Witajcie!
W pierwszej kolejności chcę Wam wszystkim podziękować za wpisy i cierpliwość w oczekiwaniu na odpowiedzi. Nie zapomniałam o forum, tylko przez ostatnie dni zbiegło się dość dużo różnych wydarzeń i stąd cisza nie tylko u mnie, ale i do Was nie było kiedy zajrzeć
Nawet na czytanie nie miałam czasu, więc zaległości mam ogromne. No nic, będę sukcesywnie starała się nadrabiać.
Od mojego ostatniego wpisu minęło tyle czasu, że zupełnie nie wiem od czego zacząć? Chyba jednak od tego, że we wtorek przyleciało na kilka dni moje dziecko. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy i dzisiaj już musieliśmy się żegnać. I znów tęsknota będzie rozdzierać mi serce
Taki już los rodziców, których dzieci postanowiły spróbować życia w innym kraju. Planujemy wyjazd do niego na Święta Bożego Narodzenia, bo jakoś trudno nam sobie wyobrazić Wigilię bez naszego synusia. To dodaje mi trochę otuchy i łagodzi ból rozłąki.
A ogrodowo też się działo...Tyle, że w poprzedni weekend, który upłynął niezwykle pracowicie. Ponadto obfitował w dodatkowe atrakcje...Piękna pogoda na szczęście sprzyjała, więc pracowało się całkiem przyjemnie. Zaplanowałam małą reorganizację na niektórych rabatach i z wydatną pomocą eMa udało mi się sporo zrobić. Kilka róż trzeba było przesadzić, z kilkoma się pożegnałam i co najważniejsze posadziłam wreszcie do gruntu wszystkie donicowe. A było tego 10 dużych donic. Bez męskiej pomocy nie dałabym rady ruszyć kilku olbrzymów. W zasadzie to on powyciągał te największe i przytaszczył na nowe miejsca. Przy tej robocie dość mocno ucierpiał, bo moje podopieczne uzbrojone są przecież w całą masę kolców. Biedny eMuś - nie dość, że ręce miał pokłute, podrapane, to jeszcze ogromny kolec wlazł mu w policzek. Po wyjęciu rana dość mocno krwawiła. To cud, że po tym wszystkim nie zostawił mnie z tym całym nabojem samej. Kochane to moje chłopisko
Jakby mało było atrakcji, w nocy z soboty na niedzielę mieliśmy pobudkę. Obudziło nas zaciekłe ujadanie Harrego. Chcąc nie chcąc zaspany M zszedł na dół, żeby zobaczyć o co chodzi. Przyszedł w gości amator psich chrupek - jeż. M w piżamie wyszedł i próbował przenieść 'intruza' w bezpieczne miejsce. Harry był szybszy. Złapał biedaka w zęby i zaczął uciekać. W końcu poczuł kłujące igły i wypuścił zwiniętego w kulkę jeża. M wyniósł go do ogrodu. Poszliśmy spać i rano o wszystkim zapomnieliśmy. Za to po południu Mango wykrył gościa i znów potrzebna była nasza interwencja. Manga wyprosiliśmy z ogrodu, a nocnego gościa poczęstowaliśmy wodą i psimi chrupkami. Najadł się, napił i schował pod rododendronem. Wieczorem, gdy zapadł zmierzch siedziałam i odpoczywałam na tarasie. Widziałam, że nasz nowy lokator chodził sobie po ogrodzie. Ciekawa jestem, czy poszedł z powrotem do lasu? Od niedzieli jest spokój i jak na razie nie widziałam go więcej. Za to Harry ma pamiątkę w postaci bardzo mocno podrapanego nochala
Nocny gość
Dorotko, u mnie też jeszcze kwitną i chociaż zdaję sobie sprawę, że to końcówka, to chciałabym jednak zatrzymać czas i jeszcze choć kilka tygodni nacieszyć się ich kwiatami
Ambridge Rose
Ewelinko, jesień to nie jest moja ulubiona pora roku, ale cóż, trzeba ją przetrwać. Gorzej z pracami w ogrodzie, gdy pogoda kiepska i wcześnie robi się ciemno. Ja mam do posadzenia 200 cebul, a nie posadziłam jeszcze ani jednej. Czekam na łaskawszą aurę - bez deszczu, bo nie lubię gdy ziemia lepi się do sadzarki. Okrywać róż nie będę, a kopce dostaną tylko te najwrażliwsze i wszystkie młodziaki. Reszta musi sobie radzić sama. Czeka mnie jeszcze sadzenie jesiennych zamówień różanych, ale z tym mam nadzieję się uporać dość szybko, zwłaszcza, że miejsca już przygotowane. Jeśli pogoda nie będzie sprzyjać, to zadołuję je i po sprawie. Tak zrobiłam w ubiegłym roku i wszystkie bardzo dobrze przezimowały. Wiosną jakoś lepiej i chętniej mi się pracuje
Parfum Flower Circus
" Dorotko wspomniałaś o brnieciu w szaleństwo różane... myślę, że nawet jak się miejsce skończy, to jest to sytuacja przejściowa. Zawsze coś można usunąć, przesadzić, oddać komuś w dobre ręce i cyyyk... miejsce gotowe."
Basiu, święta racja. Też dojrzałam do eliminowania marudnych panienek. Nie chcę trzymać róży dla samej róży - tylko chcę cieszyć się kwitnącymi, zdrowymi krzaczkami, a nie wiecznie narzekać, że ta rośnie kiepsko, tamta słabo kwitnie, inna za to choruje już w czerwcu

Szkoda miejsca i czasu. Moje dostają szansę co najmniej przez trzy sezony, a niektóre nawet więcej. Chyba dojrzałam do takich eliminacji, chociaż czasami zadrży ręka, gdy wbijam szpadel i wiem, że to już koniec przygody z tą konkretną odmianą.
Amelie Nothomb pachnie delikatnie i raczej nie należy do wysokich. Jak podaje szkółka, w której ją nabyłam osiąga 80-100cm. Moja po pierwszym sezonie ma nie więcej jak 50 cm.
Amelie Nothomb
Marta+ 
Witam Cię serdecznie i cieszę się, że postanowiłaś napisać kilka słów. To miłe, że nie czytasz z przyczajenia, tylko oficjalnie. Mam nadzieję, że od czasu do czasu będziesz czynnie się udzielać na forum.
Jest tutaj kilka osób uprawiających z powodzeniem róże na balkonach, więc im więcej takich balkonowych rosariów, tym lepiej. Będzie można dzielić się doświadczeniami i wymieniać odmiany, które sprawdzają się w tej trudnej uprawie. Specjalistką od róż balkonowych jest nasza Alexia, która w tej dziedzinie nie ma sobie równych

Myślę, że skoro interesujesz się różami, to pewnie znasz jej wątek?
A róże da się uprawiać na tarasie, balkonie, jeśli tylko bardzo się je kocha. Na pewno wymagają dużo więcej troski niż te rosnące w gruncie, ale za tę opiekę potrafią się odwdzięczyć swymi cudnymi kwiatami.
Mary Rose
Ewa Pashmina, witaj po przerwie

Zawsze jesteś mile widzianym gościem. A na ławeczce rozgość się-bardzo proszę. W zimowe wieczory będzie więcej czasu, to pogawędzimy o różach, powspominamy, obejrzymy na spokojnie co ciekawsze zdjęcia.
Crocus Rose
Aniu Pulpa222, moja Pomponella rośnie w miejscu, gdzie słońce ma do godz. 14. Znosi to bardzo dobrze i nie zauważyłam żeby jakoś specjalnie cierpiała. Zresztą ona pierwsze kwitnienie zaczyna znacznie później niż inne róże i może akurat nie trafiała na wielkie upały. Jakoś nie kojarzę jej kwiatów wyglądających jak skwarki, więc chyba nie było tak źle... Natomiast potrafi dość żwawo rosnąć nie tylko w górę, ale i na boki. W tej chwili ma podobną zarówno wysokość jak i szerokość - tak ok. 150 cm
Queen of Hearts
Aniu anabuko1, a gdzie tam zdrowe. Tylko tych chorych nie pokazuję, bo po co? A kwitnienie jesienne może nie zachwyca, ale nie będę wybrzydzać, bo w zeszłym roku o tej porze było już po ptokach. Przyszły nocne przymrozki i załatwiły tyle kwiatów, że żal mi było to wszystko ścinać. Do tej pory pamiętam, że zrobiłam ostatnie, radosne zdjęcia, a następnego dnia w ogrodzie zastałam zmarznięte mumie
Artemisowi nie straszne deszcze i chłód - kwitnie nadal
Aniu Annes77, masz oko do róż

Potrafisz dostrzec ich piękno i wcale mnie nie dziwi, że w oko wpadły Ci właśnie te purpury i słodka Amelie.
Na oku mam sporo i właśnie dlatego nie mogę się zdecydować...

Powiem Ci, że w większości myślę o powiększeniu kolekcji Austinek. Chodzi mi głównie o nowości u Kamili, ale i drugi egzemplarz Boscobel do mnie trafi...No nie mogłam się oprzeć, bo to piękna, obficie kwitnąca już w pierwszym roku, sztywno trzymająca kwiaty - angielka. A poza tym oczywiście skuszona przez Jagnę i naszą Aneczkę, uległam i zamówiłam Dolce Vita. A co jeszcze? Nad resztą się zastanawiam. Jak przyjdą zamówione panny, to na pewno się pochwalę. Decyzję zmieniałam już kilka razy, więc nie chcę na razie pisać dopóki nie zamknę ostatecznie zamówień. Tak jakoś wyszło, że znów przyjdą róże z trzech źródeł. No z dwóch przyślą, a od Kamili odbiorę jak zwykle sama
Ostatni kwiat Marc Chagall
Reniu, oczywiście, że się pochwalę

Przyszły: Bombshell, Confetti, Wim's Red. Wszystkie już posadzone i miejsce znajdzie się jeszcze na co najmniej jedną...Ale to już na wiosnę, bo w tej chwili muszę jeszcze przesadzić Moonlight żeby stworzyć tam taki hortensjowy kącik.
Karolino, roszady w ogrodzie są czasami konieczne i powiem Ci, że w sumie to ja lubię tak trochę mieszać w rabatach...

No może nie aż tak drastycznie jak teraz, ale tak ogólnie to co roku coś tam przesadzam, zmieniam. Pewnie wszystkie tak mamy, bo inaczej to co byśmy robiły? Ogród nie lubi monotonii, a ciągłe zmiany sprawiają, że robi się ciekawie i zawsze można znaleźć coś nowego, interesującego.
Sir John Betjeman
Ilonko, witam Cię serdecznie
Heathcliff to młoda róża. U mnie od jesieni, ale na rabacie wylądowała dopiero wiosną. Miejsce ma wybitnie w półcieniu. Nawet nie wiem, czy tego słońca nie ma zbyt mało?

Urosła dość wysoka, bo w tej chwili ma 160 cm, ale za to tylko dwa pędy. Słabo się rozkrzewiła, bo też i zimę zniosła średnio. Z czterech pędów zostały jej tylko te dwa. Kwitła na razie dość skromnie, bo w pierwszym rzucie dała kilka kwiatów, w drugim podobnie. Z tym, że drugie kwiaty utrzymywały się bardzo długo. Ma dość sztywne pędy, przez cały sezon była zdrowa. Na razie chyba nie pokuszę się o porównanie z Williamem S, bo ten kwitnie znacznie obficiej, chociaż kwiaty ma zdecydowanie mniejsze i mniej trwałe. Poza tym mój William złapał plamistość pod koniec sezonu. Myślę, że więcej o niej powiem w przyszłym sezonie, jak już się na dobre zadomowi.
Garden of Roses
Jak zawsze muszę podzielić odpowiedzi. Za chwilę wracam...