Małgosiu - Pepsi, jeśli chodzi o opady, to i u nas mieliśmy ich sporo. Szczególnie ostatnie dni dały się we znaki i skróciły żywot wielu kwiatów. Szkoda, że akurat intensywne deszcze zbiegły się z kwitnieniem wielu róż. Na początku wpisu zrobiłam małe podsumowanie z obserwacji ogrodu i wybrałam kilka naprawdę dość wytrzymałych odmian. Jestem szczególnie miło zaskoczona The Strawberry Hill. Nie dość, że wytrzymała w świetnej kondycji kilka dni wciąż padającego deszczu, to przez cały sezon nie znalazłam na niej ani jednego brzydkiego listka. Brawa dla niej nie tylko za odporność na nadmiar wody, ale również za świetne zdrowie
Paula, witam nowego gościa

. Nie obawiaj się, odbije. Przekonałam się, że najlepszym rozwiązaniem na mączniaka jest obcięcie porażonych pędów aż do zdrowego miejsca. Wiem, że czasami serce boli, ale zrobiłam tak z Crocus Rose, którą mączniak atakuje co roku. Żadne opryski nie działały. Postanowiłam obciąć porażone pędy i chociaż skróciłam je o połowę, to w tej chwili prawie nie ma śladu mączniaka. Co prawda o tej porze roku to lepiej już nie ciąć, bo to różę pobudzi do wypuszczenie odrostów i zamiast się szykować do zimowego odpoczynku zacznie rosnąć. Taki zabieg lepiej wykonać w trakcie sezonu jak tylko pojawią się pierwsze objawy choroby. Na mączniaka są również dostępne środki chemiczne, ale u siebie przekonałam się, że metoda cięcia jest skuteczniejsza. W ten sposób choroba nie przenosi się na inne róże a jeśli już, to w znacznie mniejszym stopniu
Soniu, po deszczach widoki są znacznie mniej atrakcyjne i chociaż całkiem sporo róż nadal kwitnie a nawet ma jeszcze pąki w zanadrzu, to jednak z każdym dniem zbliżamy się do końca sezonu

Hortensje z dużej ilości wody są znacznie bardziej zadowolone niż róże. Pięknie się przebarwiają, cieszą oczy a ich kwiaty są bardziej odporne na deszcze.
Podobnie jest z daliami.
Rosea, namiary podałam
Sabinko, jak miło, że zajrzałaś

Tym bardziej się cieszę, bo wiem, że masz sporo nowych obowiązków. Z tego co widziałam, u Ciebie róże pięknie kwitły i zupełnie nie odczuły spartańskich warunków. Rada jestem, że Munstead Wood dobrze się spisuje i dobrze Ci się ze mną kojarzy. Oby tak dalej
Joasiu, po tygodniowych opadach część róż przedwcześnie zakończyła kwitnienie. Reszta miała pąki, więc jest nadzieja na skromne zakończenie sezonu. Co prawda zdjęć ostatnio nie robię, bo jakoś pogoda nie nastraja zbyt optymistycznie a nasiąknięte wodą kwiaty, to nie jest szczyt marzeń i atrakcyjny widok. Zdjęcia są wcześniejsze, z ubiegłego tygodnia, dla zobrazowania wytrzymałości niektórych odmian na ciągłe opady. Lady of Shalott to u mnie jeden z kilku bardzo udanych w tym sezonie debiutów
Gosiu - Margo, dzięki za podpowiedź o piwie

Nie chciałabym aby pszczoły padły ofiarą butelkowej pułapki. Szerszenie na razie się wyniosły i mamy spokój. Jednak myślę, że w następnym roku wrócą i trzeba będzie operację "pułapka" zastosować po raz kolejny. A różom ostatni posiłek zawsze wydaję maksymalnie do połowy lipca. Mają wtedy siłę na powtórkę, bo wiadomo, że dużo kosztuje je czerwcowy pokaz i trzeba dziewczyny trochę wzmocnić
Kaszka, nie dałaś nawozu w tym roku, trudno. W kolejnym będziesz już pamiętała. One za tę troskę odwdzięczą się ładnym, drugim kwitnieniem
Jeśli masz czas i ochotę obrywać zimą listki, to jak najbardziej. Ja niestety przy tej ilości róż nie wyrabiam i często obrywam je dopiero wczesną wiosną, przed cięciem. Wiem, że lepiej to zrobić wcześniej, ale zimą prawie wcale nie wychodzę do ogrodu i nic mi się nie chce. Natomiast późną jesienią, mam tak dosyć grabienia opadłych liści

, kopczykowania, że na obrywanie tego, co zostało na krzakach brakuje już chęci.
Teresko, fajne różane zamówienie

A Kathryn Morley zupełnie nie znam. Zaraz sobie popatrzę. A gdzie znalazłaś tę ślicznotkę?
