Dziękuję Kochani za odwiedzenie moich gliniano-kamienistych wykopalisk, bo ogródka chwilowo nie mam
Annes77, sweety, Dorotko, Kasiu, Ewelinko, Sabinko
W poniedziałek zaczęliśmy, a dziś jeszcze końca pracy nie było widać.
Wtorek rozpieścił nas pogodą podobnie jak poniedziałek. Dokończyliśmy (tak nam się wtedy wydawało) główną część pracy - wysypanie piachu na dno rowów, wyłożenie geowłókniny, żwiru, rur drenarskich i nawet częściowo przysypać doły tym
czymś, co szumnie nazywamy ziemią. Przekopaliśmy się z rurą do strumyka, na koniec pracy M. z sąsiadem skrzętnie, niczym zdunowie zalepili gliną i kamieniami powstałą dziurę.
Środa przywitała nas deszczem, co jak się później okazało, było dla nas zbawienne. Załamana powstałą po deszczu w ogrodzie breją, długo nie mogłam zasnąć. Myśli krążyły po głowie, zaczęłam się zastanawiać, dlaczego w żwirku w najniższej części drenażu po niezbyt obfitym opadzie stoi woda. I nagle doznałam olśnienia...

Na odcinku odprowadzającym wodę ze zbiorczej dziękuję daliśmy zwykłą rurę, bez dziurek. W drenażu przy mniejszych / normalnych opadach woda płynie najpierw płytszą częścią - żwirem, dopiero gdy osiągnie poziom rury drenarskiej, wpada do niej. Aby woda pojawiła się w studzience zbiorczej, musiałoby padać dość intensywnie kilka dni non-stop. Woda spływając żwirem w dół w stronę strumyka, nawet po osiągnięciu poziomu rury, nie miała jak się wydostać z ogrodu (rura nie miała dziurek). Przy obfitych opadach mogłoby się to skończyć zalewaniem dolnej części ogrodu, bo spływająca z górnej części woda nie miałaby ujścia... O 1 w nocy wyciągnęłam M. z łóżka do ogrodu, by koniecznie przedstawić moje przemyślenia
Szkoda, że nie wpadliśmy na to dzień wcześniej, ale z drugiej strony na szczęście żwir w tej części nie był jeszcze przysypany. Dzięki Ci, Panie za ten środowy deszcz!
W czwartek również mżyło, więc za dużo nie zrobiliśmy. Poza tym przyszły róże z Rosarium i trzeba było pojechać do Mamy je posadzić. Wczoraj sami z M. skrzętnie przebieraliśmy mokre kupki z kamieni. Wierzcie, że to mało przyjemna robota, nasza ziemia lepi się do rękawic jak kiepsko wyrobione ciasto, a kamieni w ziemi więcej niż samej ziemi

M. odkopał nieszczęsną "błędną" rurę ze żwiru, uprzątnął (częściowo) pobojowisko nad strumykiem.
Dziś dość mocno posunęliśmy się do przodu z pracą - z odsieczą przybyli znów niezawodni sąsiedzi oraz szwagier i kuzyn

Sąsiad połapał spadki, z racji wykonywanego zawodu poszło mu ekspresem. Jedna drużyna walczyła z dolną częścią drenażu, druga przebierała ziemię i zasypywała doły.
Drugiego dnia tak wyglądała część rowu w dolnej części. Po 2
słonecznych dniach, gdy nie spadła kropla deszczu. Na zdjęciu widzimy kawałek korzenia, bednarkę i... kabel z prądem, który dzień wcześniej udało nam się przerwać koparką

Na szczęście panowie z energetyki pojawili się po niecałej godzinie - wszyscy byliśmy w szoku!
W blasku słońca chłopcy pracowali, aż się kurzyło:
Wyłożona geowłóknina, zabezpieczająca dziurki w rurach drenażowych przed zatkaniem:
Na dno rowów warstwa piasku, na to wyłożona geowłóknina, żwir, na warstwę żwiru wykładamy rury, przysypujemy jeszcze warstwą żwiru i zawijamy jak bobasa:
Kupeczka kamyczków uzbierana obok podjazdu - dziś już urosła chyba trzykrotnie:
Walka w strumyku:
Nieszczęsna część z rurą, którą musieliśmy wymienić, na szczęście przysypana ziemią tylko w krótkiej części:
I zdjęcia z dzisiaj:
Tu ta sama dolna część, żwir już wyrzucony z rowu, nieszczęsna rura wyrwana. I moi niezawodni sąsiedzi, bez których cała
zabawa w drenaż prawdopodobnie nigdy by się nie wydarzyła:
Wykładamy rurę drenarską:
Ujście:
Widok na ogród - pewnie tego nie widać, ale zniknęły już 3 wielkie kupy ziemi:
Zbliżenie. Więcej kamieni czy ziemi?
A na komarzycy wypatrzyłam kwiatki:
W poniedziałek byłam pewna, że rdest auberta zakończy żywota. Wydawało mi się, że rośnie idealnie w miejscu, gdzie koparka będzie musiała się przekopać. Na szczęście centymetry ochroniły go od zagłady. Moja radość była podwójna, gdy wypatrzyłam na nim... kwiaty? Teoretycznie nie powinien teraz kwitnąć, ale sezon mamy szalony:
Na jednej z rabat, pomiędzy jednym pobojowiskiem a drugim kwitnie ciemnoróżowy marcinek z żółtym oczkiem:
W innej części pobojowiska:
Jedna z ładniejszych chryzantem - rosła od maja do września w donicy i tylko dzięki temu nie padła:
Kolejna kwitnąca:
Mam nadzieję, że w przyszłym roku trochę się rozrosną
Od poniedziałku czeka nas wywożenie niezdatnej do zastosowania w rowach drenarskich gliny, po uprzednim przebraniu z kamieni. Na szczęście sąsiad ją wykorzysta i na szczęście mamy do niego z górki

Choć to marne pocieszenie, bo taczek do wywiezienia będzie chyba ze sto
Rozpisałam się, ale może ktoś kiedyś skorzysta z mojej obszernej relacji drenarskiej
Pozdrawiam Was ciepło
