Martuś, Ty poszukaj dobrze, może masz kilkadziesiąt róż, tylko zapomniałaś?

Przesadzać można jesienią, jak róże już zaczynają się szykować do spoczynku (październik), albo wiosną jak już nie będzie przymrozków. Ja staram się przesadzać z jak największą bryłą ziemi, żeby róża nie odczuła zmiany, ale nie zawsze się to udaje. Przesadzałam też w środku lata i tylko jedna tego nie przeżyła, ale nie polecam

Bardzo byłoby fajnie, jakbyś złapała różyczkę. U mnie się zaczęło właśnie od dwóch róż
A widzisz
Grażynko, ja do donic jeszcze nie dorosłam. Nie mam gdzie ich zimować i zawsze mam wrażenie, że róże w donicach się męczą i dopiero w gruncie mogą rozprostować nogi. Nawet te kupione w pojemnikach, natychmiast przesadzam do gruntu. No właśnie, róże jak się dobrze czują to dobrze rosną, jak dobrze rosną to zabierają coraz więcej miejsca i zamiast cieszyć to nas to niepokoi

Na jeżówki przeznaczyłam rabatę z kilkoma różami historycznymi, których szkoda mi wyrzucić, ale moimi ulubienicami też nie są, więc jak jeżówki je zarosną to super.
Ania-nena, ja naprawdę mogłabym do Kamili iść od biedy na piechotę, od kiedy dowiedziałam się o skrócie przez pola... No jak żyć?

Ile ja już mam stamtąd nieplanowanych róż, to aż boję się liczyć, ale jak się dotknie, powącha i ten kwiat tak wdzięcznie wygląda... No nie sposób sobie odmówić. Mam też w okolicy sklep ogrodniczy gdzie sprzedają i róże. Nie mam pojęcia z jakiego źródła, ale wszystkie róże od nich rosną rewelacyjnie. Jadę po jakąś bylinkę a wyjeżdżam z różami, których wcale nie planowałam kupować

A jakie to chciejstwo?
Gabiś, niedługo mam Clair. To był jej drugi, albo trzeci pełen sezon u mnie, więc wszystko przed nami. 10 lat to bardzo dużo, myślę, że róże też się po prostu czasami starzeją. Wydaje mi się, że róże pomarszczone czy jakieś hybrydy z dzikimi, mogą rosnąć przez lata w tym samym miejscu, ale nasze "hrabianki" prędzej czy później zaczynają się cofać w rozwoju. U mnie tak się cofnęła Sharifa Asma, mimo, że ma dopiero 4 lata, ale też z roku na rok było coraz gorzej i chyba ją pożegnam mimo przepięknego zapachu

Ale co tam, zrobi się miejsce na nowe "
muszmiecie"

Parfum FC jedna rośnie w pełnym słońcu i tak jak krzaczek ładnie się w drugiej połowie sezonu odbudował, tak kwiaty trzyma dwa dni a potem się przypalają, więc mam podobne spostrzeżenia. Druga ma słońce dopiero w drugiej części dnia i ta ma się lepiej, ale za to złapała plamy...

Jeszcze nie wiem co o niej myśleć w dalszej perspektywie, ale obie są u mnie młode, więc może powinnam poczekać.
Szkoda, że nie ma stuprocentowo trafnych długoterminowych prognoz pogody. Mam jesienią do oddania około dziesięciu róż a do przesadzenia około ośmiu. Zwolnione miejsca chcę porządnie przekopać z kompostem i dać czas naturze na zrobienie tego co trzeba, żeby nowe nabytki dwa dni po posadzeniu buchnęły kwieciem i zdrowym listowiem. No dobra, te jesienne może niekoniecznie, ale oczekiwania będę miała spore

Tak więc czeka mnie dużo pracy, dużo ran, dużo nerwów czy uda się wykopać krzaczki bez dużego uszkodzenia korzeni a potem czekać... Najchętniej wzięłabym się za to jak najszybciej i sukcesywnie przeprowadzała swój ambitny plan, ale pod koniec września może znowu być ciepło i jak one mi buchną w listopadzie to będzie problem
Drugie kwitnienie w moim ogrodzie jest bardzo nierównomierne i jakieś takie... niedokończone. Wiele róż ma pąki i zwleka z otwieraniem kwiatów np. Voyage. Dużo róż zakwitło i szybko przekwitło (np. Chandos Beauty), dużo róż ma i pąki i kwiaty, ale spory krzew z czterema kwiatami jakoś na kolana nie powala (np. Wedding Piano). Deszcz padał dzisiaj prawie całą noc, ja we czwartek po upalnym dniu poszalałam z podlewaniem, więc wody im nie brakuje. Kilka pogodnych dni też ostatnio było, więc brak słońca to też nie to. Ale nie narzekam, bo jak na początek września ogólnie róże wyglądają zdrowo. Oczywiście są i niechlubne wyjątki, ale te albo wylecą, albo dam im jeszcze czas, bo są młode i jeszcze się nie zorientowały, że w tym ogrodzie jest zakaz chorowania pod karą zsyłki. Hmmm... są też takie, które mimo chorych dolnych listków i już któregoś sezonu u mnie, cierpliwie oskubuję i udaję, że nie widzę gołych łydek (np. Myriam). Zgodnie z rekomendacjami bardziej doświadczonych, po drugim kwitnieniu już tylko obrywałam kwiaty, bez przycinania. Mam też wrażenie, że dwie dawki granulowanego obornika to było po pierwsze trochę za mało. Po drugie druga porcja granulatu sypana pod krzewy rozpuściła się i zaczęła działać z opóźnieniem, kiedy noce już zrobiły się chłodniejsze, słońce nieco rzadziej grzało, więc róże nie spieszyły się z kwiatami... Nie wiem. Tak sobie gdybam.
Tak więc zdjęcia będą jak zwykle portretowe, bo całościowo ładnie teraz wygląda tylko Dolce Vita, której już chyba w moim wątku dosyć i Granny. Pozostałe lepiej wyglądają wykadrowane
Clair Renaissance i Princess Alexandra of Kent złożyły się razem na pełniejszy obraz kwiatów.
Chippendale dopiero się rozkręca, znając jego możliwości raczej zdąży jeszcze zachwycić przed zimą.
Monique Bouygues po trudnej aklimatyzacji dobudowała troszkę krzaczka i pokazała kwiaty. Hmm... jeszcze nie wiem co o niej sądzę.
Natomiast wiem co sądzę o Granny. Jest kapitalna. Tutaj wygląda zza nowych, świeżutkich pędów Pink Paradise i nawet mi nie przeszkadza, że Pink przerosła koleżankę, bo rzeczonej mniejszej koleżance wydaje się to nie przeszkadzać i ładnie się dopasowała jako tło.
No i róża, której trzy egzemplarze to wcale nie za dużo. Nr 1 pięknie przyrósł, ma mnóstwo pąków, ale jeszcze nie kwitnie. Nr 2 już przekwitł i po oberwaniu kwiatów nic na razie nie robi. Nr 3 czaruje kwiatami. Czyli mam niekończącą się sztafetę Marca Chagall!

To oczywiście nr 3
