Ela, ja mam do Lacre ambiwalentny stosunek. Mam dwa krzewy. Jeden rośnie lepiej drugi nieco gorzej. Ten ze zdjęcia to ten lepszy i do niego się odniosę: z jednej strony ma faktycznie piękny kolor kwiatów, pudrowe to bardzo dobre określenie, kształt też piękny, napakowany. Rośnie dobrze, równiutko do góry, nie rozwala się na boki a ja to bardzo lubię, bo obok można więcej wcisnąć

Nie przypominam sobie czy bardzo choruje. Skoro nie pamiętam teraz, to znaczy, że mało albo wcale. Z drugiej strony nie lubię momentu kiedy kwiat jest w pełni rozwinięty i zaczyna przekwitać. Sprawia wrażenie przyszarzałego, robi się taki... brudnawy i jakby rozdeptany. Przekwitające kwiaty u innych (np. Garden of Roses) też nie wyglądają zjawiskowo, ale u Lacre jakoś bardziej mi to przeszkadza, tak samo jak u Aphrodite. Jednego krzaczka raczej się pozbędę i posadzę coś innego. Ten zostanie i zobaczę czy z wiekiem będzie tych kwiatów na tyle dużo, że te brzydsze nie będą tak widoczne. W innych ogrodach ona wygląda lepiej, może moja nocami staje na głowie i dlatego ma takie utytłane te płatki? Musisz jeszcze innych o nią podpytać, bo na przykład moja przyjaciółka na moje uwagi o tej róży stwierdziła, że jestem nienormalna
Masz te same przemyślenia co ja. Ja też uwielbiam różane portrety, ale wiedzę o róży tak naprawdę dają mi fotki całego krzewu, dopiero wtedy wiem jak ta róża naprawdę wygląda. Dzisiaj wrzucę kilka wyłącznie "krzewiastych" zdjęć.
Nie wiem czy dobrze zrozumiałam Twoje rozterki, ale ja też kombinuję co powtykać między róże, żeby jak najmniej się potem gimnastykować i głowić wiosną co tam rosło i co zrobić, żeby tego nie zabić przy opiece nad różami. I dobrze, żeby te wypełniacze zimowały bez problemu i były widoczne, albo wschodziły późno i silnie (jak na przykład rozwar), bo się martwię, że np. taką delikatną rutewkę zniszczę przy rozgarnianiu kopców i wiosennym pieleniu. Tak zrobiłam z jedną sasanką. Zapomniałam o niej i rozgarniając kopiec, najpierw przysypałam obficie odgarniętą ziemią a potem jak zobaczyłam, że jakieś "zielsko" wystaje, to... wyrwałam. Już jak miałam ją w ręku o sobie przypomniałam co to jest i jak się cieszyłam sadząc w tak fajnym miejscu sasankę... Jestem zabójcą roślinek? Więc ostatnio wymyśliłam, żeby jako wypełniaczy użyć wyłącznie roślin jednorocznych. I tak znikają na wiosnę

Ale na przykład na rutewce delavaya bardzo mi zależy, żeby rosła w rabatach różanych a ona taka delikatna jak pajęczynka. To samo werbena patagońska, chciałabym żeby została i się wysiała dalej, albo przezimowała, bo jest super a grzebiąc przy kopcach, znając mnie, poniszczę to co zostało albo się wysiało. Może faktycznie kopcowanie razem z różą to dobry pomysł. Przywiązana roślinka da się zauważyć choćby ze względu na sznurek he he?
Błyszczyk jest fajny. Bardzo drogi, francuski, oszczędzałam na niego pół roku, ale widzę, że warto było, skoro zauważyłaś
Grażynko, jakby róże były bezobsługowe to najpiękniejsze odmiany rosłyby wszędzie. I w większości ogrodów prywatnych i na publicznych klombach. Ja początkujących uprawiaczy róż zawsze "uspokajam", mówiąc "Eeee tam, jaka robota? Trzeba tylko zrobić kopce jesienią, jak już ci łapy grabieją na zimnie, wiosną rozgarnąć to co usypane, przyciąć róże, ale trzeba wiedzieć którą jak, potem nawieźć, potem znowu pewnie trochę przyciąć, potem usuwać pędy z bruzdownicą, niszczyć mszyce, jak przekwitnie to obcinać każdy kwiat nad odpowiednim oczkiem i z odpowiedniej strony, potem znowu nawieźć, potem obrywać chore listki, jeżeli są, potem już nie ciąć, tylko obrywać kwiaty i to wszystko. A, no i trzeba dużo i regularnie podlewać, ale na korzeń, żeby kropla na listki nie poleciała, więc kładziesz się na ziemi, co utrudnia ci oganianie się od komarów, ale bez wody to one zdechną. No i znowu zrobić kopce...i tak w kółko. Więc spoko, pełen relaks."
I bardzo dobrze. To krzewy dla pasjonatów. I wariatów
Ja dopiero po kilku sezonach zaczynam rozpoznawać słabsze sadzonki. Wkurzają najbardziej te, które przez pierwsze sezony rosły i kwitły bardzo dobrze a potem z każdym rokiem wyglądają coraz gorzej, mimo takiej samej opieki. Nadal staram się sobie przypomnieć czy czegoś nie zaniedbałam, ale też nie ratuję ich jakoś gorliwie. Oddaję i robię listę kolejnych zakupów różanych
Jeżeli chodzi o robotę przy różach, to nie znoszę kopczykowania, przesadzania a nawet sadzenia nowych róż jesienią. Jak się robi zimno i ciemno, to mi przechodzi zainteresowanie ogrodem i przeklinam samą siebie, że tyle tego nasadziłam. Natomiast cięcie wiosenne bardzo lubię. Bo to już koniec zimy, skowronki, słoneczko itp. Nie szkodzi, że jestem podrapana i zmęczona. Cieszę się, że już robi się ciepło i zaczyna nowy sezon ogrodowy. W tym roku dlatego cięłam tak późno, bo zima nie miała końca do maja i nastrój ogrodowy dopadł mnie z opóźnieniem

Ale czytam, że sporo osób nie lubi wiosennego cięcia róż, więc coś musi w tym być. Ja lubię. No i tak jak Ty - jak widzę ukwiecone rabaty, to mam ochotę na nowe odmiany. Setki nowych odmian!
Za namiary na Lichtkonigin Lucię dziękuję, ale to potężny krzew rośnie i nie wiem czy miałabym tyle miejsca dla niej. Musiałabym pomyśleć jeszcze intensywniej niż do tej pory a już mam mózg wyprasowany od myśleniach o kolejnych miejscówkach na nowe róże...
Ewa-Pashmina 
Miło mi, że zajrzałaś i się odezwałaś. Zawsze się cieszę jak ktoś mi coś napisze.
Alexandra Princess de Luxembourg u mnie radziła sobie średnio. Miała kilka długaśnych pędów a rosła na przodzie rabaty i nie pasowała mi tam. Oddałam przyjaciółce i u niej jest śliczna. Nie wiem czy samo przesadzenie jej pomogło, czy czas, bo u niej już się zadomowiła a u mnie była krótko, więc wiele o niej nie powiem. Queen of Sweden chwyta za serce. Ten jej nieskazitelny kolor, filiżanka kwiatu, prosty wzrost... cudo. I wybaczam jej, że nie są te kwiaty bardzo trwałe. Moja w tym roku pokazała, że brakuje jej żelaza, więc musiałam dodatkowo dokarmić. Listki wróciły do normy, ale czekam na drugie kwitnienie z pewnym niepokojem, bo pąki wydają mi się podejrzanie małe.
Co do róż na dopalaczach to obawiam się, że na własnej skórze doświadczyłam tego niejednokrotnie. Są na pewno mocno pryskane i podpędzane, człowiek się cieszy i spodziewa tylko sukcesu, a tu po zimie... niespodzianka
Dziękuję za komplement dla psiaków. Teraz są trzy, ale był moment, że były cztery. Jamnika nigdy nie miałam, ale darzę je dużą sympatią, kilka zaprzyjaźnionych mam i są kapitalne. Takie... ludzkie. Cane Corso to piękne psy. Nie znam żadnego osobiście, ale o rasie sobie czytałam, bo lubię duże pieseczki

Twój/Twoja był/a ostry/a? Mam do nich duży respekt, to pies wymagający sporo uwagi chyba? Owczarek niemiecki był w moim domu rodzinnym, bo moja Mama kochała tę rasę, ale to wulkany energii, my jesteśmy zdecydowanie za leniwi na ON-ka.
Nowy dom? To oznacza nowy ogród? Zazdroszczę

Często myślę, jak urządziłabym ogród, gdybym mogła zacząć wszystko od początku. Na pewno byłoby inaczej, z założenia wszystko byłoby dedykowane rabatom różanym

Teraz takie kółka z różami, jakie mam, to właśnie głównie ze względu na psy, żeby nie musiały przebiegać przez rabaty, tylko między nimi, ale pokombinowałabym jak połączyć psy i jak największą ilość róż

Masz już na oku rasę, która z Wami zamieszka?