Witajcie,
W pierwszej kolejności pragnę złożyć Wam życzenia - Zdrowych i Szczęśliwych Świąt Wielkanocnych. Z dużą ilością słońca, rodzinnej atmosfery i tego co najpiękniejsze.

(karteczka [a właściwie jej fragment] naszej roboty)
Młoda pojechała do drugiej babci, a ja usiłuję ogarnąć rozgardiasz jaki mi został po naszych pracach artystycznych. Szok, co potrafi narobić mały człowieczek w 5 minut. A ja byłam pewna, że mamy fajnie posprzątane na Święta
Jakby komuś brakowało rzeżuchy w tym roku to mogę pożyczyć

W tym roku moje dziecko sobie na niej studziło zapał do siania. Nie wiem jak my teraz to przejemy.
Świąteczna pogoda jest bardzo zadowalająca. Nie będę pisać ile pokazuje mój termometr, ale myślę, że dziś jest gdzieś między 10 a 15 stopni.
Roślinki chłoną słoneczko jak oszalałe. Wszystko już takie duże
Pomidory podrosły w ekspress tempie. Nie wszystko jeszcze popikowałam, ale mniej więcej z każdego rodzaju coś tam jest. Na dzień dzisiejszy najwyższe są Dzieckije, za to najsłabiej wyszła mi Perła. Sklepowe się wyrównały i wyglądają całkiem zadowalająco.
Niestety, widzę, że coś jest nie tak z siewkami i po przesadzeniu padają, obstawiam, że to kiepska ziemia
W starej ziemi rosną zupełnie inaczej. Mam tylko nadzieję, że przetrwają.
Pierwsze to Dzieckij, a drugi to chyba Venus.
Poprzesadzane heliotropy padły wszystkie. Na szczęście nie wszystkie przesadziłam i w pojemniczku zbiorczym mam ich jeszcze kilka. Póki nie będę czuć się pewnie nie ruszam ich.
Papryki coraz większe. Nawet Ingrid dorasta. Odkąd zasadziłam nie było żadnych strat.
Bakłażan

Jakby kto był ciekaw co to są te wąsiki co się tak malowniczo plączą mi po doniczkach to wyjaśniam - czosnek. Posadziłam go licząc że odstraszą trochę ziemiórki, ale... chyba nie odstraszyły...
Parę dni temu usunęłam bób z balkonowej skrzynki, a na jego miejsce przepikowałyśmy bratki.
Młoda mi pomagała, więc nie wyszło tak jak sobie myślałam - nasiałyśmy mnóstwo różnych nasion warzyw i kwiatów, które potem wymieszała patyczkiem
Także podłoże w donicy.
Zobaczymy co nam wyrośnie, bo boję się trochę efektu. Nie tak to sobie wyobrażałam....

Bób też zepsułyśmy.
Przyznaję się. Przez te choroby i eskapady po lekarzach totalnie nie miałam kiedy o niego zadbać, za długo był w doniczce, wyciągnął się i kiedy go pakowałam do ziemi to nie wyglądał zbyt reprezentacyjnie. Spisuję go na straty, no cóż. Mam jeszcze trochę nasion, więc je dosieję do ziemi.
W mojej butelkowej hodowli wszystko idzie pełną parą. Sałaty, pietruszka, koper, bazylia i lubczyk już gotowe do przesadzania.
Jak widać w doniczkach wszystko jakieś takie zbite...
Ta ziemia jest jakaś dziwna. Obiecałam zdjęcie. A Wy co myślicie?

Herbatka, albo tytoń....
Cd w następnym poście...
Na działce wszystko się budzi do życia.
Mam więcej wiosennych cebulek niż przypuszczałam.
Zagrodzenie wiosennej grządki to jednak był dobry pomysł. Nie było "przelotu bydła" to i rosliny miały szansę wyjść. Widzę całkiem sporo łebków tulipanów, dużo przebiśniegów, nawet w chodniku

, jakies hiacynty też chyba będą.
Część grządki podsypałam korą, bo podglądnęłam takie rozwiązanie u Was.

Moje grządki niestety diabelnie mokre.
Kłóciłam się z ojcem, że w tamtym roku nie było aż tyle mchu wszędzie. Niestety, jego argument, że mech był, tylko mnie nie było na działce , był niezbity. To fakt, w poprzednich latach głównie interesowała mnie sucha powierzchnia ławki żeby sobie usiąść i poczekać jak pies się wybiega, nie obserwowałam jakoś zbytnio roślinek... Mech mnie w tym roku bardzo zaskoczył.
Poważnie, jest tego bardzo dużo. Nie wygląda to zbyt reprezentacyjnie.
Dlatego rozwiązałam to korą i nie jest najgorzej. Zrobiłam półkole w którym prócz przebiśniegów i tulipanów jest zasadzonych kilka paproci, pierwiosnków, niezapominajek i nawet z samego brzegu skądś wzięłam piwonię. Nie pamiętam już skąd, ale wiem, że miałam jakieś "wolnolatające" kłącze i umieściłam je właśnie tam.
Potrzebuję odrobninki krzaków na obrzeżach trawnika, bo bardzo mnie drażni zbyt odsłonięta bramka i zaglądanie wszystkich ludzi do środka.
Bliżej płotu nie ruszam niczego, bo podobno szykujemy się na roboty przy ogrodzeniu. MAM OBIECANE!
Niech całe forum to przeczyta.
Ciekawe kiedy zaczniemy
Mój team destrukcyjny już pali się do robót.
Waldek czuje się znacznie lepiej, więc pod wodzą Młodej szaleje znowu na działce.
Ten tydzień prawie mieszkaliśmy u weterynarza.
Dwukrotnie robiliśmy morfologię, bo pierwsza wyszła tak , że pies nie powinien żyć.
Na szczęście pani doktor jest zawsze czujna i natychmiast nas zaprosiła dnia następnego na kolejne pobieranie krwi i już tym razem wyszedł wynik normalny. W pierwszym najprawdopodobniej się dostał skrzep lub cokolwiek innego i sfałszował nam całe badanie. Tu kolejny raz ukłon dla mojej pani doktor, bo raz, że nie olała tej kwestii, a dwa - badanie powtórzyła na koszt gabinetu uznając w tym swoją winę.
Niestety mimo dobrego stanu Waldka nadal pysk pozostaje nieotwieralny.
Ja próbowałam, oni próbowali i nie da się. Po świętach chyba nas nie ominie narkoza...
Na szczęście pies już jest w normie, biega, skacze, sępi o jedzenie, a na działce wrócił do swoich stałych działań.
Ja też jakoś wracam do siebie,choć bym się nie nazwała do końca zdrową.
Nadal czekam na to coś co pobudzi mnie do działkowego przebudzenia.
Myślę, że to będą pierwsze listki i kwiaty.
Czekam na moje kwitnące pigwowce i forsycje. Nie mogę się doczekać kiedy zieleń przeważy nad szarością, a ja znów utonę w nadmiarze roboty działkowej
