Krysiu traszki są moimi pupilkami, dla nich znoszę nawet glony w oczku
Uleczkotraszunie, ważki i inne stwory gdy wyczują nawet kałużę, same się złażą i wcale nie trzeba ich zapraszać.Największą frajdę jednak sprawił mi ostatnio nietoperz, który być może zamieszkał u nas na strychu altanki. Piszę, być może, bo widziałam go pierwszy raz i nie wiem czy zostanie na dłużej, a jeśli zostanie to znowu pojawia się pytanie czy nie zrobić mu specjalnego domku, czy nie zamarznie w zimę . Ale wiem jedno - jest przepiękny

Może następnym razem, jak jeszcze będzie, uda mi się cichaczem zrobić fotkę .
Jeśli chodzi o róże Geshwinda hmm... mam do nich stosunek raczej emocjonalny, pojąć tego nie potrawię, ale odbieram je zupełnie inaczej niż pozostałe.Wiele oczywiście czytałam o ich niezadawalającej zdrowotności i muszę przyznać, że na szczęście nie potwierdzam jak dotąd tej opinii, ale też mam je dopiero parę sezonów, a ten rok był szczególnie łaskaw: zero deszczu=zero chorób.Na żadnym z krzewów jak do tej pory nie zauważyłam nawet najmniejszych oznak chorób, choć przyznaję, że nie pieszczę się i podlewam zraszaczem

Zaś moja Lustige o tej porze wygląda jak gepard, w śliczne cętki. Najsłabiej kwitła mi w tym roku Asta von Parpart, ale bałam się że wcale mi padnie przez zwierzę które sprawiło sobie pod nią domek, walka była długa...
Reszta, a więc Himmelsluge, Aurelia Liffe, Anna Scharsch,Grafin Esterhazy, Eurydice cudownie zdrowe.W tym miejscu przyznam się do pewnej sztuczki, którą stosuję i chyba z powodzeniem przy sadzeniu róż, otóż do każdego dołka przy sadzeniu dorzucam ze szpadel, dwa ziemi z lasu , takiej wierzchniej z grzybniami itp.Gdy przesadzałam jedną z nich, zauważyłam że wokół korzeni jest właśnie dużo białych strzępków, myślę, że taka naturalna mikoryza jest lepsza niż ta którą oferują sklepy,a efekty - róże sadzone wiosną radziły sobie same przez całe dwa miesiące letnie w ciągu dwóch lat- bez podlewania i oprysków, zero chorób i wszystko ok. A jakie są Twoje sposoby?
Uleńko, jeden z Twoich patyków próbuje kwitnąć!

Ale chyba mu nie pozwolę na to szaleństwo, szkoda roślinki...Gipsy Boy chodzi za mną od dawna, tylko ziemi coraz mniej...zamówiłam już dziewięć kolejnych
Dokupiłam troszkę liliowców od Joli i posadziłam dopiero teraz,wcześniej się bałam.....
Beatkostrasznie się cieszę, że nie zapomniałaś o mojej prośbie

Masz cudownie zadbane pomidoruchy, ja się ze swoimi aż tak nie pieszczę

Ale powiedz proszę, które najbardziej polecasz, i jak smakują te zupełnie czarne. Obiecałam sobie sprawić takie na następny rok, tylko nie wiem na jaką odmianę warto się zdecydować. Będę Ci wdzięczna za wszystkie wskazówki.Choruję też na Megagroniastego, w tym roku dostałam nasionka z wymianki, ale mi nie wzeszły

Może miałaś tą odmianę ?
Nadal będę przynudzać swoimi kwiatuchami

Powyżej wciąż kwitnąca młodziutka Mery Rose i Laguna

Liliowiec Sabine Baur i żelazna odmiana Leonardo da Vinci, poniżej Lustige
