Dziewczyny pozwólcie, ze odpowiem Wam zbiorowo opowiadając trochę historii o moim synku.
Już jako niemowlak miał zdiagnozowaną nietolerancję na białka mleka krowiego. A że karmiłam go piersią, to oboje byliśmy na diecie. Niestety czas mijał a On z tej alergii nie wyrastał. No niestety niektóre dzieci tak mają. Większość wyrośnie z niej około drugiego roku życia a niektóre nie. Co jakiś czas (pół roku, do roku) miał podawany alergen, by sprawdzić czy nadal go uczula. Nadal. Od razu pojawiały się zmiany skórne i katar. W wieku starszym już tylko infekcje górnych dróg oddechowych.
Dzieciaki całe życie chciały mieć psa. No ale wszyscy wiemy, ze pies to ogromny obowiązek. Chciałam, byśmy byli bardziej świadomi tej decyzji, a nie gdy dzieci mają 3 i 7 lat. Dlatego najpierw kupiliśmy świnki. Syn miał wtedy 3 lata. Alergia na białko była nadal.
Między 7 a 8 rokiem życia zaczęły się u syna pojawiać kolejne niepokojące symptomy, że coś jest nie tak. Symptomy nieurologiczne. Lekarz jeden. Drugi lekarz, trzeci... "Nie, nic się nie dzieje" Jak nic się nie dzieje, jak ja widzę, że coś jest nie tak! I wtedy moja mądra pediatra zasugerowała, by zrobić mu szersze testy alergiczne. Zbiegło się to w czasie, gdy świnki pojechały na wieś, na wakacje do siostry mojego męża i jej dzieci. My byliśmy na wyjeździe. Świnkom tak się spodobało swobodne bieganie po ogródku a tamte dzieciaki były tak zachwycone, że świnki zostały na dłużej. Moje zadeklarowały się, nad wyraz chętnie, że co tydzień musimy je odwiedzać. Jakoś wielkiego płaczu nie było i nie ma, że one są tam do dziś.
W tym samym czasie pojechaliśmy do Poznania na testy alergiczne z krwi. Pamiętam jak dziś... pierwszego czerwca, w dzień dziecka, przyszedł wynik:
-najwyższy, czwarty stopień alergii na białko mleka krowiego
-najwyższy, czwarty stopień alergii na gluten (GLUTEN?!

Jak to gluten? Skoro nigdy nie było żadnych objawów nietolerancji glutenu?! Żadnych bóli brzucha, czy wzdęć, żadnych problemów z kupą? Jak to?!
-trzeci stopień alergii na soję i jajko kurze
-drugi stopień alergii na kukurydzę i groch
Dieta. ŚCISŁA dieta. Nie myślcie sobie, ze dramatyzuję ale naprawdę na chwilę świat mi się zawalił. Ze dwa dni trwało zanim uświadomiłam sobie, że to TYLKO alergia. Na szczęście moje dziecko nie jest śmiertelnie chore czy niepełnosprawne. To tylko alergia. To tylko dieta. Nie takie nieszczęścia chodzą po ludziach.
Nasza pediatra wytłumaczyła mi skąd biorą się objawy neurologiczne u mojego syna:
Nietolerancja glutenu, czyli że jadł gluten choć nie mógł, spowodowała, że jelita mojego syna są nieszczelne. Przez te nieszczelne jelita do krwiobiegu dostawały się alergeny i cząstki, które nie powinny tam być. I one razem z krwią płynęły do centralnego układu nerwowego i go podrażniały. Stąd objawy neurologiczne. "Dieta. Dieta załatwi sprawę. Proszę mi wierzyć na słowo."
No i rzeczywiście minął miesiąc a objawy zaczęły słabnąć. Po dwóch się skończyły.
Mój syn, muszę Wam powiedzieć, mimo swoich ośmiu lat jest bardzo rozsądnym dzieckiem. Po wytłumaczeniu mu na czym polega jego alergia, co powoduje, bardzo rozsądnie podchodzi do sprawy. Czyta wszystkie etykiety. Wie co może a czego nie. Czasem mu smutno, ze nie może zjeść np pizzy ze swojej ulubionej pizzernii. Ja nadal próbuję z różnymi mąkami. No niestety nie każda jest na tyle smaczna, by ośmiolatek chciał ją jeść.

No ale nie o tym mowa...
Dziecko na diecie. Objawy przeszły. Pełnia szczęścia.
Pojawiła się u nas Minti. Minęło półtora tygodnia a potworne nocne gotowanie się w nosie powróciło. Minęły dwa tygodnie a objawy neurologiczne też powróciły...
Syn twierdzi, że na pewno nie zjadł nic, co by to spowodowało.
I teraz pytanie: Czy tamte objawy neurologiczne i gotowanie się w nosie, to był wynik alergii pokarmowej czy wynik posiadania świnek morskich? Niestety tak się złożyło, że nie wiemy, bo w tym samym czasie dowiedzieliśmy się o glutenie i w tym samym czasie świnki pojechały do cioci.
Niestety mi to wygląda w 99% na psa.
Nasza Minti ma włos, nie sierść. Jednak ponoć najbardziej uczula naskórek, ślina i mocz. Niestety z wszystkimi tymi "rzeczami" syn ma kontakt. Głaszcze małą, bawi się z nią a i ona mała to w domu siknie, mimo iż w dzień wyprowadzana jest co godzinę.
I teraz następne pytania, najważniejsze:
Czy zostawić psa w domu, bo może problem się rozwiąże, gdy przestanie posikiwać w domu? Czy ryzykować jeszcze większe przywiązanie się dzieci do psa? A jak się okaże, że Minti nauczy się, że sika się na dworze a nadal będzie alergizować małego? Wtedy to dopiero będzie trauma rozstania. Teraz sunia jest z nami 3 tygodnie. Z każdym kolejnym tygodniem będzie tylko gorzej, rozpacz będzie większa.
I teraz kolejne moje pytanie:
Kochana Jagno tyle się ostatnio pisało u Ciebie, by nie faszerować róż chemią, bo to im nie służy...
No właśnie... A ja sobie myślę... czy ja powinnam faszerować mojego ukochanego syna chemią przez następne kilkanaście lat? Bo na tę chwilę nie chcemy zrezygnować z pieska, który jest z nami tylko trzy tygodnie? Tu nie chodzi o zwierzę, które jest z nami od lat. Ona jest z nami 25 dni. Czy moje dziecko powinno być tak poświęcone, by dzień w dzień pakować w niego tabletki? Dla mnie? Odpowiedź jest oczywista: Nigdy w życiu!
Tabletki alergiczne to też chemia!
Nie poświęcę syna, bo moje dzieci nie chcą rozstać się z psem. Wiem... płacz będzie przez kilka dni. Mnie też jest smutno na samą myśl ale zdrowie mojego dziecka jest dla mnie rzeczą priorytetową. To on właśnie, i córka są dla mniej najważniejsi na świecie.
Piesek jest jeszcze malutki. Ma 11 tygodni. Nauczy się i pokocha innych ludzi. Do nas może się i przyzwyczaiła ale na pewno jeszcze nie pokochała.
Dziś idziemy do naszej pediatry, która jest inna niż większość lekarzy dookoła. Zawsze stara się znaleźć przyczynę problemu a nie tylko zamieść jego skutki pod dywan. Zobaczymy co ona nam powie. Czy pokieruje nas dalej.
A odczulanie czyli immunoterapia jest raczej odradzana przez lekarzy z racji braku standaryzacji alergenów zwierzęcych, służących do odczulania. Z tego powodu skuteczność terapii jest nieporównywalnie mniejsza od np. odczulania z pyłków.
Mam totalną dolinę w głowie. Trzymajcie kciuki za naszą dzisiejszą wizytę u lekarza. I ogólnie za całą tą sytuację.
