Zuza właśnie ogrom pracy, zmobilizował mnie do cięcia traw. Hortensji mam kilkanaście, róż też, nie mówiąc o chwastach, niektóre już kwitną.
Ewelinko trawy później nas pocieszą, teraz maluchy cebulowe niech przynajmniej zakwitną.
Marysiu dzięki.

Ta rabata, mam nadzieję, pokaże się latem z dobrej strony. Od miskantów w prawo, posadziłam sześć róż. Na razie żyją i może pokażą parę kwiatów, choć tam patelnia cały dzień.

Trochę tulipanów i krokusów też się zieleni, tylko na kolory czekamy.
Małgosiu tak, to irysy żyłkowane Harmony, ale dziś dalej w pąkach. Mam jeszcze fioletowe, ale sadziłam je w grudniu, to jeszcze nie wystawiły nosów z ziemi.
Reniu miło mi.

Najlepiej się czuję, jak plecy bolą od pracy.

Jednak moja ciepłolubność, nie pozwala mi na długie siedzenie w zimnym ogrodzie.

Już dziś M próbował, za radą Marysi, zwykłą piłą typu
lisi ogon ciąć mniejsze trawy. Świetnie się sprawdziła.

Na miskantach wypróbuję w przyszłym roku. Mam ich siedemnaście i tyle samo rozplenic.
Lucynko zawsze mamy za dużo tego, czego nie potrzebujemy, a za mało pożądanych roślin.

Czosnki otoczę jakimś płotkiem, żeby M przy koszeniu nie zniszczył kosiarką, a jesienią znajdę im miejsce.
Madziu trochę zimno było w sobotę, ale M był chętny do pomocy, to szybko się uwinęliśmy.

Sama nie jestem w stanie wyciąć takiej ilości traw.
Kochani dzisiaj zimniej niż wczoraj, choć w południe trochę słońca się pojawiło. Dostałam dziś wiadomości, że wszystkie moje zakupy pojawią się w tym tygodniu. Jutro pierwsza paczka, a tu przymrozki.
Moja aktualna miłość, u której spędziłam dzisiejszy dzień, skończy w czwartek cztery tygodnie.
