miara nie chcą rosnąć książkowo ;)
I tak mogłabym jeszcze długo wymieniać, bo to jest pierwszy chyba rok w którym znam kolejność prac i zaczynam ją stosować, bo przedtem to : a wsadzę, na razie, jakoś będzie, i tym sposobem mam część skarłowaciałych, biednych krzewów.
Jak wiecie, miałam wyrwać spod płotu tawułę van Houtte'a, a wsadzić liguster w żywopłot. Okopałam tawuły wpierw zeby je wysadzić. I wiecie, co? Odechciało mi się rycia tam. Zapomniałam już, jak ciężka była to robota- piach, gruz, kamienie...A tawuły ukorzenione, podrośnięte, podkusiło mnie i po prostu oczyściłam koło nich, podsypałam papu, podlewam, będę kontynuować. Patyki oddałam sąsiadowi.
Jutro zrobię zdjęcia ilustrujące mój post, ponieważ dziś byłam tak zajęta robotą, że jak zwykle zapomniałam że chciałam zrobić zdjęcie przed i po. Ale wiecie, co? Jak mi było przyjemnie popatrzeć na tą świeżą zieleń, popielone, przycięte- nawet przez chwilę niech będzie. Bo oczywiście, zielsko ma nieprzeciętną siłę wzrostu ;)