Witam
Tyle się dzieje wokół mnie, że nie nadążam już z pisaniem.
Może dzisiaj uda mi się wydobyć swój wątek z mroków zapomnienia.
Najpierw odpowiem na wpisy miłych gości.
Oj
Karolinko 
, oczywiście , że takich róż nie będziesz miała, bo przecież klimat we Wrocławiu taki, że Twoje róże
będą rosły o wiele okazalej i kwitły dużo bujniej niż te moje , tu na zimnej północy.
Dorotko 
musisz zmienić chyba miejscówkę tej róży, skoro tak to wygląda.
Miałam tak źle posadzonego Cartiera i też nie wiedziałam, gdzie się nad nim zachwycać. Po przesadzeniu w inne miejsce oszołomiona zostałam jego wigorem i kwitnieniem.
Wandziu 
Kardynałowi wycinam tylko uschnięte gałązki po zimie i tylko lekko przycinam końcówki, oczywiście po kwitnieniu. Prowadzę kardynała i Reine po łuku, bo tak mi się to udało, a przed nimi rośnie kilka niższych róż.
Myślę, że po kwitnieniu spokojnie można ciąć tę różę krócej i utrzymywać jej wzrost na niższym poziomie.
Asiu 
trochę ociągałam się z tymi fuksjami i chyba jeszcze muszę poczekać na efekty moich zabiegów.
Na razie ledwo widzę takie zielone zalążki listeczków.
Stasiu 
chodzę koło tych ranników i cieszę się jak dziecko. Teraz wyglądają jeszcze okazalej, bo już wszystkie zakwitły. Mam nadzieję , że tak samo popiszą się Twoje ciemierniki.
Ewcia 
gratuluję pierwszego pąka przylaszczki.
Swoją też odnalazłam , ale pąki jeszcze w glebie, ledwo co wychodzi.
Mam Comte dopiero od poprzedniego sezonu i już zauważyłam, że kwitnie niemal na okrągło.
Grażko 
nawet nie wiesz jak mnie korci, żeby już przycinać róże. A Barona w szczególności.
Ledwo co mogę się powstrzymać. Jednak jeszcze nie wiadomo, czy zima nas na koniec nie zaskoczy.
...........................................................
Teraz wrócę do prezentowania swoich róż.
Jakoś łatwiej zabierałam się za róże historyczne. To dziwne , ale zupełnie w pewnym momencie straciłam serce dla współczesnych , niewielkich róż kwitnących często o wiele chętniej i częściej , łatwiejszych w utrzymaniu pod kopczykiem.
Jednak brakowało mi tych różanych kwiatów w ogrodzie po okresie apogeum kwitnienia róż historycznych.
Dalej poszukiwałam takich róż, które będą obdarzały mnie swoimi kwiatami częściej niż raz.
Jednak nie zawsze było to jedyne kryterium.
Z wycieczki po niemieckich ogrodach pozostał zachwyt nad kwitnącą raz ale za to jak pięknie (oczywiście w tamtych ogrodach) różą
Raubritter (Hybrid macranta z 1936 roku Kordesa).
Udało mi się ją nabyć w kraju , posadziłam i czekałam na kwiatki.
Rośnie nie za szybko, po dwóch latach nawet ładnie już kwitła ale później niestety łapie mączniaka.
Jednak postanowiłam, że będę o nią walczyć z tą zarazą aż do skutku.
Hybrid Musk.
Z wycieczki przywiozłam sobie pewną różę, jeszcze nie bardzo byłam świadoma, co za jedna.
Była to
Queen Of Musk. I tak zaczęła się moja przygoda z różami piżmowymi.
Z kolei we Francji w pewnym ogrodzie rosła wielka na całą ścianę
Ghislane de Felingonde. U mnie aż tak nie szaleje.
