Witajcie, moi drodzy!
Kilka zimnych nocy i wilgotnych poranków spowodowało gwałtowny rozwój czarnej plamistości (nawet na rozach Kordesa i Harknessa!). A że pogoda dziś umiarkowana i niedziela w dodatku, to po skrupulatnym oberwaniu zaplamionych listków z ponad setki róż, mogę zająć się wątkiem.
W pisemku ogrodniczym wyczytałam to:
"Wszędzie jest wiele różnych odcieni barwy żółtej i pomarańczowej, ale najbardziej zadziwiają chłodne, ekstrawaganckie tony magicznego fioletu, od lekkich odcieni liliowych do mocnej purpury. Dzięki nim, w dni poprzedzające lodowato szare zimowe miesiące, ogród wypełnia tajemnicza aura, a rabaty są wystrojone jakby czekały na ostatnie wielkie przyjęcie."
I doznałam dziwnego wrażenia, że ktoś wypowiedział moje oczekiwania i czyta w moich myślach
. Toż właśnie taki klimat chciałabym widzieć jesienią w moim ogrodzie...
No i mam materiał do przemyśleń na zimę i robotę do wykonania wiosną.
A od jutra zabieram się za eliminację tej wszechobecnej i irytującej żółci...
.
Zaś jeśli idzie o róże, to bardzo pięknie w tej chwili prezentuje się
Pink Peace, kwiat modelowy, wielki z tym charakterystycznym białym brzeżkiem.
Janku, nie wiem, czy przywitać Cię słowami Pawlaka: "Jaśku, nareszcie jesteś!", czy Pietrka z "Rancza": "Okropnie mi przyjemnie", w każdym razie witam Cię serdecznie w zielonych pokojach.
Twoje kłopoty z zawciągowcem mogą wynikać z nadopiekuńczości

.
On nie wymaga ani okrywania na zimę, ani ochrony przed deszczem. U mnie rośnie w piaszczystej glebie.
Spróbuj z nim "zimnego wychowu", a w razie czego - służę sadzonkami.
Cześć,
Gajowa. Masz rację, że docelowa liczba róż to tyle, ile zdołasz "obsłużyć"

.
Ja mam wrażenie, że ta moja setka to jest właśnie taka ilość. Nie powiem, mam jeszcze ochotę na kilka, ale jestem zdecydowanie przeciwna tzw. upychaniu róż. Muszą mieć luz i przewiew, nie mogą włazić na głowę sobie nawzajem, a poza tym, musi być też miejsce na inne rośliny. Same róże nie zbudują ogrodu kompletnego i różnorodnego.
A róże lubię jeszcze za to, że dzięki nim wykonuję niezliczoną ilość skłonów i przysiadów, do których inaczej nikt by mnie nie zmusił

.
Też uważam trawki za lepszą alternatywę od banalnej lawendy, choć wielu miłośników tej prowansalskiej rośliny ma mi to za złe

.
Za pozdrowienia dziękujemy i odwzajemniamy

.
Ale z Ciebie Sherlock,
Marysiu 
, Twoje odkrycie mojego trzeciego
fijoła wyjątkowo mi pochlebia.
A przecież każdy gość zasługuje na specjalne traktowanie, nieprawdaż? Przecież Twoja gościnność też nie ma sobie równych.
Tak, ludzie chętnie lecą za modą, kierują się też owczym pędem.
Ale niekoniecznie trzeba rośliny kupować wagonami, żeby zapchać ogrody po uszy...

.
Mnie teraz bawią nie rośliny, nie ich kolekcjonowanie, czy też mody, ale wrażenia estetyczne, których dostarcza ogród jako całość, lub poszczególne jego części.
Ogrody "konsumuję" oczami i nie pojedyncze rośliny, ale całe obrazy zapadają mi w pamięć.
Justi, no musiałam gdzieś wyczytać o Twojej niechęci do żółci

.
A te maślane kolory trudno za żółte uznać.
Ja sama mam raptem dwie zdecydowanie żółte róże:
Friesię i
Grahama Thomasa, innych roślin w tym kolorze pewnie ze trzy i tyle...
Najbardziej nie lubię pory, kiedy żółknie wszystko

.
No, jesteś "
tryndy", tylko na opak

.
Brawo za niewpadanie w różne manie

. Mnie też one zahaczają samym brzeżkiem, no może poza różami..., ale czy setka to już mania?
PS. U Irminki kocham wszystko inne, ale tej "jajecznicy" nie.
Agness, jaka jesteś miła i łaskawa w ocenie mojego ogrodu...
Faktycznie, kiedy jesień jest tak ciepła i piękna, jak w tym roku - to człowiek trwa w ciągłym zachwycie. Inaczej byłoby, gdyby lało i wiało.
Te jesienne róże istotnie są niesamowite, kwitną tygodniami, a nie tak, jak tym upalnym latem - 2 dni.
Bardzo lubię gościć Cię u siebie, a jeśli i Ty lubisz tu bywać - to już pełnia szczęścia.
Asiu, jeszcze cztery lata temu w zielonych pokojach było z pięć róż na krzyż...
Może utworzę wątek wspomnieniowy, to sama zobaczysz. Istniał i nawet zgarniał nagrody w konkursach miejskich

.
Pepsi 
, moja różana sojuszniczko, pozdrawiam serdecznie!
Masz rację z koniecznością zachowania umiaru. Róże sensownie i sprytnie rozmieszczone w ogrodzie to sama radość, nawet, kiedy je choroby dopadną. Można im nóżki czymś pozasłaniać. A stosowania chemicznych i niechemicznych środków ochrony chyba się trzeba nauczyć.
Ale jednak jest więcej plusów dodatnich z posiadania róż niż ujemnych.
Ech, te koty, zawsze znajdą sposób, żeby wkraść się w nasze łaski...
Oooo,
Lisica i dawno nie widziane Kaszuby, i taka róża

.
Ta róża nie ma w nazwie Sir, tylko dlatego, że pan Austin wprowadził ją na rynek w 2000 roku, a tytuł szlachecki został
Jamesowi Galway'owi,
wydajuszczemusia irlandzkiemu fleciście, nazywanemu "człowiekiem ze złotym fletem", nadany przez Elżbietę II w 2001 roku. Ot, taki przypadek..., niby jeden rok, a jaka różnica...
Zatem
Sir James Galway, to miano ze wszech miar stosowne

.
Moje koty zaś, usłyszawszy o Twojej nominacji, wyprężyły grzbiety, postawiły ogony, wystosowały kocie uśmieszki i dumnie udały się w plener, żeby całej plebejskiej populacji kotów oznajmić swój splendor

.
PS. Te
rozy o Tobie plotkują? Mogłam podsłuchać...
Zielone pokoje witają nowego Gościa,
Smolkę 
.
Gruszeczki
Komoi Nashi smakowały? W listopadowym numerze "Mojego Pięknego Ogrodu" będą o nich pisać. Może Cię zachęcą?
Dzięki za miłe słowa pod adresem ogrodu i kotów. Miło mi, że też je lubisz. Pozdrawiam i zapraszam.
Ciekawa jestem, na jaki temat milczy dziś moje ciche miasteczko?
Dla jego mieszkańców rabata dolarowa a krzywej ramie
.
Wasza wizyta sprawiła mi wielką radość. Dziękuję bardzo i pozdrawiam - Jagi