Witajcie

.
Małgosiu wszystko okaże się w poniedziałek. Czy będzie chciała zostać, na jak długo i czy będzie płakać czy nie. Zobaczymy

. Nie ukrywam, że to będzie dla mnie nie lada wyczyn, bo będę musiała zabierać obie córki ze sobą . Weronika- starsza córka, bardzo kiepsko chodzi, przewraca się i ma duże problemy z równowagą więc muszę Ją nosić albo wózkiem wozić . Już się przyzwyczaiłam i jakoś sobie radzę ale to przedszkole na początku będzie dla mnie strasznym wyzwaniem . W każdym razie ja wiem, że Emilka bardzo potrzebuje kontaktu z rówieśnikami i liczę na to , że będzie dobrze.
Pogoda u mnie dzisiaj była taka sobie ale deszcz nie padał więc prawie cały dzień byłam w ogródku. W końcu taka okazja, że nie będę miała dzieci ze sobą może się szybko nie powtórzyć. Słoneczko pokazywało się tylko rano ale tak symbolicznie. Udało mi się dzisiaj dokończyć rabatę przed domem, zdarłam trawę, zrobiłam obrzeże. Jednak ciągle nie jestem pewna czy odpowiada mi jej kształt

. Trzy razy zmieniałam go i w końcu zaczęłam się wkurzać na siebie

. Nie mam fotek bo właściwie skończyłam przed 18 i było już prawie ciemno. Może jutro uda mi się zrobić zdjęcia i podpowiecie mi czy może coś powinnam zmienić

. Poza tym znowu robiłam porządek za stodołą. Tam jest mnóstwo ziemi do wywiezienia i wyrównanie terenu. W pojedynkę jest trochę gorzej no ale dzielnie walczyłam z taczkami. Przygotowałam też ziemię pod lawendę i trawy ale w dalszym ciągu dużo darni jeszcze pozostało mi do zdarcia. Kilka godzin to za mało żeby ogarnąć wszystko

. Martwi mnie kilka róż, które sadziłam jesienią . Wydawało mi się, że nic im nie jest ale dzisiaj stwierdziłam, że chyba jednak ucierpiały. Młode listki, które zdążyły puścić w zeszłym roku są suche i nie widzę czerwonych nosków, które u większości róż są już bardzo widocznie. Ciekawa jestem czy to koniec czy może jeszcze odbiją

. Dzień uważam jednak za udany bo z pewnością przy dzieciach nie zrobiłabym nawet jednej trzeciej tego

.
Pozdrawiam i życzę spokojnego wieczoru

.