Martuś - liliowcowa kolekcja u mnie największa i najbogatsza.
To pierwsza moja kwiatowa miłość i trwa do dzisiaj.
Ciągle mnie kusza nowe, bo to wspaniałe rośliny.
Patyki wsadzone trzymaj kciuki.
Romantyzm mnie się też udzielił, chyba na starość

bo kiedyś byłam trzeżwo myśląca i to bardzo.
Mateusz - taki romantyzm jest bardzo ujmujący i sama go bardzo lubię.
Do tej pory ogród wydawał mi się taki surowy a teraz za sprawą polnych roślin jest bardzo przytulny.
Szkoda że na noc trzeba wracać do domu.
Jadziu - ziemniaków się nie podlewa tak samo jak na polach.
Ja daję im wody dopiero jak zielina więdnie.
Jeśli góra zielona to nie powinnaś była kopać.
Ziemniaki wykopuje się najwcześniej kiedy góra zaczyna kwitnąć albo jak zeschnie na amen.
Ja dałam im dobrego mojego kompostu i ogrodowej ziemi, jak widać wystarczyło.
Ciekawa jestem na następne wykopki, które już niedługo.
Aniu sweety - i dobrze zrobiłaś.
Mój jak przemarzł do kopca to odbił dopiero w maju.
Wykopać masz zawsze czas, szkoda byłoby wywalać jak korzenie już głęboko w ziemi.
Madziu - masz rację, róże z wiekiem robią się odporniejsze i coraz ładniejsze.
Kolekcja liliowców rośnie w siłę, tylko miejsca już brakuje na dalsze poszerzenie.
Wandziu - kocham pastelowe kolory i spokój.
Nie cierpię nerwowości i niezdrowych emocji.
Zwłaszcza tych o negatywnym brzmieniu.
No to będziemy obie robiły Westerlandowi a kuku, porównamy potem jakie tego były skutki.
Aniu - tara - masz rację, nigdy nie lubiłam róż ze względu na ich kolce.
Może dlatego, że nie wiedziałam jak koło nich chodzić.
Teraz mogę z nimi pracować gołymi rękami i najwyżej mam kilka niegrożnych ukłuć.
Teraz wraz z liliowcami tworzą kwiatowy busz na przemian.
Jacku - wybrałeś całkiem ładne odmiany, ale moim faworytem albo faworytami są pajączki.
Uwielbiam te wielgachne płatki nawet jak zwisają niby szmatka, ciągle czuję ich niedosyt.
Marysiu - tak, liliowce w towarzystwie dzikich drobnych kwiatów wyglądają cudnie.
Cieszę się że liliowiec ode mnie zakwitł, dobrze że nie dał plamy.
Niech Ci zdrowo rośnie i cieszy twoje oczy.
Rosjaneczki polecam, spisują się u mnie bardzo dobrze.
A obietnice jak to zwykle bywa z nimi są po to, żeby je łamać a potem żałować.
Elżunia - mam nadzieje, że twoje słowa się spełnią.
Oby tylko spodobało mu się miejsce w jakim go posadziłam.
U mnie ani zawieruchy ani deszczu nie było.
Dzisiaj pokropiło lekko i tyle a chmurzyło się mocno i grzmiało.
Ale prawdziwego deszczu ani słychu ani widu, totalna susza.
Izuś - na razie zdrowa i czeka na większe deszcze, żeby mogła podrosnąć.
Mam nadzieję, że da rady w tą suszę i głęboko zapuści korzenie.
Ale jak to angielka pewno pokaże się z najlepszej strony za kilka lat.
Woda teraz na wagę złota dla zwierzyny, moje oczko dosłownie jest okupowane przez zwierzęta a ptactwo wręcz bije się o dojście do łyku wody.
Nawet moja kotka złapała przy nim kilka myszy, widocznie też chciało im się pić.
A jeża pierwszy raz widziałam jak kąpał się w oczku na płyciżnie

i byłam w szoku, bo przecież jeże nie potrafią pływać i od razu się topią jak nie ma wyjścia z wody.
A on stał spokojnie po brodę w oczku i pił łapczywie a potem otrząsał się i znów pił.
Wyszedł dopiero po jakichś 10 minutach całkiem mokry, widać pasowała mu ta kąpiel.
Takiej suszy nie pamiętam już od kilkunastu lub kilkudziestu lat.
Róże stanęły w miejscu, inne rośliny zwieszają głowy, tylko liliowce jakoś to wytrzymują, pewno korzenie sięgnęły głębin.
Mimo tego jest cudownie, bo zapach lilii roznosi się szeroko.
Śpimy w domu przy otwartych oknach a zapach wchodzi w pomieszczenia delikatnie i nie boli z niego głowa.
Chmury dzikiego przymiotna i aminka unoszą się nad ogrodem a pod nimi kwitną liliowce i floksy co wygląda bajecznie, zwłaszcza przy zachodzie słońca.
A więc znowu trochę letnich klimatów.......
.......trochę liliowców dla ich sympatyków.......
.......i coś dla sympatyków róż.
Charles de Mills przyszła do mnie pomyłkowo, ale nie żałuję.
Dobrze się spisuje, chociaż kwitnie tylko raz.
Lubi półcień czego u mnie dostatek, więc podoba jej się tuż przy oczku.
Ładny kwiat, przyjemny zapach i dość długie kwitnienie, czego chcieć więcej ?
Coquette des Blanches to historyczna róża o wielkiej niewiadomej.
Na razie powiem szczerze taka sobie, nie zachwyciłam się nią specjalnie, chociaż na zdjęciach w necie wyglądała super.
Drugi jej sezon jest bardziej udany od pierwszego.
Było mnóstwo pączków ale sporo zaschło z racji suszy jaka panuje i pewno moje podlewanie było zbyt skąpe.
Ale dobrze przyrosła, łatwo daje się rozpinać czy kulkować, chociaż pędy nie są wiotkie.
Mimo suszy zdrowa jak na razie.
Trzeci sezon powinien już pokazać pierwsze jej możliwości w dobrym wydaniu, jak to u róż historycznych często bywa.
Ta róża podoba się wielu jej posiadaczom, ale mnie jak na razie zwodzi.
Dwa sezony za nią a kwitnie dosyć skąpo i słabymi kwiatami jak na jej możliwości.
Może miejsce jej za bardzo nie pasuje, ale nie mam dla niej innego, więc cierpliwie muszę czekać aż się z nim oswoi i zadomowi.
Jedynie nie zawiodła pod względem wytrzymałości mrozowej, bo nie okrywana od początku.
Zdrowie dobre ale nie znakomite.....radzi sobie jak na razie bez plam.
A mowa o
Souvenir du Docteur Jamain - że też ludzie muszą wymyślać tak skomplikowane nazwy.
Ta róża to dopiero róża wielu możliwości.
Raz wygląda przepisowo a raz jak chce.
Ale co najważniejsze to zdrowa, nie kaprysi i dobrze powtarza kwitnienie.
Lets Celebrate , bo o niej mowa, spisuje się bez zarzutu poza wcześniej wymienioną przypadłością.
Zimuje pod kopcem, ale przypuszczam że dałaby radę i bez niego przy normalnej zimie czyli o średnich mrozach.
Tylko jak przewidzieć jaka będzie zima ?
