No nie ukrywam żeście mnie
dziewczyny trochę pocieszyły, że te Leosie takie chorowite bywają... że to po prostu nie mnie tylko jednej trafił się taki egzemplarz...

Zrobię oprysk z sody i ludwika już dwa razy go tym traktowałam i na troszkę pomagało.
Ja już nie kupię go więcej, bo mnie zraził do siebie tym mączniakiem. Choć trzeba przyznać, że kwitnie cały czas niestrudzenie i bardzo obficie. Jednak liście praktycznie cały czas porażone.
Sabinko u nas też pierwsze katary już za nami.

Niestety.
Moja Pomponella to na razie bardzo grzeczna różyczka. Do nieba się nie spieszy i na boki nie chadza.
Aprilku własnie przez tego mączniaka innego zdjęcia Leonarda u mnie nie znajdziesz. Tylko zbliżenie.
Zresztą róże mam od tej wiosny więc na razie robię im same portreciki, bo są maleńkie i nie kwitną aż tak obficie, by łapać je z większej perspektywy. Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie się to zmieni.
Moja Pomopnella rośnie ściśle na wystawie wschodniej. Schowałam ją za ścianą domku, by ustrzec ją przed zimowymi wiatrami i przemarzaniem. Może jednak i u mnie po tym zabiegu wyrośnie na różanego potwora?
Nena soda Leosia traktowałam już dwa razy. Na krótko pomagało. Mój w tym roku trafił do mnie. Może dlatego taki chorowity? Jednak jest to u mnie róża pienna i wygląda sama w sobie bajecznie.
Dorotko właśnie nie raz się spotkałam z taką opinią, że cięcie nie zawsze pomaga, bo jak dana róża "tak ma" to i tak wypuści długie wieehecie.

Tak mają moje trzy Swany. Małe zgrabne krzaczki i każdy z nich po jednej długiej miotle wypuścił.
Tolinko ależ ja całe lato praktycznie niewiele zrobiłam. Przez tę suszę nie dało się wbić szpadla, by poszerzyć jakąkolwiek rabatę, że o przesadzaniu to już nawet nie wspomnę. Jestem więc teraz mocno tego spragniona.
Ja z traw największym sentymentem darzę właśnie rozplenice. To przez nie zaczęła się moja trawiasta przygoda.
Soniu ja mam wrażanie, ze u Ciebie to wszystko się uda a Ty masz wybitnie zdolną rękę do kwiatów.
