
Wybacz, że jestem ciekawa, ale zastanawiam się, czy przetrwał Ci bez Black Lace.

Poszłam za Twoim przykładem i korzystając z tego, że wiatrzysko ustało pogalopowalam do ogrodu bawić się w piromana i dopiero po ciemku ściągnęłam do domu, bo mnie deszczyk pogonił.
Capię dymem na kilometr, ale nic to, bo wielka kopa gałęzi, traw i innych chaszczy spalona.

Brateczki u mnie są nie do zdarcia. Obecnie mam ich jeszcze więcej niż w zeszłym roku.


Jadziu u mnie dzisiaj nie było cudnej pogody, ale z przerwami cały dzień działałam w ogrodzie. Masz rację......deszczyk potrzebny, bo w mojej studni poziom wody dalej niższy niż zazwyczaj bywał w minionych latach.
Wiem, że dobrze by było zamalowywac cięcia różom, ale jakoś nigdy tego nie robiłam, a w tym roku musiałabym zamalować je całe, bo wyglądają kiepsko po gradobiciu. Podobnie wyglądają inne krzewy, ale jakoś nie mogę się zdecydować na drastyczne cięcie przy samej ziemi. Wiem, że z czasem będę musiała po trochę wymieniać rośliny na nowe egzemplarze, ale nie wszystkie na raz.


Kasiu u mnie w ostatnim czasie natura dba o takie wątpliwe atrakcje.

Fiołki rogate, które ją nazywam brateczkami od dziesięciu lat rozsiewają się niemiłosiernie , a w zeszłym roku kupiłam dwie kępki innych i chyba się zapyliły z moimi ciemnymi, bo jest sporo kolorowych siewek.Kwitną cały czas od jesieni.

Misieńko kolorowo jest na zdjęciach, a w ogrodzie te maluchy słabo widać, ale one bardzo cieszą, bo to pierwsze oznaki nowego, kolorowego sezonu.
Ja też wolę te drobniutkie, a do tego wydaje mi się, że one odporniejsze.

Dorotko lubisz burzę?




