Witajcie. Miło czytać dobre słowo o własnej pracowitości. No staram się, jak mogę. Mój M. przygotował ów stos ziemi, zakupił i przywiózł 1500 doniczek
bez otworów w dnie, agrowłókninę oraz 2 sekatory i wyjechał na tydzień z domu ze słowami:
"Dasz sobie radę?". Ni to pytanie, ni to pewność... Więc zaczęłam dawać tę radę - najpierw przygotowałam doniczki, potem wiertarką wywiercałam w nich po kilka otworów (praca nieprzyjemna), rozłożyłam włókninę, a gdy przyszło do właściwej roboty - obcinania, przycinania, sadzenia - zwerbowałam do pracy znajomą, bo tu potrzeba co najmniej 6 rąk, nie tylko 4. Posadziłyśmy 100 sztuk,a gdzie reszta? Dziś leje deszcz, więc nici z pracy, mam nadzieję, że jutro od rana weźmiemy się i pogonimy. M. wróci w sobotę i stwierdzi, że dałam radę.
A nade mną i moimi różami dominuje ten oto kasztanowiec:
